Autor: Hubert Krzywda / Koszykówka.net
Los Angeles Clippers po dwóch zwycięstwach od początku sezonu dali się zaskoczyć tym razem we własnej hali ekipie Golden State Warriors, którym ulegli 110:114.
Zwycięstwo gości tym ceniejsze, gdyż odniesione nawet z brakiem w składzie podstawowych środkowych. Andrew Bogut nie zagrał w ogóle, zaś Biedrins pojawił się tylko na 25 sekund.
Ale od czego w drużynie jest Carl Landry? Jeden z najtwardszych „rzemieślników” ligi znów pokazał się z bardzo dobrej strony przekonując o swoim dobrym przygotowaniu do tego sezonu. Wchodząc z ławki silny skrzydłowy „Wojowników” zakończył mecz z dorobkiem 23 punktów i 10 zbiórek.
Wspomgał go dobrze z ławki Jarret Jack – 16/6/7, ale najwięcej do powiedzenia miał Stephen Curry. Najpierw świetnie ustawił się w obronie przeciwko szarżującemu Chrisowi Paulowi wymuszając faul i przy stanie 112:110 dla Warriors wykorzystał dwa rzuty wolne zapewniając swojej drużynie zwycięstwo.
To krok w stecz w naszym wykonaniu. Jestem zawiedziony – powiedział po meczu Vinny Del Negro.
W jego drużynie zawiódł z pewnościią DeAndre Jordan, który nie potrafił wykorzystać przewagi wzrostu łapiąc co rusz głupie faule. Blake Griffin (19/11) skuteczny był jedynie na linii rzutów wolnych, a Chris Paul (27/10as) pomimo doprowadzenia prawie do remisu nie zdołał skutecznie dorównać rywalom we wspomnianej akcji przeciwko Curry’emu. Lider Clippers aż 19 punktów uzyskał jednak z osobistych, których w tym spotkaniu wykonywano po obu stronach aż 91. To także wiele mówi o efektowności tego spotkania.
Zastrzeżeń nie można mieć jedynie do Jamala Crawforda – 27pkt i Carona Butlera(20pkt), którzy robili co mogli by dogonić rywali po przespanej pierwszej kwarcie.
You must be logged in to post a comment.