Tylko nieliczni gracze Knicks pamiętają 1993 rok, czyli srebrną (bo nie okraszoną tytułem) erę Pata Riley’a i Patricka Ewinga, uwieńczoną NBA Finals 1994. Coś o tamtych słynących z defensywy nowojorczykach mogliby nam powiedzieć dzisiejsi weterani ekipy jak Kurt Thomas, Marcus Camby oraz Jason Kidd, którzy rok-dwa później zagościli na parkietach zawodowej ligi. Co ciekawe Thomas i Camby byli na usługach Knicks podczas kolejnych finałów, 1999 roku.
Z dzisiejszej drużyny do stylu preferowanego przez Pata Riley’a idealnie pasowaliby defensywnie nastawieni gracze jak Ronnie Brewer, Tyson Chandler, a wielki szkoleniowiec nie pogardziłby weteranami jak Thomas, Camby i naturalnie Kidd. Playmaker z wielkim boiskowym sprytem i bagażem doświadczeń pasowałby do każdej epoki Knickerbockers.
Dlaczego w ogóle nawiązuję do wydarzeń tamtych lat oraz napakowanej ekipy Ewinga, Oakley’a, Masona i Starksa? Otóż minionej nocy team N.Y. wygrał piąty z rzędu mecz po inauguracji i ostatni raz właśnie podobny start notowali oni w 1993.
Wówczas Knicks słynęli z najlepszej defensywy ligi i uwaga tak też jest dzisiaj, po 5 meczach 67. sezonu. Zespół Mike’a Woodsona, którego dotychczas charakteryzowały: nieład w ataku lub daj piłkę Melo, wiele rzutów z dystansu Carmelo Anthony’ego, Steve’a Novaka i JR Smitha, falowe granie z nieprzewidywalnymi rozgrywającymi za sterami jak Jeremy Lin, Raymon Felton czy ich zmiennicy..W końcu na pewno nie defensywa, którą miał usprawnić Chandler. Od pierwszego meczu nowego sezonu coś się zmieniło, a trener odpowiadający z początkiem poprzedniego sezonu wyłącznie za defensywę – Mike Woodson – zastąpił swojego imiennika D’Antoniego, zaszczepiając Knicks defensywnego bakcyla.
Nowojorczycy bez Johna Starksa, Charlesa Oakley’a, Anthony’ego Masona i Patricka Ewinga – a na pewno już bez Pata Riley’a – wygrywają średnio każde z pięciu spotkań różnicą bliską 16 oczek. Ponadto posiadają najlepsze statystyki pod względem traconych punktów, za poziomie 87,8 (co zastanawiające drudzy są T-Wolves – 88,4).
Czy ktoś jeszcze pamięta swoje sierpniowe, wrześniowe myśli związane z angażem emerytów do klubu z Madison Square Garden? Jason Kidd, Rasheed Wallace, Kurt Thomas i Marcus Camby na pewno byli głusi na tego typu zarzuty. Zarzuty wg których niewiele mieli zmienić, niedużo wnieść, nawet niczego nie zmienić i znów czekać co zagra Melo!Na pewno za wcześnie na wielkie „ach’y i och’y” ale jak wiecie coś wśród Knicks drgnęło, coś się zmieniło i nie jest to wg mnie przelotne..
Nasuwa się tylko jedno pytanie; co będzie jak wróci STAT? ;-)
Do meczu; minionej nocy najlepszy team NBA (tak to ciągle o Knicks) gościł w Orlando, na Florydzie, gdzie wpadł w poważne tarapaty w przeciągu drugiej odsłony. Zaczęli jednak z wysokiego „C” używając swojej artylerii obwodowej i przestrzennego grania by zbudować 6 punktową przewagę. Ray Felton, JR Smith, Steve Novak i Pablo Prigioni trafiali z obwodu i za trzy punkty a przyjezdni odskoczyli od przeciwnika.
Dalsze losy drugiej odsłony to popis gry Magic i powrót do gry. Zawodnicy Jacquesa Vaughna perfekcyjnie odrobili lekcję z pierwszej kwarty, agresywniej broniąc na obwodzie i uwaga wykorzystując moment rozluźnienia ekipy Mike’a Woodsona. Bohaterem tej części gry okazał się debiutant Mo Harkless, autor 8 oczek. Jego wszechstronne granie, podparte równie aktywnym podkoszowym Andrew Nicholsonem przyniosły aż 30 oczek dla Magii w samej drugiej kwarcie. Obrona Knicks wyraźnie szwankowała i to miejscowi schodzili na przerwę z prowadzeniem (53-49).
Trzecia ćwiartka to wymiana ciosów z jednej i drugiej strony. Glen Davis i JJ Redick prowadzili ofensywę Magii, natomiast goście wracali do lepszej dyspozycji dzięki trafieniom Smitha, Anthony’ego oraz Feltona (JR zdobył aż 12 oczek na przestrzeni 5 minut). Miejscowi nie pozostawali gorsi a kolejne celne próby zza łuku wyprowadzili ich punktowi liderzy – Redick i Afflalo. Dzięki dwóm zagraniom Feltona w ostatnich sekundach kwarty Knicks objęli jednopunktowe prowadzenie przez 4 kwartą (77-76).
Ambitnie walczący Magic utrzymywali bardzo bliski dystans przez finałowe 6 minut. Wówczas sygnał do ataku N.Y. dał Jason Kidd. Jego trójka pobudziła zespół przyjezdnych, a kolejne trafienia Smitha i Anthony’ego dawały rosnącą przewagę, do stanu 91-82. W tym samym czasie złym podaniem nie popisał się Nikola Vucević czy piłkę z rąk Glena Davisa, wyciągnął Steve Novak. Również Kidd zabrał piłkę Afflalo i znów byliśmy świadkami bardzo solidnej, zespołowej defensywy Knicks. Jeśli do tego dołożymy błąd kroków Moe Harklessa, to nagle zobaczymy ,że w samej końcówce kwarty Magic byli w ofensywnej rozsypce. Aaron Afflalo i E’twaun Moore próbowali skrócić dystans do rywala, ale ich dystansowe próby uderzały w obręcz..Magic w finałowej kwarcie zdobyli tylko 13 punktów, przegrywając swój piąty już mecz w sezonie. Z piątką, ale po stronie zwycięstw stoją N.Y. Knicks.
Podsumowując: Orlando Magic stracili aż 20 piłek – przy 9 stratach Knicks – i dlatego przegrali ten mecz.
Wynik: 99-89 dla Knicks (27-23, 22-30, 28-23, 22-13)
Najlepsi strzelcy: Anthony 25, Smith i Felton po 21, Chandler 12 oraz Redick 18, Afflalo 13, Vucevic i Moore po 12, Nicholson 11, Davis i Harkless po 10.
Nasuwa się tylko jedno pytanie; co będzie jak wróci STAT?
Myślę, że skończy się dobra gra Knicks. Serio tak może się stać i nie byłoby w tym nic dziwnego
Super artykul.Lubie te porownania obecnych Knicks z tymi sprzed lat:)GO KNICKS!!!