Kibice zgromadzeni w Staples Center mogli zobaczyć bardzo wyrównane widowisko przez pełne 48 minut. Szala zwycięstwa wahała się do ostatnich sekund, w których więcej zimnej krwi zachowali San Antonio Spurs i to oni mogli się cieszyć z siódmej wygranej w sezonie.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
San Antonio Spurs | 7-1 | 18 | 20 | 22 | 24 | 84 |
Los Angeles Lakers | 3-5 | 24 | 19 | 16 | 23 | 82 |
W skrócie
Pierwszą kwartę lepiej rozpoczęli gospodarze i po chwili prowadzili już 10-2. Dobrze funkcjonowała ponownie zmieniona podstawowa piątka Spurs, w której znalazło się miejsce dla Tiago Splittera. Brazylijczyk został wprowadzony przez Popovicha, by zrównoważyć przewagę wzrostu Lakers i pomóc zespołowi w zbiórkach.
Po tej sekwencji na swój własny zryw zebrali się gospodarze. Poprawili obronę i nie stracili kosza przez kolejne 4 minuty by po rzucie z półdystansu Bryanta prowadzić 16-10.
Widząc problemy z ofensywą swojego zespołu, więcej ciężaru wziął na swoje barki Tony Parker. Francuz zdobył w otwierającej kwarcie blisko połowę z punktów swojego zespołu (8) i ustępował jedynie Kobe, który miał już na koncie 9 oczek. Przed drugą odsłoną Lakers prowadzili 24-18, ale powinni mieć na koncie 26 punktów po tym jak przed samą syreną Jordan Hill przestrzelił będąc sam na sam z koszem. Jak się okazało, to mogły być bardzo ważne dwa punkty.
Spurs się jednak nigdzie nie wybierali. Po kolejnych sześciu minutach byli już na prowadzeniu i to pomimo nadużywania rzutów z dystansu (w tamtym momencie 3/11).
Spoglądając pod kosz – w drużynie Lakers mógł się podobać Dwight Howard, który dobrze radził sobie przeciwko Duncanowi, ale dwukrotnie po minięciu go nie był w stanie trafić spod obręczy (w drugim przypadku był ewidentnie faulowany przez Splittera, a protesty Bryanta zakończyły się przewinieniem technicznym).
DH12 rozwinął swój rzut hakiem z wyskoku – jeszcze nie jest to choćby 50% sky hooka Kareema, ale widać że możliwości w tym elemencie ma ogromne.
Odrobinę martwić może z drugiej strony pasywność Gasola, który nie do końca odnajdywał się w improwizowanej ofensywie Bickerstaffa.
W zespole Spurs jak zwykle solidnie prezentował się Duncan. Dodatkowo wiedział, że nie ma za bardzo po co wbijać się pod kosz, więc koncentrował się na rzutach z wyskoku jednocześnie wyciągając dalej Howarda. Splitter natomiast był bardzo aktywny na atakowanej połowie i punktował dzięki dobitkom po niecelnych rzutach partnerów.
Pierwsza połowa zakończyła się prowadzenie gospodarzy 43-38 po tym jak Lakers mieli dwukrotnie ponowienie akcji po pudłach Morrisa i World Peace’a. Tym razem Hill stanął na wysokości zadania.
Przewaga LAL utrzymała się przez trzy minuty trzeciej kwarty. Wtedy z dystansu trafił Danny Green i mieliśmy remis po 45. Niecelne rzuty gospodarzy i poprawiona obrona Spurs (m. in. Howarda zaczął pilnować Splitter), sprawiły że Spurs zaczęli odjeżdżać.
Zaniepokojonych kibiców w Staples Center po chwili uspokoił Bryant, a Lakers po rzutach wolnych Hilla prowadzili już czterema punktami. Kolejne 5 oczek zdobyli jednak przyjezdni i przed kluczową kwartą wynik znów oscylował wokół remisu.
Bardzo dobrze w otwierających minutach czwartej odsłony prezentował się DeJuan Blair. Podkoszowy walczył o bezpańskie piłki i wykorzystywał przekazania w obronie. Zacieśnienie obrony przez Spurs i trójka Jacksona zaowocowały pięciopunktowym prowadzeniem (67-62) i Bickerstaff musiał poprosić o czas.
Przerwa nie poskutkowała i Lakers wciąż tracili sporo piłek, ale na ich szczęście skuteczność gości spadła, a po chwili włączył się znów Bryant. Jego kolejne punkty znów dały remis, a wściekły Popovich musiał krzykiem korygować błędy swojego zespołu.
Zaskakująco w ostatnich trzech minutach świetnie dysponowany Bryant nie oddał choćby jednego rzutu. Tymczasem Tony Parker dwukrotnie wykorzystał swój spryt i zdobywał punkty z pomalowanego. Lakers tymczasem odpowiadali rzutami z dystansu (dwa punkty World Peace’a po nadepnięciu linii i trzy Jamisona z rogu).
Na dwie minuty do końca mieliśmy kolejną kontrowersyjną sytuację – Tim Duncan trafił po rzucie z wyskoku, ale sędziowie zasugerowali wcześniejsze wezwanie czasu. Analiza video utrzymała jednak punkty TD i Spurs prowadzili 79-78.
Po chwili dwukrotnie z linii rzutów wolnych trafił Gasol, a po pudle Duncana Hiszpan dołożył jeszcze dwa oczka po podaniu Bryanta dając mu jednocześnie ósmą asystę tego wieczoru. Podbudowany Pau pod drugim koszem zablokował Splittera, ale piłka wyszła na aut, a ponowienie wykorzystał Big Fundamental i gospodarze prowadzili tylko jednym punktem.
Lakers mieli piłkę meczową w rękach. Po zwodzie World Peace był wolny w rogu, jednak nie trafił, a pod koszem Howard sfaulował mającego lepszą pozycję Splittera.
Czas i ostatnia pozycja Spurs. Na boisko wszedł Jackson by dać dodatkową broń na obwodzie. Popovich jednak rozpisał akcję pod Greena, który po zasłonie uwolnił się na obwodzie i rzucił przez ręce Bryanta z dystansu. Spurs prowadzili 84-82, ale Lakers mieli jeszcze 9 sekund na zegarze.
Niesamowicie się jednak pogubili. Piłkę w rogu otrzymał Gasol, który nie widząc innych opcji oddał rzut z dystansu przez ręce obrońcy. Hiszpan ewidentnie się zagotował chcąc zostać bohaterem wieczoru. Oczywiście jego próba skończyła się pudłem i w konsekwencji porażką Lakers. Takie akcje pokazują wartość dobrego trenera.
Filmowe podsumowanie spotkania
Boxscore
Spurs: Duncan 18, Splitter 9, Leonard 7, Parker 19, Green 11, a także Jackson 6, Blair 6, Diaw 3, Mills 2, Neal 0, Ginobili 3
Lakers: Gasol 10, World Peace 12, Howard 13, Morris 1, Bryant 28, a także Jamison 5, Hill 8, Duhon 5, Meeks 0
Wyrównany ale strasznie wolny i średnio ciekawy mecz… Lakersi są okrutnie słabi, gdyby Spurs nie byli tacy ospali i zagrali na normalnym poziomie mecz skończyłby się po pierwszej połowie ;D. Kobe samotnie ciągnie ten niepoukładany zespół, ciekawe czy nowy trener to ogarnie
Ale gadasz, jak potłuczony, gdyby nie straty Lakers, to Spurs nie mieli by czego szukać w Staples, masa błędów pod koszem, gdzie do zgarnięcia było około 10-12 pkt, tyle punktów dodatkowo mieliby Lakers, gdyby Jordan Hill , Gasol czy tez Howard potrafili rzucić dosłownie spod kosza, bo albo piłka wypadała, albo jakimś cudem robili wsady w obręcz…Ten mecz pokazał, że Lakers za 2-3 miesiące , to będzie zespól, który bardzo ciężko będzie pokonać. W obronie już wygląda to coraz lepiej, poprawi się zgranie, wróci Nash, będzie dużo mniej strat i bedzie to wyglądać coraz lepiej…
Spurs zagrali słabo, bo Lakers na tyle im pozwolili, grali bardzo dobrze w obronie i zamknęli usta hejterom, którzy już się śmieją, że sprowadzili D’Antoniego, on poukłada ich w ofensywie, a defens gdy ma sie w skladzie takich obroncow jak Kobe,D12,Hill i MWP…musi być dobry…potrzeba tylko czasu, myślę, że 30-40 meczy..