Konfrontacja Bulls z Thunder należała do jednej z lepszych całkiem ciekawego pre-season. Tym razem naprzeciwko siebie stanęły dwie drużyny, który do tego spotkania miały na koncie po 3 wygrane. Scott Brooks zdecydował się na grę bez swoich liderów, Kevina Duranta i Russella Westbrooka, natomiast Tom Thibodeau starał się oszczędzać Kirka Hinricha, który walczy z bólem naciągniętej pachwiny. Stąd też pojawiła się okazja na dłuższe granie, ex zawodnika Grzmotu, Nate’a Robinsona. To jednak nie obrońcy decydowali o wyniku meczu, a zawodnicy lepiej radzący sobie bliżej kosza.
Pod nieobecność Durantuli i Westbrooka wydawało się, że ciężar zdobywania punktów spadnie na Jamesa Hardena. Mimo wielu możliwości ku temu, Brodacz pudłował na potęgę trafiając ledwie 2 z 17 rzutów z pola gry! Przy jego fatalnej dyspozycji o zdobycze punktowe walczyli dwaj silni skrzydłowi OKC – Perry Jones i Serge Ibaka.
Gracze trenera Brooksa zaliczyli słaby start w tym spotkaniu, a kolejne akcje Denga (za trzy), Hinricha i wsady Noaha z Dengiem, pozwoliły miejscowym objąć prowadzenie 9-2. Dopiero seria akcji wysokich graczy gości, Perkinsa i Ibaki pozwoliła chwycić właściwy rytm gościom. Byki kontynuowały swoją dobrą passę wykorzystując dobrą dyspozycję Boozera, Hamiltona i Noaha a po kolejnych minutach gry wrócili na prowadzenie (17-8). Do końca kwarty przyjezdni pozostawali w grze dzięki akcjom Ibaki. Natomiast Byki zawdzięczały prowadzenie kolejnym trafieniom Hamiltona oraz dwóm trójkom Hinricha (28-22).
Druga odsłona rozpoczęła się fatalnie dla obu ekip. Zbyt duża liczba zmian nie tylko wybiła miejscowych z właściwego rytmu, ale również zmiana składu Thunder miała wpływ na wyniki gości. Dopiero w czwartej minucie kwarty Luol Deng trafił do kosza..Przez kolejne 5-6 akcji Byki jednak pudłowały na potęgę. Szansę swoją zwietrzyli zawodnicy z Oklahomy, a konkretnie rezerwowi: Lazar Hayward, Perry Jones i Hasheem Thabeet. Każdy z nich dołożył swoją cegiełkę do wyjścia na prowadzenie (33-31). Tom Thibodeau poprosił o czas i przerwa na żądanie Byków przyniosła pozytywne efekty. 8 oczek z rzędu i lepsza dyspozycja Jimmy’ego Butlera wyprowadziły gospodarzy na stan 39-33. Bulls poszli za ciosem w ciągu finałowych 3 minut kwarty, a kolejne trafienia Boozera (8 oczek w krótkim odstępie czasu) pozwoliły się cieszyć miejscowym z 11-punktowego prowadzenia przed przerwą (51-40).
Podczas trzeciej kwarty Byki trzymały bezpieczną przewagę – wahającą się od 6 do 10 oczek – na ich korzyść. Goście opierali swój atak na Serge’u Ibace, do ofensywy swojego zespołu próbował się również mocniej włączyć James Harden. Skuteczność tego ostatniego zostawiała jednak wiele do życzenia. Bulls korzystali z przewagi na pozycji numer 3, punkt za punktem zdobywał Luol Deng, momentami rywalom nie pozostawało nic jak tylko faulować lidera ofensywy gospodarzy. Dzięki akcjom Perry’ego Jonesa oraz Reggiego Jacksona, tuż przed upływem trzeciego fragmentu gry, goście zniwelowali przewagę do 6pkt (67-73).
Finałowa część meczu była grana już bez Ibaki. Thibodeau z kolei trzymał swoich pierwszo piątkowych zawodników, za wyjątkiem odpoczywającego Hinricha. Carlos Boozer i Luol Deng czyli najlepsi strzelcy w tym meczu dla Bulls, nie zwalniali tempa. Gospodarze nie mogli też powstrzymać coraz lepiej czującego się w ataku Thunder, Jonesa, autora 3 kolejnych trafień w ostatniej kwarcie. Faul przy trzy punktowym rzucie Hardena – Butlera – a następnie kolejne trafienie, numer 4 Jonesa otworzyło gościom szansę na wygranie spotkania. Przy stanie 87-84 na 34sek do końca udanym rzutem popisał się Boozer. Po chwili odpowiedział Jones w podobny sposób. Harden sfaulował Robinsona, a obrońca Bulls wykorzystał tylko jeden rzut wolny. Sytuacja się odwróciła i to to po chwili Nate faulował ex kolegę z Thunder, podczas gdy Brodacz trafił też tylko raz. Cztery kolejne – celne – osobiste Richarda Hamiltona, załatwiły sprawę wygranej na korzyść Bulls.
Wynik: 94-89 dla Chicago.
Punktowali: Boozer 24 (12zb i 5as), Deng 21 (5zb), Noah 15 (10zb, 4as i 3blk), Hamilton 13 oraz Ibaka 24 (8zb i 2blk), Jones 14 (4zb), Maynor 13, Harden 13 (7zb, 7as).
Ładnie Byczki. Niektórzy twierdzą, że bez Rose’a to do playoff się nie załapią…
Jako wierny kibic byczków bardzo się o to martwię. Oklahoma bez Duranta i Westbrooka to nie Oklahoma, więc łatwo ich ograć. Czekam na następne mecze. Myślę, że Tibs zrobił bardzo dobre ruchy tego lata sprowadzając dwóch obrońców, bo dzięki temu ma szanse na normalną grę, bez swojego pupila.
Dobra postawa Boozera bardzo mnie cieszy, ale martwi mnie trochę brak Gibsona. Hinrich to solidny obrońca, jak dla mnie trochę bez polotu, ale może to jest właśnie idealne uzupełnienie dla Rose’a jak wróci. Hinrich wygląda na gracza, który z łatwością przechodzi z funkcji PG na SG i odwrotnie. Jak wchodzi na boisko, to gra odrobinę zwalnia, schematyzuje się. Trenerzy lubią takich graczy.
Zwłaszcza, że jest jeszcze w składzie (bardzo mnie cieszy) mały Robinson. On jako zmiennik kompletnie nie zwalnia gry zespołu. Mam wrażenie, że wręcz odwrotnie, daje pozytywnego kopa. Z Rose’m równolegle na boisku grali by niesamowicie szybko. Dzięki tym dwóm panom Tibs ma większe możliwości niż przed rokiem.
Jedyny niepewny to na obecną chwilę Teague, ale może jeszcze potrzebuje czasu.
Ponieważ Grzmoty to akurat drugi zespół, któremu kibicuję, to mam nadzieję, że nowy P. Jones fajnie wpisze się w zespół i będzie kolejną siłą na skrzydle. Na razie na to wygląda, tylko szkoda, że przy takim wzroście i zasięgu ramion tak słabo zbiera i blokuje. Powinni nad tym popracować. Mając Perka, Ibakę i Jonesa pod koszem powinni stanowić potęgę w obronie.