Kibice musieli przecierać oczy ze zdumienia podczas pierwszego meczu ich pupilków w hali TD Garden. Już od początku meczu to Bucks i ich lider Brandon Jennings nadawali ton gry. W przekroju meczu nie było praktycznie żadnego momentu, w którym spotkanie wymknęło im się spod kontroli. Dość powiedzieć, że podopieczni Doca Riversa w pierwszej połowie rzucili jedynie 30 punktów, a ich gra w ataku kosztowała mnie dzisiaj kilka kolejnych siwych włosów. Trzeba oddać jednak chwałę drużynie z Milwaukee, których świetna zespołowa obrona wyłączyła praktycznie z gry Paula Pierce’a.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
Milwaukee Bucks | 1-0 | 25 | 21 | 30 | 23 | 99 |
Boston Celtics | 0-2 | 18 | 12 | 28 | 30 | 88 |
Do 2:37 do końca pierwszej kwarty nie zapowiadało się na blamaż gospodarzy. Na tablicy widniał wynik 18-18. Gra w ataku co prawda nie kleiła się za bardzo, ale obrona Celtów wyglądała dość solidnie. Wtedy nastąpił run gości 7-0 i pierwsza kwarta skończyła się wynikiem 25-18. Od tego momentu gospodarze kompletnie stracili kontrolę nad przebiegiem spotkania.
O ile w pierwszej odsłonie gra w ataku była słaba, to w drugiej kwarcie nieporadność gospodarzy wołała momentami o pomstę do nieba. Skuteczność z gry oscylowała koło 30%, rzuty oddawane były ze złych pozycji, mnożyły się straty. W tej sytuacji Bucks budowali systematycznie przewagę by na 3:15 do końca połowy prowadzić już 42-24. Świetnie grał Brandon Jennings (15 punktów do przerwy). Wynik gospodarzy ratował jeszcze Brandon Bass rzucając 6 kolejnych punktów. Połowa zakończyła się jednak solidną, 16 punktową, zaliczką gości.
Trzeba oddać drużynie z Milwaukee, że nie pozwolili Celtom na żaden większy run. Atak pozycyjny był budowany bardzo spokojnie i nie było problemu z egzekwowaniem dobrych sytuacji. Nawet zryw Kevina Garnetta na początku trzeciej kwarty (10 punktów w pierwszych 5 minutach) nie doprowadził do zniwelowania przewagi Bucks. Jedyne na co było stać gospodarzy to dwukrotne zbliżenie się do przeciwników na odległość 14 punktów. Świetnie rozgrywał Jennings, który w trzeciej ćwiartce zaliczył 5 asyst (13 w całym spotkaniu), a akcje skutecznie wykańczał rewelacyjny dzisiaj Tobias Harris (14 z 18 punktów w drugiej połowie) i Monta Ellis (14 punktów w spotkaniu).
Ostatnia kwarta nie zmieniła oblicza spotkania. Gospodarze zniwelowali część strat, gdy na parkiecie przebywali już tylko rezerwowi. Wynik końcowy 99-88 nie oddaje w pełni przebiegu spotkania. Na 3:12 do końca meczu Bucks wygrywali już 96-74. Zawiódł Paul Pierce – 11 punktów ze skutecznością 3-11 z gry i 4 straty (miał problemy z faulami przez co siedział na ławce dłużej niż zazwyczaj). Dość dobrze zaprezentował się Garnett, choć trzeba powiedzieć, że Bucks wygrali walkę na tablicach 46-36 (11-6 w zbiórkach ofensywnych). Kolejne, już 27 z rzędu, double-double zaliczył Rajon Rondo (14 punktów, 11 asyst).
Przed ekipą Celtów jeszcze daleka droga do ustabilizowania formy. Brak zgrania jest widoczny po obu stronach parkietu. Doc Rivers niewątpliwie musi popracować z drużyną nad przekazywaniem krycia przy pick and rollach. Poza tym póki co w ataku nie widać schematów kreujących rzuty dla Jasona Terry (trafił dwie trójki w samej końcówce meczu, gdy na parkiecie byli już tylko rezerwowi). Celtics nie zdobywają też punktów w szybkim ataku. Podoba mi się za to praca wykonana przez Scotta Skilesa. Widać jednak, że drużyna jest świetnie poukładana po zeszłorocznej przebudowie. Brandon Jennings wyglądał dzisiaj świetnie. Przede wszystkim nie grał dla siebie, z czym w poprzednim sezonie bywało różnie. W obronie wszystko chodziło jak w zegarku. Jeden mecz to za mało, ale Milwaukee jak najbardziej może być kandydatem do gry w play-offach.
Jennings miał w tym meczu 6 przechwytów, w tym dwa na Rondo. Bardzo dobry mecz na deskach Kozłów, którzy mieli +10 w stosunku do Celtów.
heh Kolejny faworyt który zawodzi
Brawo Bucks! Mimo tego że byli skazywani na porażkę odnieśli zwycięstwo w ładnym stylu. Jennings zdecydowanie najlepszym graczem meczu.