Wilki dopadły Sieci w czwartej kwarcie. Pekovic obnażył słabości rywala.
Miało być lekko, łatwo i przyjemnie. Brooklyn Nets po raz drugi z rzędu podejmowali zespół przyjezdnych w Barclays Center i fani ich byli mocno przekonani o drugiej wygranej swoich pupili. Niestety dla Sieci, na tym polega cały urok koszykówki, że gdy przeciwnik złapie swój rytm i znajdzie przewagę na boisku to jest w stanie odwrócić losy meczu, nawet podczas krótkiego okresu czasu. 5 minut bowiem potrzebowały Wilki by odgryźć się rywalom za nieudane pierwsze trzy kwarty. Głównym aktorem widowiska stał się Nikola Peković obnażający podkoszowe braki celującej w play offs 2013 ekipy.
Mimo, że Ricka Adelman łata podkoszowe dziury w swoim składzie, zapełniając lukę po nieobecnym i kontuzjowanym Kevinie Love, to minionego wieczoru mógł być usatysfakcjonowany postawą swoich podopiecznych. Jego team nie wyglądał jakby cierpiał na brak Love’a , a pod obręczami zdominował walkę o zbiórki i punkty z krótkiego dystansu.
Sieci rozpoczęły spotkanie bez dwóch, leczących urazy skręconych stawów skokowych, skrzydłowych, Geralda Wallace’a oraz Josha Childressa. Z tej okazji skorzystał Keith Bogans, który już na starcie meczu wrzucił Wolves dwie trójki. Goście w rewanżu konsekwentnie korzystali z usług Nikoli Pekovića, autora 10pkt podczas odsłony nr1. Do walki z Czarnogórcem włączył się Brook Lopez, który w kolejnych akcjach trafił 3 rzuty z gry (w tym jeden wsad) i dołożył celne osobiste. Rezerwowi CJ Watson i Andray Blatche zapewnili Nets prowadzenie po 12 minutach, 31-27.
Kolejne minuty meczu to popis MarShona Brooksa, autora 9 punktów, w przeciągu 4 kolejnych akcji ofensywnych Nets. Po trójce drugoroczniaka jego zespół wyszedł na wysokie, 12-punktowe prowadzenie (47-35). Przewagę swoimi indywidualnymi zagraniami zniwelowali Peković i Kirilenko.
Warto podkreślić znakomitą skuteczność Rosjanina, który podczas transferowego lata, często wiązany był z ekipą z Brooklynu. AK-47 na starcie sezonu trafia z 67% skutecznością z pola gry (w tym również 66% za trzy punkty). Nie należy również zapominać o zdolnościach skrzydłowego do walki o zbiórki czy defensywnych możliwościach używanych do obrony przeciwko najlepszym strzelcom rywali. Wydaje się, że takiego gracza – bo nie jest nim na razie Wallace – brakuje ekipie Avery’ego Johnsona.
Miejscowi wrócili do wysokiej przewagi dzięki dwóm z rzędu trafieniom CJ Watsona i J. Johnsona. Dwie trójki dały im przewagę 16 punktów (59-43). Jeszcze przed przerwą na celny rzut za trzy pkt zdecydował się Luke Ridnour, ale po chwili odpowiedział mu celnym trafieniem, debiutujący w NBA, Mirza Teletović. 62-47 do przerwy.
Trzecia kwarta była absolutnym popisem ataku Nets. Jeśli ktoś wyłączył transmisję po pierwszych minutach 3 odsłony to musiał mocno bić się w pierś, patrząc na wynik dzisiejszego ranka. Szturm zaczął swoją trzecią trojką, Bogans. Potem dwie z rzędu wyprowadził Deron Williams, notujący w tym meczu double double na poziomie punktów i asyst. 71-49 to najwyższa przewaga gospodarzy meczu, w 28 minucie potyczki. Goście wrócili do gry za sprawą dwóch kolejnych trójek Ridnoura i Kirilenki. Wejścia pod kosz rywali Chase’a Budingera (2x) i Brandona Roy’a (1x) dały mały cień szansy na odmianę losów spotkania, kiedy przewaga Nets zmalała do 11 punktów (86-75).
Wracając do osoby Roy’a to rzucający obrońca Wilków po całkiem udanym pre-season ma się znacznie gorzej w pierwszym tygodniu rozgrywek. Jego rzuty z dystansu w ogóle nie osiągają celu i licząc mecz z Nets nie trafił on jeszcze ani razu zza łuku (przy 8 próbach w 3 meczach).
Rosyjskie działa przywróciły bliższy dystans Wilkom do rywala po 2 minutach finałowej kwarty. Trafienie za trzy Alexeia Shveda, wsad AK-47 zaostrzyły apetyty gości na wygraną. 8 punktów różnicy nie wydawało się już tak wielkie, jak 22 punktowa strata 12 minut wcześniej. Nets pomagali swoim przeciwnikom jak tylko mogli, pudłując spod kosza, notując faule w ataku (obie straty na konto Watsona), nie trafiając z bliskiego dystansu (Lopez i Johnson) czy w końcu przekraczając limit 24 sekund na wykończenie akcji. W tym samym czasie dwie kolejne trójki dorzucili Shved i Budinger, doprowadzając do remisu! Akcje duetu Cunnigham-Peković przyniosły gościom pierwsze prowadzenie od odsłony numer 1 (96-94).
Na dwie minuty przed końcem meczu świetna dyspozycja rzutowa Wilków nie pozostawiała wątpliwości, że pościg za Sieciami udał się gościom. W dodatku Nets stracili pewność siebie i ich gra przypominała poziom juniorski z trzęsącymi się do rzutu rękoma..
Pudłowali na potęgę Williams, Lopez, Bogans czy tak świetnie spisujący się podczas drugiej odsłony Brooks. Nie spisywał się również Johnson. Floater Shveda, półhak Pekovića i trójka po stracie D-Willa, Budingera zapewniły Wilkom drugą wygraną w sezonie, na niełatwym terenie. Gracze Adelmana wygrali ostatnią odsłonę wynikiem 32-10!
Istotne fakty: 62-34 do zdobycze punktowe w pomalowanym na korzyść teamu z Minnesoty. 46-30 to liczba zbiórek, również na konto gości. Tercet Kirilenko-Cunningham-Pekovic zebrał łącznie 28 piłek. 24-milionowy Kris Humphries zdobył w podobnym wymiarze czasowym 2pkt i 4zb. Na ogół skuteczny w pomalowanym Reggie Evans, miał w nocy tylko 3pkt i 2zb.
Wynik: 107-96 dla Wolves (27-31,20-31,28-24,30-10)
Najlepsi strzelcy: Pekovic 21 (7zb), Kirilenko 16 (10zb), Budinger 16, Cunningham 11 (11zb), Shved 10 – Williams 18 (13as), Johnson 19, Lopez 13 (9zb), Brooks 11 i Watson 10.
32-10 w 4q