Nie tak wyobrażali sobie nadchodzący sezon fani Tracy’ego McGrady. Po przygodach z Pistons, a następnie z Hawks, T-Mac spodziewał się większego zainteresowania swoimi usługami. Wydawało się, iż kwestią dni jest znalezienie klubu chętnego dać Tracy’emu kilka minut, dodając kilka punktów z ławki. Kolejne testy wśród Knicks i Spurs niestety nie przyniosły pożądanego efektu i przed zbliżającymi się rozgrywkami 67. sezonu były All Star nie ma w rękach nawet niegwarantowanej umowy z jakąkolwiek drużyną. Nie weźmie on udziału ani w campach, ani w meczach przedsezonowych. Co dalej będzie z legendarnym 33-latkiem?
Wiele źródeł sugeruje, że wzorem Stephona Marbury’ego – innej upadłej legendy NBA – uda się na przedwczesną emeryturę do ligi chińskiej, z którą dane nam było zaznajomić się bliżej podczas zeszłorocznego lock outu.
Były gwiazdor Orlando Magic i Houston Rockets jest na celowniku Orłów z Qingdao (miejsce 9 w poprzednich rozgrywkach) a chiński przedstawiciel klubu prowadził już tego lata (lipiec i sierpień) rozmowy z agentem Tracy’ego. Wówczas jednak T-Mac nie zdecydował się na azjatycką przeprowadzkę, mając ciągle nadzieję na angaż w lidze amerykańskiej. Przedstawiciele Qingdao Double Star Eagles wznowili w ostatnich dniach rozmowy z graczem oraz jego agentem i są na dobrej drodze by osiągnąć porozumienie w sprawie kontraktu. Oczywiście – jak sugerują chińskie media – wszystko w granicach rozsądnej ceny.
Osobiście sądzę, że bazując na osobie McGrady’ego Chińczycy mogliby poprawić wyraźnie swój ligowy wizerunek, zarabiając całkiem spore pieniądze na biletach na mecze z udziałem T-Maca oraz budując swoją ligową pozycję w oparciu o ciągle niemałe umiejętności obrońcy-skrzydłowego. Sam gracz mógłby na pewno sprawdzić – przy dłuższym czasie grania – na ile naprawdę go stać w sensie zdrowotnym. Jeśli jego strzeleckie umiejętności znów by się sprawdziły, a wysokiej dyspozycji nie zakłóciłaby żadna kontuzja, to być może znów pojawiłaby się szansa na grę w NBA?