Phoenix Suns, mimo że w pierwszej połowie przegrywali już 26 punktami, zdołali się podnieść, i wykorzystując błędy Cavaliers wygrali trzeci mecz w sezonie.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
Cleveland Cavaliers | 2-4 | 37 | 25 | 21 | 22 | 105 |
Phoenix Suns | 3-3 | 16 | 33 | 27 | 31 | 107 |
10-0, 18-2, 27-8 i na początku drugiej kwarty już 42-16. Tak rosło prowadzenie Cavaliers w pierwszych minutach meczu z Suns, a Alvin Gentry i jego gracze wyglądali na totalnie zagubionych, nie mając pomysłu na to, jak zatrzymać szalejących gości. Dion Waiters niemiłosiernie ogrywał Jareda Dudley’a, Kyrie Irving skutecznie rozdzielał piłki, a punktował także Alonzo Gee.
Patrząc na wydarzenia na parkiecie US Airways Center w pierwszych dwóch kwartach, o grze Suns można było powiedzieć wszystko, ale nie to, że grają z wielką ambicją i gryzą parkiet. Brakowało walki ze strony gospodarzy, a osamotniony pod koszami Marcin Gortat nie był już tak skuteczny w defensywie, jak w poprzednim meczu, kiedy zablokował siedem rzutów graczy Bobcats, aczkolwiek – jak się miało później okazać, co się odwlecze, to nie uciecze.
Cavaliers imponowali szybką grą, zwłaszcza duetu Waiters-Irving, którzy napędzali świetnie spisującą się ofensywę swojego zespołu. Do przerwy trafili w sumie 6 z 7 rzutów z gry, zdobywając w sumie 21 oczek, a co ważne – skutecznie realizowali założenia defensywne.
Gospodarze nie mogli się odnaleźć zawłaszcza w pierwszej kwarcie, kiedy Anderson Varejao (14 pkt, 10 zb, 3 ast, 2 prz) wyłączył z gry Gortata, wypychając Polaka maksymalnie daleko od pomalowanego – tak, aby center Suns nie był w stanie zdobywać punktów spod kosza.
Suns przez pierwsze sześć minut meczu nie zdołali zebrać nawet jednej piłki z tablic, co w dużej mierze spowodowane było skutecznością Cavs, którzy trafili pierwsze 8 z 9 prób z gry, a w sumie aż 22 z 37 oczek w pierwszych 12 minutach rzucili spod kosza. Kiedy wydawało się, że gorzej być nie może, chwilę po rozpoczęciu drugiej kwarty Daniel Gibson (19 pkt, 5-7 za trzy) dwa razy trafił z dystansu i zrobiło się nagle 26 punktów różnicy (42-16), a pierwsi fani zespołu z Arizony myśleli już o opuszczaniu hali.
Do przerwy udało się zmniejszyć dystans o połowę, ale i tak sytuacja Suns wydawała się beznadziejna, zwłaszcza, że kolejny raz fatalne spotkanie rozgrywał Michael Beasley, który nie potrafi włączyć w sobie przycisku „lider” i momentami zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak, oddający bezmyślne rzuty i wyrzucający piłkę w aut. Do przerwy trafił tylko 2 z 8 rzutów z gry, a przy foul trouble i słabszej dyspozycji Gortata, sprawy w swoje ręce postanowił wziąć Goran Dragic. Słoweniec już do przerwy miał 15 oczek na koncie, a spotkanie zakończył z 23 punktami, trafiając 9 z 16 rzutów.
To właśnie Dragic razem z Shannonem Brownem i Sebastianem Telfairem (13 pkt, 5 zb, 4 ast) swoją agresywna grą po obu stronach parkietu dali sygnał do ataku, a w trzeciej kwarcie strata systematycznie się zmniejszała. Aktywniejszy w ataku był Marcin Gortat, Suns zaczęli bardziej szanować piłkę, a grający pod większą presją Cavs gubili się coraz bardziej, tracą kilka bezsensownych piłek. przewaga gości, mimo że malała, ciągle „kręciła” się w okolicach 10 punktów i przed decydującym starciem było jeszcze 83-76 dla Cavs.
Ostatnia kwarta okazała się popisem Suns, a zwłaszcza trzech zawodników, którzy dali wiele energii po obu stronach parkietu. Shannon Brown w drugim meczu z rzędu był wielki w końcówce meczu, rzucając 12 ze swoich 22 oczek właśnie w ostatniej ćwiartce. Kolejnym zmiennikiem, który wpłynął znacząco na odwrócenie losów tego meczu okazał się P.J. Tucker. Człowiek, który wcześniej nie zaistniał w NBA udowadnia, że może być niezwykle przydatnym zmiennikiem i zadaniowcem od czarnej roboty. W ostatnich 12 minutach zaliczył 6 punktów, 3 asysty i niezwykle ważną zbiórkę ofensywną na 2.12 przed końcem meczu, po której Beasley trafił z prawego rogu, a strata Suns zmalała do jednego punktu (101-102). Pół minuty później role się odwróciły i tym razem do B-Easy oddawał piłkę, a Tucker zakończył akcję celnym rzutem z piątego metra na lewym skrzydle (103-102).
Trzecią postacią ostatnich minut okazał się Gortat, który na przestrzeni 11 sekund zablokował rzuty Diona Waitersa i Kyrie Irvinga. Po pierwszym z tych bloków Beasley wyprowadził kontratak, w którym dwa punkty rzucił Brown, wyprowadzając Suns na prowadzenie 105-102. Gortat zanotował w sumie 12 punktów, 8 zbiórek, 5 bloków i 3 przechwyty, grając 37 minut. Na początku trzeciej kwarty, po zderzeniu z Luisem Scolą (5 pkt, 6 zb, 4 str) musiał na moment opuścić halę, ale szybko okazało się, że z nosem jest wszystko OK i nie będzie powtórki z pamiętnego zderzenia ze Steve’m Nashem, kiedy Polak złamał nos.
Niewiele jednak brakowało, a show ukradłby pierwszoroczniak Dion Waiters, który w ciągu 2 minut rzucił 10 punktów z rzędu, dając swojemu zespołowi oddech w momencie, kiedy Suns w końcu wyrównali stan meczu. Młody obrońca Cavs rzucił w sumie 23 punkty, sporo punktów zdobywając z wielką łatwością.
17 punktów, 8 asyst, 4 zbiórki, ale i 7 strat i 5 fauli miał Kyrie Irving, który mógł okazać się bohaterem Cavaliers, ale nie trafił w ostatniej sekundzie meczu rzutu za trzy przez ręce Dragica. Najlepszy debiutant poprzedniego sezonu zupełnie zniknął w drugiej połowie, nie radząc sobie z presją i dobrą defensywą Suns.
Suns zatrzymali Cavaliers na 41,5% trafionych rzutów w drugiej połowie, po tym, jak przez początkowe 24 minuty rzucali ze skutecznością 55,8%. Zawodnicy Gentry’ego w drugiej połowie zaczęli grać mądrzej, stracili tylko cztery piłki oraz mieli Shannona Browna w ataku i Marcina Gortata pod koszem. Goście mogą mieć pretensje tylko do siebie za fatalną postawę w drugiej połowie.
Taka wygrana może okazać się pozytywnym bodźcem dla Suns, których czeka teraz trudny mecz wyjazdowy z Utah Jazz. Sztab szkoleniowy „Słońc” największe problemy ma z postawą graczy podkoszowych, z których tylko Gortat gra na wysokim poziomie, natomiast Scola jest bardzo chimeryczny, a Markieff Morris zupełnie się pogubił, pudłując w meczu przeciwko Cavs wszystkie 9 rzutów z gry.
Gortat zagrał kolejny dobry mecz w obronie, takiego MG13 chciałbym oglądać w akcji, może nawet nie punktować tyle, byleby robił swoje pod koszami. Dodatkowo trzeba przyznać, że koledzy nie forsują go w ataku, chyba częściej to inni wysocy mu podają niż obrońcy….
Chociaż Varejao niemiłosiernie go przesuwał pod koszem, szczególnie w pierwszej połowie
Waiters może stać się cichym faworytem do ROY jak tak dalej pójdzie…tylko w tym problem, że brakuje mu hape’u jaki krąży wokół Davisa i Lillarda.