W drogiej potyczce w tym sezonie pomiędzy zespołami Rockets i Blazers po raz kolejny lepsi okazali się koszykarze z Portland. Dzięki znakomitej dyspozycji Nicolasa Batuma oraz debiutanta, Damiena Lillarda, którzy zdobywali rekordowe w swych karierach ilości punktów ich zespół pokonał gości z Teksasu 119-117.
Jeżeli ktoś widział wcześniej jakikolwiek mecz Rakiet w tym sezonie to w zasadzie może sobie wyobrazić na tej podstawie jak wyglądało dzisiejsze spotkanie w Rose Garden. Tradycją bowiem staje się, że gracze z Houston znakomicie rozpoczynają spotkanie, a potem już jest o wiele gorzej. Taki bieg wydarzeń miał również miejsce minionej nocy w Portland. Goście po wyrównanych pierwszych minutach szybko zdobywali i powiększali swoją przewagę i na niecałe trzy minuty przed końcem drugiej kwarty prowadzili 58-43. W tym czasie podopieczni Kelvina Sampsona znakomicie prezentowali się na obwodzie. W drugiej kwarcie trafili cztery razy za trzy co było głównym czynnikiem wydeklarowania się wyraźniejszego prowadzenia z ich strony.
Odpowiedź ze strony gospodarzy nadeszła wraz z początkiem drugiej połowy, kiedy to LaMarcus Aldridge swoimi akcjami spod kosza dał sygnał do ataku. Jego kolejne punkty podziałały pozytywnie na kolegów, którzy zaczęli zarówno lepiej bronić jak i skutecznie prezentować się w ofensywie. W tym samym momencie Rakiety zaczęły łapać dołek formy i to wszystko spowodowało, że ta część gry zakończyła się jednopunktowym prowadzeniem Teksańczyków (chociaż w III odsłonie prowadzili ponad 10 pkt). Głównym bohaterem tego okresu był Nicolas Batum, który trafiał trójkę za trójką, a rywale nijak nie mogli znaleźć sposobu na jego skuteczną grę.
Beztroska gra Rakiet i ogromna ambicja Świetlistych Smug zapowiadał bardzo ciekawą końcówkę. Na cztery minuty przed końcem goście prowadzili 103-98 i wtedy błysnął geniuszem Damian Lilllard. W ostatnich minutach zdobył 11 z 13 punktów jakie rzuciła jego drużyna. Dzięki niemu Portland szybko nadrobiło straty, a nawet wyszli na prowadzenie. Niestety zawiódł w ostatnich sekundach regulaminowego czasu, kiedy jego trójka nie doszła celu i w takim wypadku konieczne okazało się rozegranie dogrywki.
W niej świetny początek miał ponownie pierwszoroczniak z Portland, który 5 kolejnymi punktami ustanowił rekord punktów swojej dotychczasowej (ledwie 9-meczowej) kariery. Decydujące o wyniku meczu miał jednak punkty Aldridge’a, który okazywał się najsprytniejszym pod atakowanym koszem. Na 10 sekund przed końcową syreną (przy stanie 116-119) szansę na wyrównanie wyniku miał Toney Douglas, ale chybił zza lini 7,24 i ostatecznie to zawodnicy ze stanu Oregon zostali zwycięzcami dzisiejszego meczu.
W Rockets najlepszym strzelcem był James Harden, którego łupem padło 29 pkt oraz po 6 zbiórek i asyst. Trzech jego kolegów zaliczyło double-double. Chandler Parsons miał 19 pkt i 11 zbiórek, a Omer Asik, który wyrasta na prawdziwą bestię pod koszem zebrał 16 piłek i zdobył tyle samo punktów. Jeremy Lin natomiast do 11 punktów dodał 11 asyst. Kolejne dobre zawody zagrał także Marcus Morris, który z zeszłym sezonie wcale nie łapał się nawet na ławkę Rakiet i grał w NBDL. Dziś zakończył mecz z 16 pkt ( w tym 4 na 6 za trzy!!!).
W Portland brylował duet Nicolas Batum – Damian Lillard. To ich rzuty z dystansu miału największe znaczenie dla przebiegu wydarzeń na parkiecie w Rose Garden. Francuz zakończył spotkanie z 35 pkt, natomiast debiutant dodał do dorobku Blazers 27 pkt. Batum trafił, aż 5 trójek na 9 prób. Wyróżnić też trzeba LaMarcusa Aldridge. Silny skrzydłowy z Portland rzucił 29 pkt.
Co ciekawe obie ekipy grały na bardzo wysokiej skuteczności rzutów za trzy. Gospodarze trafili ich 10 na 25 prób, a Rockets przy takiej samej ilości rzutów trafili o jeden raz mniej. W tym elemencie można dopatrywać się głównego elementu decydującego o wyniku ponieważ, gdyby Toney Douglas trafił swój rzut zza linii 7,24 na 10 sekund przed końcem losy meczu mogłyby być zgoła odmienne.
Zadowolony z postawy swych podopiecznych był trener Terry Slots, który takimi słowami skwitował rywalizację przeciw Houston Rockets:
„We make it interesting, but we’ve made it clear this year that we compete to the end. For long stretches of the game, it wasn’t the way we wanted it. But when it mattered most, we played pretty well”
Kelvin Samspon zastępujący Kevina McHale, który z powodu spraw rodzinnych nie mógł zasiąść na ławce trenerskiej Rockets wyraził swój podziw dla graczy Blazers, co jednocześnie można odczytać jako bezradność ze strony jego defensorów wobec znakomitej formy duetu Batum – Lillard:
„We guarded them the way we wanted to guard them. Sometimes you just have to tip your hat and say, 'Batum, those are great shots. Lillard, those are great shots.”
HOUSTON ROCKETS (4-5) – PORTLAND TRAIL BLAZERS (4-5) 117-119 (OT)
(27-22, 31-29, 21-27, 32-33, 6-8)
J. Harden 29 pkt, C. Parsons 19 pkt, O. Asik oraz M. Morris po 16 pkt – N. Batum 35, L. Aldridge 29 pkt, D. Lillard 27 pkt.
I ten chłopak został wybrany z szóstym numerem?!?!
Batum za to był wybrany z 25 numerem przez … Houston ;)
Tylko że Batum ma mecze obok których przechodzi, a Lillard na razie w każdym jest jasnym punktem swojej ekipy.
Swoją drogą ile widzi się meczów, w których trójka najlepszych zawodników w zespole ma co najmniej 27 pkt?!