W noc Draftu 2006 Portland Trail Blazers dzięki wymianom z Bulls i Timberwolves pozyskali dwóch prospektów – Brandona Roya i LaMarcusa Aldridge’a. Rok później z pierwszym wyborem Draftu 2007 do Portland przyszedł Greg Oden. Miał on być najbardziej dominującym centrem w NBA od czasów świetności Shaqa. Grając w Ohio State Buckeyes, Oden zapowiadał się fenomenalnie. Był świetnym defensywnym centrem, notującym w 29 minut gry, średnio 3.3 bloku na mecz i 9.2 zbiórki na mecz. Równie dobrych statystyk spodziewano się po nim w NBA.
W Drafcie 2007 Trail Blazers wybrali Odena z pierwszym numerem, przed Kevinem Durantem i Alem Horfordem. Mieli ku temu podstawy, w końcu potrzebowali centra, a Greg zapowiadał się świetnie. Ale na swój debiutancki sezon musiał poczekać. Z powodu kontuzji kolana Oden musiał opuścić sezon 2007/2008. Zadebiutował w kolejnym sezonie, ale znowu miał pecha. W debiucie na parkietach NBA doznał kontuzji stopy. Po opuszczeniu kolejnych 2 tygodni, zaczął grać regularnie. Z czasem zaczął pokazywać, dlaczego wybrano go z pierwszym numerem Draftu. Notował solidne zdobycze punktowe, sporo zbierał i blokował. Ale znów odezwały się jego kolana.
Tamten sezon Oden skończył z rozegranymi 61 meczami. Ale na wyróżnienie zasługuje jego statystyka zbiórek, bo notował ich 7 na mecz, w 21.5 minuty gry. PER-36 to daje 11.7 zbiórki na mecz. W następnym sezonie było jeszcze lepiej. Oden w ciągu 23.9 minut na mecz, notował 8.5 zbiórki i 2.3 bloku. PER-36 to daje 12.8 zbiórki i 3.45 bloku na mecz. Jednak tamte rozgrywki skończyły się dla Odena na 21 meczach. W pojedynku z Houston Rockets, już na początku meczu doznał kontuzji lewego kolana i został zniesiony na noszach z parkietu. Jak się później okazało był to ostatni jego mecz w zawodowej karierze. A jeszcze w poprzednim spotkaniu zaliczył 20 zbiórek przeciwko Miami Heat.
Ambicje Odena były dużo większe. Miał on talent na zostanie najlepszym centrem ligi, mógł wielokrotnie zdobyć nagrodę Defensive Player of the Year, przejść do legendy. Talent był wielki, ale zabrakło zdrowia. Greg miał nadzieje na powrót w sezonach 2010-11 i 2011-12, ale ostatecznie nie powrócił i został zwolniony przez Blazers.
Podczas, gdy Oden nie mógł grać, zespół ciągnął Brandon Roy. W 2007 roku wybrany Rookie of the Year, mimo rozegrania tylko 57 meczów z powodu kontuzji pięty. Brandon pokazywał swoje umiejętności strzeleckie, już w rookie season notował 16.8 punktu na mecz. Rok później Roy został All-Starem. Ponownie stało się w sezonie 2008-09. Był to najlepszy sezon w karierze Brandona, notował on w nim 22.6 punktu na mecz, 5.1 asysty i 4.7 zbiórki. Doprowadził też Blazers do play-offów z 4 miejscem na Zachodzie. Mimo bardzo dobrej gry Roya, który notował 26.7 punktu na mecz, drużyna z Portland przegrała w pierwszej rundzie z Houston Rockets 2-4.
Po sezonie Roy został wybrany do All-NBA Second Team. Wydawało się, że nic nie stoi na przeszkodzie na wielką karierę dla 25-letniego, wówczas, gracza. Ale w sezonie 2009-10 odezwały się jego kolana. Roy opuścił 17 meczów w sezonie zasadniczym, a później 3 w play-offach. Blazers bez swojego lidera nie poradzili sobie z Phoenix Suns i odpadli w pierwszej rundzie. Mimo to Brandon został wybrany do All-NBA Third Team i All-Star Game.
Jednak w sezonie 2010-11 nastąpił koniec Brandona Roya. Znowu odezwały się kolana i tym razem B-Roy pauzował w 35 spotkaniach. Portland bez swojego lidera byli skazywani na słabszy wynik, ale bardzo dobry sezon zanotowali LaMarcus Aldridge i sprowadzony z Bobcats Gerald Wallace. Blazers weszli do play-offów, ale zostali pokonani przez późniejszych mistrzów – Dallas Mavericks. Przed sezonem 2011/12 B-Roy zakończył karierę.
Szkoda, że tamten sezon był taki słaby dla niego. Wyobrażacie sobie czwórkę Roy – Wallace – Aldridge – Oden? Przecież gdyby wszyscy z nich grali na miarę swoich możliwości to Blazers byliby jednym z głównych kontenderów do mistrzostwa. Byliby swego rodzaju drugą Oklahomą. Potencjał tej ekipy był ogromny, ale ich zdrowie nie wytrzymało. Miejmy nadzieję, że podobna sytuacja nie wydarzy się z Derrickiem Rosem i że po powrocie będzie on grał tak jak przed kontuzją.
Z wymienionej przeze mnie czwórki w Portland został tylko Aldridge, ale powoli wyłania się w Blazers nowy lider – Nicolas Batum. Dodatkowo wraz z dwoma rookies – Damianem Lillardem i Meyersem Leonardem, Portland stać na powrót do play-offs. Może nie w tym sezonie, ale w następnym mają spore szanse. Potencjał Lillarda jest ogromny, może nawet większy niż u Roya. Leonard nie ma takiego talentu jak Oden, ale powinien być solidnym uzupełnieniem trójki Lillard – Batum – Aldridge.
tak po prawdzie to Oden mial wiekszy problem z glowa niz z kolanami. gdyby prowadzil sie higienicznie i myslal rzeczywiscie o powrocie to przynajmnie sprobowalby to zrobic
myślę, że przesadzasz. co ma higieniczne prowadzenie do takich urazów do zerwania rzepki.
W Portland jak i w GSW brakuje dobrego centra pod koszem… a Leonard to będzie taki drugi Przybilla moim zdaniem.
Portland miało w tym czasie taki skład że gdyby nie kontuzje to do dzisiaj mogliby być jedną z najlepszych o ile nie najlepszą ekipą w NBA. Ale tak to już jest że mimo świetnej selekcji do NBA trafiają zawodnicy jak ja to nazywam (chociaż może nie tylko ja) z „wrodzonymi kontuzjami” które dają o sobie znać dopiero w czasie gry na najwyższym poziomie a takie też były kontuzje Roya i Odena. Dlatego też trudno je porównywać z kontuzją Rosa która była urazem mechanicznym i bardziej porównałbym ją do kontuzji MJa z początku kariery która jak wiemy nie była taka groźna i pozwoliła mu wrócić na parkiet.
W podobnej sytuacji był np: Grant Hill kreowany na następcę Jordana tylko że On akuratnie wrócił na parkiet po długiej rehabilitacji czego nie można powiedzieć o Pennym Hardawayu którego podobnie jak Roya i Odena kontuzje zniszczyły…
Takie historie zawsze mnie dołują. Nie chciałbym być w skórze Grega Odena. Mieć świadomość, że jest się w czymś jednym z najlepszych na świecie i nie mieć szans aby to pokazać…
Patrzac na ta sytuacje mozna zaczac martwic sie o Lilliarda …