Kibice Charlotte mogą być zadowoleni. Ich drużyna odniosła pierwszą wygraną w sezonie, a Rysi do zwycięstwa poprowadził Kemba Walker notując 30 punktów, 5 zbiórek i 3 asysty
23 – większość z nas tą liczbę kojarzy z właścicielem drużyny z Północnej Karoliny – Michaelem Jordanem. Z tym numerem występował przez większą część kariery na koszulce. Miała ona jednak dla Jego Powietrznej Wysokości i kibiców Bobcats jeszcze jedno znacznie. To liczba porażek Rysiów jaką zanotowali na koniec ubiegłego, kompromitującego sezonu.
Nowy sezon miał przynieść odmianę i przerwać tą niechlubną statystkę. Niewielu chyba jednak wierzyło, że uda się tego dokonać już w meczu otwarcia, tym bardziej, że po przeciwnej stronie parkietu stali typowani przez wielu na druga-trzecią siłę na Wschodzie Pacers. Gracze z Indiany rozpoczęli wprawdzie mecz bez Danny’ego Grangera, którego w pierwszej piątce zastąpił Gerald Green, ale to i tak miało wystarczyć na słabych Bobcats.
Pierwsze minuty spotkania pokazały jednak, że Pacers o zwycięstwo może być trudno. Zawodnicy Charlotte zaczęli mecz dużą ilością energii, animuszu i zaangażowania. Widać było po nich, że już dzisiaj na otwarcie chcą sprawić prezent kibicom zebranym w hali Time Warner Cable Arena i przerwać niechlubną serie porażek. Szybko wyprowadzane kontry i dobra defensywa sprawiły, że po czterech i pół minutach gry na tablicy wyników mogliśmy zobaczyć wynik 12-3, a trener Indiany Frank Vogel widząc nieporadność swoich graczy zmuszony był poprosić o czas.
Krótka przerwa w grze podziała na zawodników Pacers, którzy od tego momentu do końca pierwszej części spotkania rzucili 17 punktów ograniczając przeciwników z Charlotte do tylko 5 oczek. Bobcats w drugiej części pierwszej kwarty nie potrafili zdobyć punktu przez prawie 7 kolejnych minut. Upust tej frustracji dał Ben Gordon, który musiał chyba oglądać mecz pomiędzy Heat i Celtics, ponieważ wziął przykład z Rajona Rondo i w podobny sposób sfaulował Lance’a Stephensona, a sędziowie zmuszeni byli odgwizdać byłemu graczowi Detroit Pistons faul niesportowy pierwszego stopnia.
Początek drugiej kwarty to w dalszym ciągu dominacja gości, którzy osiągnęli wtedy największą, bo 9 punktową przewagę i nieporadność w ataku gospodarzy. Prym wśród zawodników Pacers wiódł rezerwowy Tyler Hansbrough. Rysie nie mogły znaleźć na niego odpowiedzi, a energiczny skrzydłowy co chwilę wygrywał walkę pod koszem z zawodnikami Bobcats notując na przełomie pierwszej i drugiej kwarty 12 punktów.
Ostatnie minuty pierwszej połowy należały jednak do gospodarzy, którzy głównie za sprawą Kemby Walkera systematycznie odrabiali straty. Drugoroczniak zakończył tą część meczu z 16 punktami na koncie, a jego wejście pod kosz, kiedy na zegarze zostały sekundy do końca drugiej kwarty pozwoliło gospodarzom zmniejszyć straty do 4 punktów.
Po dwóch kwartach na tablicy widniał wynik 43-39 dla Pacers i obie drużyn rzucały z fatalną skutecznością nie przekraczającą 40 procent z gry.
Druga połowa zaczęła się podobnie do pierwszej. Najwidoczniej w szatni Bobcats musiało dojść do poważnej rozmowy pomiędzy trenerem a zawodnikami, ponieważ tą część meczu zaczęli z jeszcze większym zaangażowaniem niż na początku spotkania. Szybki run 11-2 sprawił, że to drużyna z Północnej Karoliny szybko uzyskała 5 punktową przewagę. Grę gospodarzy w tej części meczu ciągnęli głównie Walker i Henderson, zdobywając 21 z 35 punktów Rysiów w trzeciej kwarcie.
Na boisku aż kipiało od emocji, czego kulminacyjnym momentem było drobna utarczka pomiędzy Geraldem Greenem a Geraldem Hendersonem, w wyniku której tego pierwszego sędziowie ukarali przewinieniem technicznym, natomiast zawodnika Bobcats przewinieniem niesportowym pierwszego stopnia.
Na czwartą kwartę Rysie wychodziły z 4 punktową przewagą. Obie drużyny trafiały regularnie swoje rzuty i żadna nie potrafiła uzyskać znaczącej przewagi nad drugą. Pacers utrzymywali się w grze głównie za sprawą Stephensona, który w całym spotkani rzucił 15 punktów , miał 6 zbiórek i 4 asysty, a Bobcats dzięki punktom Ramona Sessiona.
Na 50 sekund do końca spotkanie Charlotte prowadził z Indianą 90-89. Paul George ściął pod kosz po podaniu Roy’a Hibberta, ale został zablokowany przez Hendersona. Ku bezpańskiej piłce rzucili się Walker i Hibert, piłkę przejął center Pacers, a sędziowie zmuszeni byli odgwizdać błąd 24 sekund drużynie gości. Czas na zegarze pokazywał nieco ponad pół minuty do zakończenia meczu, a wynik dalej nie ulegał zmianie. Piłkę z własnej połowy wyprowadzał Walker, który po zasłonie postawionej przez Tyrusa Thomasa nie trafił z 6 metrów do kosza z lewej strony boiska. Bezpańska piłka padła łupem Davida Westa i trener Frank Vogel poprosił o czas.
W poprzednim spotkaniu Pacers (z Raptors) zapewnili sobie zwycięstwo w końcówce meczu po zwycięskim rzucie Georga Hilla. Podobnie jak wtedy, tak i teraz piłkę w ostatnich sekundach dostał rozgrywający Indiany, ale jego wejście pod kosz, przy dobrze broniących zawodnikach Bobcats okazało się nie udane i był zmuszony oddać piłkę na obwód do D.J. Augustina. Rzut z końcowa syreną byłego zawodnika Rysiów okazał się jednak za krotki i drużyna gospodarzy mogła cieszyć się z pierwszego zwycięstwa w sezonie i przerwania serii 23 porażek z rzędu.
Na szczególną uwagę zasługuje występ Kemby Walkera, który zdobywając 30 punktów (rekord kariery) poprowadził najgorsza drużynę poprzedniego sezonu do zwycięstwa. Pierwszy mecz to także debiut dwójki tegorocznego draftu – Michaela Kidda-Gilchrista. Pierwszoroczniak w debiucie raził nieskutecznością, zdobywając tylko 2 punkty (1-7 z gry), ale pokazał się z dobrej strony, jeśli chodzi o defensywę. 7 zbiorek i 2 bloki oraz dobra obrona w początkowej fazie meczu, kiedy jego zadaniem było krycie rozgrywającego Pacers Georga Hilla pokazały, to największe plusy z jego występu.
Obie drużyny kolejne mecze rozegrają już dziś. Bobcats zmierzą się na wyjeździe z Dallas Mavericks, natomiast Pacers podejmą na własnym parkiecie Sacramento Kings.
Indiana Pacers – Charlotte Bobcats 89:90 (20:17, 23:22, 27:35, 19:16)
You must be logged in to post a comment.