Phoenix Suns rozpoczęli nowy sezon od porażki 85-87 z Golden State Warriors, a Marcin Gortat rzucił 10 punktów. Alvin Gentry może czuć się zaniepokojony skutecznością swoich zawodników oraz postawą rezerwowych.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Golden State Warriors | 1-0 | 25 | 23 | 17 | 22 | 87 |
Phoenix Suns | 0-1 | 21 | 21 | 25 | 18 | 85 |
Życie bez Stevea Nasha rozpoczęło się dla podopiecznych Alvina Gentryego bardzo przykro, bo od porażki z Warriors na własnym parkiecie. Suns nie musieli tego spotkania przegrać, ale słaba skuteczność i zbyt wiele strat zniweczyły ich plany.
Co ciekawe, największej cegiełki do wygranej Warriors nie przyłożył ani Stephen Curry, który dzień wcześniej podpisał nowy kontrakt z klubem z Oakland (44 mln/4 lata), ani tym bardziej debiutujący w barwach GSW – Andrew Bogut. Rozgrywający „Wojowników miała fatalny dzień strzelecki, spudłował 12 z 14 prób z gry (0-6 za trzy), natomiast australijski środkowy spędził na parkiecie tylko 18 minut (8 pkt, 6 zb), otrzymując w trzeciej kwarcie dwa bloki od Marcina Gortata.
Swój nieprzeciętny talent strzelecki potwierdził za to drugoroczniak Klay Thompson, który zgromadził w sumie 16 oczek”, czterokrotnie trafiając z dystansu. Dzielnie sekundował mu rezerwowy Carl Landry. Silny skrzydłowy dorzucił 12 ze swoich 17 punktów w czwarte kwarcie, w tym te najważniejsze, z prawego skrzydła po asyście Jarretta Jacka oraz lekkim zagapieniu się Gortata, który zgubił krycie i nie zdążył na czas dojść do gracza Warriors.
Suns przegrywali już 27-44 w drugiej kwarcie, którą Warriors rozpoczęli od runu 17-2. Nieskuteczni gospodarze i tak mieli sporo szczęścia, bo na potęgę mylili się także Curry i David Lee (w sumie 2-16 z gry do przerwy). Z rolą lidera nie mógł sobie poradzić Michael Beasley, a Gortat i Jared Dudley pudłowali rzuty z czystych pozycji. Pierwszą połowę przed totalną klęską Suns uratował Luis Scola. Argentyńczyk zdobył 9 punktów podczas serii „Słońc” 13-2 na koniec kwarty, trafiając między innymi swoją drugą w karierze trójkę, dzięki czemu do przerwy miejscowi przegrywali tylko 42-48.
Warriors jeszcze na początku trzeciej odsłony prowadzili ośmioma punktami, ale agresywniejsza obrona Suns pozwoliła im odrobić straty. Marcin Gortat zanotował w tym czasie 4 bloki, Goran Dragic 3 przechwyty, a „Wojownicy” zostali zatrzymani na zalewie 30% celnych rzutów z gry. Po udanej dobitce rzutu Beasleya, Gortat wyprowadził Suns na prowadzenie 62-61, kiedy na zegarze pozostawało 3:15 do końca tej ćwiartki.
W tym momencie wydawało się, że Suns będą kontrolować grę i dowiozą wygraną do końca. Tak się jednak nie stało, a niepowodzenie można w dużej mierze położyć na karb fatalnej skuteczności w całym meczu, a zwłaszcza w końcówce. Kiedy do końca meczu pozostawało nieco ponad pięć minut, Suns prowadzili 78-76. Niestety dla drużyny jedynego Polaka na parkietach NBA przestali trafiać, a z ostatnich 9 rzutów, tylko 3 znalazły drogę do kosza.
W drużynie Warriors natomiast konsekwentnie trafiał Landry i to goście mogli cieszyć się z pierwszej wygranej w sezonie. Na pochwałę wśród pokonanych zasługuje na pewno Scola, który trafiając swoje standardowe rzuty w post-up zanotował 15 punktów, 11 zbiórek, 3 bloki i 3 przechwyty. Goran Dragic miał 17 punktów, 8 asyst, 6 zbiórek i 3 przechwyty, ale trafił tylko 4 z 12 rzutów z gry. Słoweńcowi trzeba oddać, że starał się grać dla drużyny, ale jego partnerzy zbyt często pudłowali otwarte rzuty po jego asystach.
Marcin Gortat skończył mecz z dorobkiem 10 punktów (5-10 z gry), 9 zbiórek i 5 bloków, ale kilka razy ewidentnie nie był zadowolony, kiedy nie otrzymywał piłek, jakimi obsługiwał go wcześniej Nash. Polak zdobył tylko raz – na początku spotkania – punkty po akcji pick&roll z Dragicem. Wiele wskazuje jednak na to, że polski środkowy rozwija swoją grę w defensywie i będzie ważnym ogniwem Suns pod własnym koszem.
Mecz z Warriors potwierdził, że ekipie Suns może w tym sezonie bardzo brakować kontuzjowanego Channinga Frye’a. Skrzydłowy, który ma problemy z sercem groził zawsze celnym rzutem z dystansu, a właśnie tego elementu wyraźnie brakowało w środę, a dokładniej skuteczności. Suns trafili tylko 4 z 21 prób zza łuku.
Przy słabszej dyspozycji Beasley’a (8 pkt, 4 zb, 2-9 z gry) dość niespodziewanie bardzo udany mecz wchodząc z ławki rezerwowych zaliczył P.J. Tucker. Zawodnik ze znikomym doświadczeniem na parkietach NBA (17 spotkań w sezonie 2006/07) w ostatniej kwarcie rzucił 10 punktów i imponował walecznością. Ciężko powiedzieć to samo o pozostałych rezerwowych Suns. Zawodnicy z ławki Warriors zdobyli aż 46 punktów przy zaledwie 24 przeciwników, a na parkiecie nie pojawili się nawet Wesley Johnson i Kendall Marshall.
W piątek Suns czeka mecz na własnym parkiecie z Pistons, którzy na początek sezonu polegli z Rockets.
Piszecie, ze PHX przegrali, a w tabelce widnieje, ze jednak wygrali…
Ostatnio czytałem jakiś wywiad z Gortat który powiedział ze jego drużyna jest tak naprawde lepsza niż rok temu i pokażą na co ich stać.No ale co miał powiedzieć? Jesteśmy tak beznadziejnie zorganizowani że przegramy nawet z Golden state u siebie?
Oglądałem tylko 2 kwartę i na jej podstawie powiem: Obrony bez Gortiego nie ma! W ataku nie wyglądają jak profesjonalny zespół tylko jak amatorzy na orliku.
Na pawno deprymujący początek, tym bardziej, że mimo słabego początku mieli GS an talerzu. Dragic bardzo aktywny, ale w końcówce uparł sie chyba podawać do graczy seryjnie pudłujących za 3, a mieli nawet 10 oczek przewagi i mogli grać bezpieczniej. Marcin na poczatku słabo ze skutecznościa, ale cały mecz na plus i spory udział przy odwróceniu prowadzenia. Telfair, Tucker dali dobre zmiany. Reszta rezerwowych, a po prawdzie cała ławka nie wyglądala na taką, która może dać inna jakość. Ciekawe czemy Johnson wogóle nie wszedł. Jak dla mnie brakowało pewnego rzutu. Pierwsze koty za płoty, nie mniej Beasly cieniutko.