New Orleans Hornets odnieśli dzisiejszej nocy już trzecią porażkę z rzędu i z bilansem 3-5 zajmują odległe 13. miejsce na Zachodzie. „Szerszenie” przegrały tym razem ze świetnie dysponowanymi na początku tego sezonu Milwaukee Bucks 117 – 113. Tym samym ekipa z Milwaukee zajmuje w tej chwili z bilansem 6-2 drugie miejsce na Wschodzie i jest to jeden z najlepszych startów w historii tej organizacji. Spotkanie było zacięte, a obydwie drużyny szły przez wszystkie 48 minut łeb w łeb, niestety, to jednak „Kozły” w odpowiednim momencie wysunęły się na kilkupunktowe prowadzanie, które pomimo starań Hornets już do końca utrzymały.
Pierwszą kwartę lepiej rozpoczęli podopieczni Monty Williamsa. Pierwsze punkty dla Hornets zdobył Robin Lopez, który swoją drogą chyba już któryś z rzędu otwiera mecz dla „Szerszeni”. Lopez szybko uzbierał swoje 6 punktów, a Vasquez 3 asysty i 2 punkty. Na tablicy wyników mieliśmy już 8 – 2 dla Hornets. „Kozły” szybko jednak się opamiętały i zrobiły run 11-0. Następnie mogliśmy oglądać mały pokaz Anthony Davisa, który zdobył 8 punktów z rzędu. Ostatecznie pierwsze starcie zakończyło się wynikiem 27 – 25 dla „Szerszeni”.
W drugiej kwarcie mieliśmy niesamowity popis umiejętności Mike’a Dunleavy’ego. W niecałe 3.5 minuty trafił cztery trójki z rzędu i wyprowadził Bucks na 7-punktowe prowadzenie (45-38). Bardzo fajnie współpracował przez chwilę duet Anders0n-Vasquez, którzy dołożyli kilka szybkich punktów zza łuku. Rozgrywający Hornets złapał jednak kilka „głupich” faulów (w tym niepotrzebne dotknięcie Jenningsa, które doprowadziło do akcji 3+1) i z trzema na koncie ostatecznie został ściągnięty przez coacha na ławkę, gdzie mógł już jedynie dopingować swoich kolegów. „Szerszenie” – w przeciwieństwie do innych poprzednich spotkań – mieli dzisiaj bardzo dobry dzień pod względem rzutowym. Byli bardzo skuteczni, a wszystkie wypracowane 'jumpshoty’ dawały punkty. Jedynym problemem były jednak straty (przede wszystkim Riversa), które doprowadzały do tego, że „Kozły” miały ostatecznie oddanych 16 rzutów więcej. To pozwoliło Bucks utrzymywać się w grze mimo słabszej dyspozycji w ataku. Do połowy 60 – 58 dla ekipy z Milwaukee.
Anthony Davis podobnie jak w drugiej odsłonie wszedł do gry w trzeciej kwarcie. Zdobył 9 punktów z rzędu po podaniach Vasqueza. Jednak przede wszystkim tercet Jennings-Ellis-Harris był w tych 12 minutach niesamowity i nie pozwolił uciec „Szerszeniom” na czwartą kwartę. Mieliśmy remis po 91 punktów.
Kiedy Ryan Anderson rozpoczął tę kwartę od trójki pomyślałem, że Hornets mają jednak swój dzień i przerwą swoją czarną serię dwóch porażek z rzędu. Na trójkę Ryno szybko odpowiedzieli jednak „Kozły”, które trafiły zaraz po tym 8 punktów z rzędu. Następnie znów kolejna odpalona trójka Udriha, niesamowite stepback jumpery w wykonaniu Monty Ellisa, który przypominał dzisiaj swojego rodzaju Kobe Bryanta.
Bardzo wiele rzutów w wykonaniu „Szerszeni” było na styk wobec czego wiele wypadało – w pogotowiu czekali jednak albo Ryan Anderson lub Anthony Davis, którzy dobijali piłki i zdobywali punkty. „Brow” miał dzisiaj swoją drogą najlepszy dzień w NBA. W crunch-time zaliczył dwie(!) akcje 2+1 dzięki czemu po ucieczce Bucks Hornets wciąż byli w grze (110 – 108 dla Bucks). Po akcji 2+1 Davisa niesamowite wejście miał po raz kolejny Monta Ellis i wysunął drużynę na 4-punktowe prowadzenie na 1.51 minut przed końcem. Ryan Anderson po rzucie Vasqueza kolejny raz dobił piłkę i mieliśmy znów „two point game”.
Piłkę w ręce znów dostał Ellis, co zwieńczył kolejnymi dwoma punktami na 1.18 minut. Anderson nie trafił, Sanders w kontrze nie trafił. Hornets mieli około 30 sekund do końca spotkania i 4 punkty straty do „Kozłów”. Wydawać by się mogło, że akcja będzie rozgrywana na szybką „trójkę”, która doprowadzi już tylko do jednego punktu straty. Anderson dostał piłkę na łuk, ale ten jednak postanowił wejść pod kosz i zakończyć akcję z góry… blok Sandersa. Niesamowity Larry Sanders, który tym samym załatwił już praktycznie wygraną Bucks.
Brandon Jennings po faulu taktycznym stanął na linii rzutów wolnych – trafił dwa razy. 12 sekund do końca spotkania – 6 punktów straty – Ryan Anderson dostaje podanie od Anthony’ego Davisa i z bardzo niewygodnego miejsca trafił za trzy na 4.7 sekundy przed końcem. To było już jednak zbyt mało na to, aby „Szerszenie” miały jeszcze szansę wygrać to spotkanie – Ellis wykorzystał bowiem dwa rzuty wolne i mieliśmy cztery punkty straty. Na 3.7 sekund do końca piłkę z boku wyprowadzał Anthony Davis… aut. Milwaukee Bucks pokonali ostatecznie New Orleans Hornets 117 – 113.
Monta Ellis (22 punktów, 9 asyst) i Brandon Jennings (22 punktów, 9 asyst) wspólnie zgromadzili aż 44 punkty, 18 asyst, 5 zbiórek i 4 przechwyty. Mieli bardzo podobne występy nawet pod względem rzutowym – oboje 8/16 z gry. Oprócz tej dwójki X-factorem „Kozłów” był wspominany już Mike Dunleavy, który z ławki zdobył 17 punktów, 9 zbiórek i 5 asyst. Trafił – podobnie jak Jennings – 4 z 7 rzutów za trzy.
Tobias Harris i Ersan Illyasova mieli po 10 punktów, a Samuel Dalembert zakończył po dobrym spotkaniu mecz z 15 punktami i 8 zbiórkami. Bohater spotkania – Larry Sanders zaaplikował 4 punkty, 6 zbiórek i 3 bloki, które uzbierał tylko w czwartej kwarcie.
Career-night miał dzisiaj Anthony Davis. 28 punktów (10-14 z gry), 11 zbiórek to zdecydowanie najlepszy występ rookie w tym sezonie, nie zablokował jednak dzisiaj ani jednej piłki i spadł w tej klasyfikacji w lidze. Greivis Vasquez miał dzisiaj spotkanie jak co dzień – 13 punktów i 11 asyst. Ryan Anderson kolejny raz nie zawiódł (w końcówce?) wchodząc z ławki i zdobył 20 punktów, 4 zbiórki i 2 asysty. Al-Farouq Aminu zakończył mecz z 9 punktami, 8 zbiórkami, 4 asystami i po jednym bloku i przechwycie.
Kolejne słabe spotkanie miał dzisiaj kolejny raz w tym sezonie Austin Rivers, który póki co jest bustem. Wygląda bardziej jak wybrany w drugiej rundzie niż w TOP10 – dzisiaj 6 punktów i 2 asysty. Sześć „oczek” zdobyte zostały jedynie z rzutów wolnych, bowiem wszystkie rzuty (2) z gry przestrzelił.