Jak wszyscy blogerzy, uwielbiamy gdy możemy wchodzić w interakcję z naszymi czytelnikami. Dlatego też tak się ucieszyliśmy, gdy Dawid przesłał nam swoją opinię na temat wymiany na linii Houston Rockets – Oklahoma City Thunder. Zapraszamy do lektury i jednocześnie zachęcamy także innych do dzielenia się swoimi przemyśleniami.
Autor: Dawid Ciepliński
Grom z jasnego nieba
Szok. Niedowierzanie. Takie były pierwsze reakcje kibiców, dziennikarzy, blogerów czy nawet samych zawodników po transferze na linii Houston Rockets – Oklahoma City Thunder, którego najważniejszą częścią było przejście Jamesa Hardena do zespołu Rakiet.
Kiedy włączyłem komputer w niedzielę rano przecierałem oczy ze zdumienia. Nikt się tego nie spodziewał. Wszyscy czekali juz cierpliwie na rozpoczęcie sezonu i nie było chyba osoby, która sądziła, że jakakolwiek wymiana zostanie jeszcze sfinalizowana. Najlepszy rezerwowy poprzedniego sezonu i trzeci najlepszy zawodnik finalisty ubiegłorocznych finałów NBA trafił do drużyny, która jest w fazie głębokiej przebudowy i szczytem jej marzeń na następny sezon miał być jak najwyższy numer w drafcie i ogrywanie młodych zawodników.
Przypomnijmy, Thunder oprócz Hardena wysłali do Houston Cole’a Aldricha, Lazara Haywarda oraz Daequana Cooka pozyskując w zamian Kevina Martina, Jeremy’ego Lamba, dwa picki w pierwszej rundzie Draftu 2013 (od Dallas i Toronto) i jeden pick w drugiej rundzie Draftu 2013 (od Charlotte).
Kto wyszedł lepiej na tej wymianie. Ciężko powiedzieć. Wydaje mi się, że zarówno jedna, jak i druga drużyna dostała to czego chciała. Thunder już od jakiegoś czasu negocjowali z posiadaczem najbardziej znanej brody w lidze przedłużenie kontraktu. Od początku było wiadomo, że nie będą to łatwe negocjacje. Drużyna Oklahomy nie chciała płacić zbyt wysokiego podatku od luksusu, które w nowym CBA ma być o wiele bardziej restrykcyjne niż dotychczas i Harden będzie musiał zrezygnować z kilki milionów przy złożeniu swojego podpisu pod nową umową. Tym bardziej, że nie tak dawno przedłużyli kontrakt z Serge Ibaką, który zarobi w ciągu najbliższych czterech lat 49 mln dolarów. To w połączeniu z maksymalnymi kontraktami Duranta, Westbrooka i kontraktem Perkinsa stawiało Thunder w trudnej sytuacji. Wiedzieli, że by zatrzymać najlepszego rezerwowego poprzedniego sezonu będą musieli sięgnąć głębiej do kieszeni. Ta kieszeń okazała się jednak zbyt płytka.
Managment Oklahomy zaproponował Hardenowi czteroletnią umowę opiewającą na kwotę 52 mln. To jednak było dla niego za mało. Harden doskonale wiedział, że w przyszłym roku kiedy będzie zastrzeżonym wolnym agentem znajdzie się ktoś, kto zaproponuje mu maksymalną umowę, czyli 60 mln za cztery lata, dlatego nie chciał zgodzić się na niższy kontrakt (wśród klubów, które mogły to zrobić najczęściej mówiło się o Phoenix czy Dallas, ale pewnie kilka jeszcze by się znalazło).
Podejrzewam, że Sam Presti (GM Thunder) zdawał sobie z tego sprawę, że jeśli nie uda się podpisać przedłużenia z Hardenem, albo dokonać wymiany z jego udziałem Brodacz odejdzie w następne lato za darmo. A na płacenie zbyt wysokiego podatku Oklahoma nie mogła sobie pozwolić. Już w czerwcu przy okazji tegorocznego Draftu można było usłyszeć plotki o tym, że Thunder chętnie oddałoby Hardena za, np. pick nr 2 od Charlotte Bobcats. Patrząc teraz z perspektywy czasu, w tych spekulacjach musiało być jakieś ziarnko prawdy.
Po pierwszym odrzuceniu nowej umowy przez Hardena, Oklahoma wyszła więc z drugą propozycją i zaproponowała swojemu graczowi nową umowę – 54 mln za cztery lata. Kiedy jednak ponownie agent i sam zawodnik odrzucili tą propozycję Presti wiedział już, że konieczny jest transfer i to jak najszybciej, jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Wtedy są jeszcze szanse na zgranie się nowych zawodników z dotychczasowym składem i walka o tytuł w czerwcu, tym bardziej, że główny rywal do zwycięstwa w Konferencji Zachodniej, czyli Los Angeles Lakers, sam boryka się z problemem zgrania nowych elementów zespołu pozyskanych tego lata. Gdyby Presti wymienił Hardena w lutym, szansę na mistrzostwo byłyby jeszcze mniejsze niż teraz, na starcie sezonu.
Co ta wymiana oznacza dla Thunder. Przede wszystkim dostali za Hardena bardzo dużo. Więcej chyba nie dałoby się wyciągnąć. Przede wszystkim pozyskali Kevina Martina, który będzie pewnie pełnił rolę pierwszego strzelca z ławki. Były już gracz Houston Rockets jest bardzo dobrym strzelcem, który w zeszłym sezonie zdobywał 17,1 pkt na mecz. To więcej, niż Harden, jednak ten był dużo lepszym kreatorem gry i obrońcą niż Martin. Teraz większa odpowiedzialność za rozgrywanie spadnie na Westbrooka i to też jest ciekawe, jak on odnajdzie się w tej roli. Poza tym nie wiadomo, czy w ogóle Martin dotrwa do końca sezonu w Oklahomie. Jest on teraz w ostatnim roku kontraktu, za który dostanie ok. 12,5 mln i tuż przed trade deadline ta umowa może być łakomym kąskiem dla wielu klubów i nie zdziwiłbym się, jeśli Presti będzie szukał dodatkowo jakiejś wymiany w lutym, w którym główną kartą przetargową może być właśnie kontrakt Martina.
Ponadto do Thunder trafił Jeremy Lamb, nr 12 tegorocznego draftu, który wg wielu ekspertów ma szansę, jeszcze pewnie nie w tym sezonie, ale już za rok, dwa pełnić podobną rolę, do tej którą wypełniał Harden. Najwięcej jednak korzyściami z tego transferu mogą przynieść picki pozyskane przez Oklahome. Jeden, od Dallas jest chroniony w top-20 i raczej nie zostanie jeszcze wykorzystany w przyszłym roku, ponieważ Mavs raczej nie znajdą się w pierwszej dziesiątce ligi. Większą wartość może mieć jednak ten od Raptors. W przyszłym roku jest on chroniony w top-3 i nie trafi również do Thunder jeśli Toronto awansuje do play-off. Jest także chroniony w 2014 w top-3, w 2015, w top-2 i w top-1 w 2016. Wydaje mi się jednak, że Oklahoma już w przyszłym roku będzie miała możliwość skorzystania z tego picku. Raptors w tym sezonie jeszcze chyba nie awansują do fazy rozgrywek po sezonie regularnym i uplasują się gdzieś w granicach 10-11 miejsca na wschodzie, a ich pick będzie brał udział w loterii draftu. Jeśli Raptors się nie poszczęści i nie będą w top-3 to Oklahoma powinna wybierać kogoś ok. 10 numeru. Znając dotychczasową historię wyborów Thunder można sądzić, że będzie to dobrze wykorzystany numer. Poza tym mają jeszcze numer w drugiej rundzie od Bobcats, który powinien mieć numer 31-33, czyli też wysoko.
Jeśli zaś chodzi Houston, to po tej wymianie mają w końcu to czego chcieli. Mają swojego franchise playera, o którego tak bezskutecznie zabiegali. Pozyskiwali picki, pozbywali się zawodników, czyścili salary cap. Nie udało się tego lata z Dwightem Howardem, ale kiedy tylko pojawiła się okazja pozyskania takiego gracza, od razu skorzystali z okazji.
Ciekawe jest również to, jak Harden poradzi sobie jako pierwsza opcja i największa gwiazda drużyny. Dotychczas był jedynie trzecią opcją, czasem drugą, a teraz od razu przyjdzie mu grać pierwsze skrzypce w nowej drużynie. To będzie jedna z tych rzeczy, którą wielu kibiców będzie śledzić w przyszłym sezonie.
Samo jego pozyskanie to bardzo dobry ruch managmentu Rockets. Mają teraz młody, perspektywiczny zespół, ciekawych zawodników, szansę na wysoki numer w przyszłorocznym drafcie (podejrzewam że w okolicach 5 numeru) i kasę na pozyskanie bardzo dobrego zawodnika następnego lata z rynku wolnych agentów, a osoba Hardena może tylko pomóc w ściągnięciu kogoś dobrego. Zerknijmy komu po tym sezonie kończy się kontrakt. Najciekawszymi wolnymi agentami będą Dwight Howard, Chris Paul, Andrew Bynum, Manu Ginobili, Josh Smith, Paul Millsap, Al Jefferson, Kevin Martin, Chauncey Billups, Tony Allen, Paul Pierce, James Harden, Andre Iguodala, Stephen Curry, Monta Ellis, Ty Lawson, Tyreke Evans, Kyle Lowry, Jrue Holiday, Brandon Jennings, Tiago Splitter.
Harden zostanie na pewno. Rockets albo przedłużą z nim kontrakt teraz albo poczekają do przyszłego roku i wyrównają każdą ofertę jaką złoży mu inny klub. Jednego jestem pewien, nie powinni mu oferować 5-letniej umowy za 80 mln tylko 4-letnią za 60 mln. Z tej pierwszej opcji w myśl nowego CBA można skorzystać tylko raz na jednego zawodnika w zespole, a jestem bardzo sceptyczny, czy Harden jest tym, na kogo warto wykorzystać tą możliwość. 60 mln za cztery lata jak najbardziej, bo tyle byłby wart za rok na rynku wolnych agentów, ale 80 mln za pięć lat – już niekoniecznie.
Ponadto Rockets będą mieli środki na pozyskanie kogoś z tej puli zawodników przedstawionej powyżej. W kogo powinni celować? Howard, Paul, Bynum Ginobili, Billups, Pierce, Curry, Lawson, Holiday, Jennings, Splitter raczej zostaną w swoich dotychczasowych zepołach. Wydaje mi się, że ktoś z dwójki Millsap, Jefferson będzie dostępny za rok na rynku. Jeden z nich na pewno przedłuży kontrakt z Jazz, ale który to będzie ciężko powiedzieć. Raczej skłaniałbym się, że nowego pracodawcę jeszcze w tym sezonie znajdzie Jefferson, ale to już temat na osobny artykuł. Ciekawą opcją byłby też Iguodala, ale pewnie i do niego ustawi się kolejka chętnych klubów. Lowry i Ellis raczej do Houston nie trafią, a Sacramento ofertę dla Evansa raczej wyrówna, jeśli ta będzie w miarę rozsądna. Curry zostanie w Warriors, to też raczej pewne. Podobnie jak Lawson. Myślę, że z tej grupy Houston najbardziej powinni celować w Josha Smitha. Jeśli udałoby się go ściągnąć do zespołu z Teksasu, to przy rozwoju Asika froncourt Rockets byłby naprawdę imponujący. Harden grający pick’n’role ze Smithem. Przypomnijcie sobie, jak grał je z Collisonem w Thunder, a teraz wyobraźcie sobie na jego miejscu gracza Hawks. Prawda, że ładnie to wygląda. Ponadto jest jeszcze Jeremy Lin, który nawet jeśli grać będzie tak na 75 proc. tego co w czasie Linsanity, to kibice Rockets powinni być zadowoleni. Jest Terrence Jones, Royce White, Chandler Parsons, Donatas Motiejunas – zawodnicy, którzy jeśli odpowiednio się rozwiną mogą być bardzo przydatnymi postaciami w drużynie Rakiet.
Takie dywagacje na chwilę przed rozpoczęciem sezonu to trochę takie wróżenie z fusów, ponieważ wiele się jeszcze może wydarzyć, ale jedno pozostaje pewne – Rockets mają teraz przed sobą bardzo dużo możliwości i tylko od nich zależy jak je wykorzystają.
Podsumowując, tak jak pisałem w tytule tego artykułu, informacja o tej wymianie spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba, ale gdzieś tam nad tą burzą rozpętaną nad Oklahomą i Houston, już powoli zarówno dla jednej, jak i drugiej drużyny wychodzi słońce.
Dla mnie sprawa jest prosta. Ludzie są różni. Jedni chca być sławni, drugim zależy by pozostawić coś po sobie na tym świecie a jeszcze inni traktują wykonywana czynność jak prace zarobkową. Najwidoczniej Harden należy do tej 3 grupy. I nie dziwie mu sie. Niech wyciąga ile może póki mu zdrowie pozwala na dobrą grę. To zaprocentuje w przyszłości gdy nie będzie już uprawiał tego sportu. oby tylko potrafił dobrze ulokowac swój uzbierany kapitał.