Kolejny sezon NBA startuje już za tydzień. Jak co roku na parkietach najlepszej ligi Świata znajdzie się wielu zawodników, którzy mają coś do udowodnienia.
W ramach dzisiejszego Drobnym drukiem postanowiłem wytypować piątkę graczy, którzy będą ku temu najbardziej zdeterminowani.
Jeremy Lin
W Świecie w którym każdy gracz jest opisany tysiącem raportów, statystyk i materiałów filmowych trudno jest przeoczyć jakikolwiek talent. Tymczasem niewiele brakowało, żeby szersza publiczność nie usłyszała w ogóle o Linie.
Gdy czwartego lutego Jeremy notował 25pkt/5zb/7ast przeciwko New Jersey Nets i Deronowi Williamsowi wiele osób uważało, że mógł to być jednorazowy wystrzał. Nic z tego. Ten zimowy miesiąc Lin zakończył ze średnią 20.8 ppg, 8.4 apg, 4.0 rpg i 2.1 spg, a potrafił np. rzucić 38 punktów Los Angeles Lakers.
Problemy pojawiły się, gdy rywale zaczęli dostrzegać jego talent i byli zmotywowani by go zatrzymać. O tym, że jest to możliwe przekonali nas Miami Heat (23/02) kiedy Lin miał 1/11 z gry i 8 strat.
Nawet wtedy nikt jednak nie przypuszczał, że New York Knicks mogą pozwolić odejść takiemu graczowi nie dostając w zamian nic.
Jeremy stał się ogólnoświatowym fenomenem. Błyskawicznie podniósł rankingi popularności NBA w krajach azjatyckich. Tym czym mnie osobiści najbardziej ujął był upór w podążaniu za swoim marzeniem.
Nie byłem zaskoczony, gdy w lipcu otrzymał wysoką ofertę od będących w trakcie przebudowy Houston Rockets. Tamtejszy zarząd zna wartość jaką daje zainteresowanie w Chinach czy w Japonii. Determinacja Rockets była ukazana specjalną konstrukcją umowy, która miała utrudnić decyzję o jej wyrównaniu ze strony NYK.
Mimo wszystko z Big Apple nadchodziły informacje o tym, że Knicks są w stanie wyrównać każdy kontrakt do biliona dolarów (oczywiste przymrużenie oka, ale pokazuje to że nikt nie myślał o tym bo odpuścić Lina). Tymczasem z front office usłyszeliśmy, że jeżeli Jeremy chce odejść to niech odejdzie…
Błyskawicznie w Nowym Jorku zmieniło się nastawienie do młodego gracza. Zaczęto mówić o tym, że był chciwy i że w rzeczywistości nie jest tak dobry. Dodatkowo wzmiankowano o tym, że przecież w NYK byłby dopiero trzecią opcją (za Melo i Stoudemire) i oznaczałoby to jego sowite przepłacenie.
Teraz w Rockets Jeremy ma nowy start. Zaczyna jednak z zupełnie innego poziomu. Tam gdzie kiedyś był jego sufit (posada pierwszego rozgrywającego) teraz jest podłoga.
Niewielu graczy będzie tak wnikliwie obserwowanych na starcie ligi. Prasa w Nowym Jorku już ostrzy sobie pióra na wypadek jego słabszych występów.
O tak, Jeremy Lin ma wiele do udowodnienia i niesamowitą presję na sobie.
Kyle Lowry
Jeszcze w styczniu tego roku Lowry wydawał się gwarantować na lata spokój na pozycji rozgrywającego w Houston. Młody (26 lat), silny i dynamiczny gracz o już sporym doświadczeniu w lidze notował statystycznie najlepszy sezon w karierze.
Wtedy jednak pojawiły się jego kłopoty zdrowotne. Początkowo nie wiedziano o co chodzi. Kyle miał gorączkę i skarżył się na bóle brzucha. Wkrótce zdiagnozowano u niego infekcję bakteryjną, której leczenie i powrót do gry wciąż się przeciągały.
W tym czasie rolę rozgrywającego w zespole Kevina McHale przejął Goran Dragic. Słoweniec prezentował się bardzo dobrze i już w pierwszym meczu pod nieobecność Kyle’a wykręcił 23 punkty, 8 asyst i 5 zbiórek.
Kolejne mecze jeszcze utwierdziły jego pozycję i zaczęto się zastanawiać jak będzie wyglądała rotacja Rockets po powrocie Lowry’ego. Ten nastąpił ósmego kwietnia przeciwko Kings. Kyle wchodząc z ławki rozegrał 18 minut, zdobył 1 punkt i miał 7 asyst. Następne, coraz lepsze, spotkania nie poprawiały jego pozycji i zaczął się konflikt na linii gracza z trenerem.
Ostatecznie kłótnie i przebudowa Rockets doprowadziły do tego, że w Houston nie ma już ani Dragicia (Suns), ani Lowry’ego (Raptors). Fakt, że do Toronto wysłano go w zamian za wybór w pierwszej rundzie i Gary’ego Forbesa pokazuje jak szybko zapomniano o jego wartości.
W Raptors Lowry będzie miał szansę na odbudowanie się i zagranie na nosie władzom Rockets. Jeżeli na dodatek słabiej będzie grał Jeremy Lin…
Michael Beasley
Drugi numer draftu 2008 nie pokazał jeszcze w pełni swojego potencjału. Wybrany za Derrickiem Rose, a przed np. Russellem Westbrookiem i Kevinem Love skrzydłowy musi udowodnić, że może być liderem zespołu.
W czasie jego czteroletniej kariery na boiskach NBA częściej słyszeliśmy o kłopotach jakie sprawiał (narkotyki, złe zachowanie poza boiskiem, pasywność w czasie gry) niż o jego sukcesach.
Nikt nie ma chyba wątpliwości, że zmotywowany Beasley potrafi grać. Ciekawe jest to, że na pierwszy rzut oka nie zauważało się go w Świecie NBA, a mimo to jego średnie kariery to solidne 15.1ppg, 5.6 rpg i 1.4 apg.
W Suns będzie miał stworzone odpowiednie środowisko do udowodnienia swojej wartości. Władze klubu otwarcie powiedziały, że wierzą w niego i chcą mu pomóc. Beasley w emocjonalnym wywiadzie mówił jak bardzo to docenia i chce się odpłacić dobrą grą.
Jeżeli mu się uda odbudować swoją karierę to może, a nawet powinien być pierwszą opcją w ofensywie trenera Gentry’ego. Wraz z jego dobrą grą i wsparciem od Gortata, Scoli i Dragicia powinna po mału w niepamięć odchodzić era Steve’a Nasha.
Wiele osób jednak wciąż nie wierzy w to, że Michael może się zmienić. To im i przede wszystkim sobie samemu Beasley ma sporo do udowodnienia.
Jared Sullinger
Sullinger już od szkoły średnie był uważany za wielki talent. Zanim trafił do Ohio State był oceniany przez wszystkie specjalistyczne serwisy jako jeden z pięciu najlepszych graczy swojego rocznika.
Wybrał Ohio State i potwierdził swoje możliwości. W debiutanckim sezonie notował imponujące 17.2 ppg, 10.2 rpg i 1.2 apg w 31.7 minuty na mecz. Buckeyes zakończyli sezon regularny z bilansem 32-2 i byli faworytami do triumfu w NCAA. W fazie Sweet Sixteen wyeliminowali ich jednak gracze z uczelni Kentucky (62-60), którą prowadzili tacy gracze jak Josh Harrellson, Brandon Knight, Terrence Jones czy Doron Lamb.
W kolejnym sezonie Sullinger notował 17.5 ppg i 9.3 rpg, a Ohio State osiągnęło bilans 31-8. W Final Four Buckeyes przegrali z Kansas Jayhawks prowadzonymi przez Thomasa Robinsona (64-62). Jared zanotował 13 punktów (5/19 z gry) i 11 zbiórek. Pięć dni po tym meczu skrzydłowy powiedział, że zgłasza się do draftu NBA.
Pierwsze rankingi dawały mu wysoką pozycję, która odpowiadała jego umiejętnością. Sytuacja diametralnie zmieniła się po treningach w Chicago podczas których wiele drużyn zgłosiło zastrzeżenia do stanu jego pleców. Mówiąc potocznie – Jared został oznaczony czerwoną flagą jako zawodnik bardzo ryzykowny w kontekście wyborów w pierwszej rundzie.
W czasie draftu Boston Celtics nie mogli uwierzyć, że Sullinger doczekał do ich 21 wyboru. Po krótkich konsultacjach postanowili zaryzykować.
Jak widać po spotkaniach przedsezonowych, na razie ryzyko się opłaca. Jared gra na tyle dobrze, że zaczęto dyskutować nad tym czy nie powinien wychodzić w pierwszej piątce (kosztem Brandona Bassa).
Od pierwszego meczu sezonu Sullinger będzie miał co udowadniać osobom, które wybrały 20 graczy przed nim.
Andray Blatche
26-letni Blatche przez całą dotychczasową karierę był związany z Washington Wizards. Klub ze stolicy wyciągnął go z dopiero 49 numerem draftu 2005 wprost ze szkoły średniej. Trzeba dodać, że Andray był wcześniej typowany jako gracz pierwszej rundy.
Już początek jego kariery w Waszyngtonie zwiastował problemy. Skrzydłowy opuścił obóz treningowy ponieważ został postrzelony podczas kradzieży samochodu. Mimo to udało mu się rozegrać w debiutanckim sezonie 29 spotkań, a przez resztę czasu występował w D-League w zespole Roanoke Dazzle.
W kolejnych sezonach Blatche zaczął się rozwijać i otrzymywać coraz więcej minut. W sezonie 2008/2009 po raz pierwszy przekroczył średnią 10 ppg na przestrzeni całego sezonu.
W lutym 2010 ustanowił strzelecki rekord kariery. Zdobył 36 punktów przeciwko Nets trafiająć 17 z 31 oddanych rzutów. Dwa miesiące później otarł się o triple-double przeciwko temu samemu klubowi (20pkt, 9zb, 13ast).
W sezonie 2010/2011 był już pełnowartościowym graczem pierwszej piątki. Początkowo prezentował się dobrze, ale otrzymana przed sezonem spora podwyżka bardzo źle wpłynęła na jego motywację. Coraz częściej zaczęto mówić o jego słabej formie fizycznej, nie przykładaniu się do treningów i meczów.
Rozbieżność między zarobkami, a wkładem w grę zespołu doprowadziła do tego, że w 17 lipca tego roku Wizards postanowili wykorzystać swoją amnestię i zwolnić go z kontraktu.
Blatche nie cieszył się zbyt dużym wzięciem na rynku. Oczywiście, jak każdy wysoki gracz został zaproszony na parę treningów, ale szansę dano mu dopiero w Nets (musieli pamiętać jego dobre występy z przeszłości).
W klubie Prochorova i Jay-Z będzie miał szanse na odbudowanie swojej kariery i udowodnienie, że może być wartościowym zawodnikiem w NBA. Obecność takich profesjonalistów jak Williams, Johnson czy Wallace powinna mu w tym pomóc.
ile tutaj zawodnikow mogłoby sie znalezc.Za Sullingera dalbym Jordana z Clippersow.
Dlaczego? Jedyne co u niego było krytykowane to słabiutka ofensywa. Teraz nad nią pracował i powinien być lepszy, ale Hakeem z niego nigdy nie będzie :)
A Rashard Lewis?
Myślałem o nim, ale stwierdziłem, że on nie musi udowadniać, że dobrze rzuca z dystansu – to już wiemy :)
Od razu dodam, że wysoko w moim rankingu byli jeszcze Jeff Green (Celtics) i Perry Jones III (Thunder).
Myślę, że nie ma sensu umieszczać tu Sullingera. Raczej nie tylko on, a każdy rookie ma coś do udowodnienia, że nadaje się do gry na poziomie NBA.
Prędzej umieściłbym tu Turnera. To ma być jego sezon, wychodzić raczej będzie w s5 i ma pokazać ten swój potencjał, że nie jest miękkim ch***m robiony, jak to gadał pewien trener bez matury.
Jakbym miał kogoś z debiutantów wyróżnić to raczej byłby to Lillard albo MKG, na nich postawiono, oddano wysokie picki w drafcie, który był cholernie mocny i oni mają grać już, teraz, zaraz, bo na ławie nie ma nikogo ciekawego. Mimo, iż talentu mają (według mnie) mniej od Sully’ego to presja jest na nich, nie na gracza Bostonu.
Ogólnie trochę zawodników można by tu wymienić, ja liczę, że w końcu odpali Udoh, do tego może Jerebko wreszcie dostanie więcej minut, bo według mnie Szwed ma całkiem spory potencjał. Artykuł ciekawy, ale to jednak temat woda, możnaby gadać i gadać:P
a John Wall ?
A ja po przeczytaniu tytułu pierwsze o czym pomyślałem, że będzie o Gortacie i tym jak wiele musi udowodnić grając bez Nasha… ;)
Sami widzicie jak musiałem lawirować przy wyborach piątki :)
Jedna uwaga – chodzi mi o „coś do udowodnienia”, a nie o presję jaka towarzyszy np. wyborom z wysokim numerem. Czyli bardziej o podejście „ja wam teraz pokażę”.
fajnie napisane ale do tej pory nie kumam rzekomego fenomentu Lina, raczej nie mozna pisac o gosciu jako fenomenie przez 6gier na wysokim poziomie, co wiecej osobiscie uwazam,ze obok Andersona i Asika bedzie to najwiekszy bust transferowy okresu przedsezonowego. odnosnie Blacza, calkiem fajnie wyglada w pre no ale to tylko pre a tacy zawodnicy nie zmieniaja sie raczej póki nie trafia pod Popa, wiec tylk oczekac jak mu cos odwali, zwazywszy na mniejsce w ktorym się znajduje bedzie jeszcze bardziej podatny na pozaparkietowe wybryki.
Dzięki :) Odnośnie Lina, to zagrał jednak trochę więcej niż 6 dobrych spotkań -> http://espn.go.com/nba/player/gamelog/_/id/4299/jeremy-lin No i trzeba wziąć pod uwagę, że gra na bodaj najtrudniejszej pozycji.
6 oczywiscie to liczba umowna +/- 1, bo spotkania w których zaliczał tyleż strat co asyst badz nawet wiecej raczej nie zaliczylbym do udanych by nie powiedziec fatalnych bez wzgledu na zdobycze punktowe bo przeciez nie tylko o to chodzi prawda ;)