Autor: Wojciech Świąder
Minionej nocy zakończył się drugi mecz w historii NBA pomiędzy dwoma drużynami z Nowego Jorku (pierwszy miał miejsce w sezonie 76/77),Knicks zmierzyli się z przeniesionymi przed tegorocznymi rozgrywkami z New Jersey na Brooklyn zawodnikami Nets, walcząc z nimi o utrzymanie koszykarskiej władzy w Big Apple.
Knickbockers przystąpili do tego meczu bez narzekającego na uraz pleców Jasona Kidda, którego w pierwszej piątce zastąpił Kurt Thomas. Początek zwrócił moją uwagę przede wszystkim ze względu na przekrzykiwanie się kibiców raz Knicks raz Nets co nie jest codziennością na parkietach NBA. Wracając jednak do wydarzeń sportowych warto zanotować,że pierwsze punkty w nowej historii pojedynków między tymi drużynami zdobył Deron Williams. Kolejne minuty meczu to przede wszystkim dużo walki po obu stronach parkietu,Knicks dużo energii czerpali spod kosza bo właśnie stamtąd zdobyli swoje pierwsze 8 punktów w meczu (z czego aż 6 zapisał na swoim koncie Chandler).
Żadna z drużyn nie mogła uzyskać kilku punktowej przewagi gdyż jak trójkę trafił Brewer,zaraz odpowiedział mu Wallace, tym samym w następnej akcji. Końcówka pierwszej odsłony to nieco lepsza gra Nets jednak wynik kwarty na 26:23 ustalił Carmelo Anthony.
Druga kwarta zaczęła się tak samo jak skończyła pierwszy czyli od punktów Melo, który zmniejszył tym samym stratę swojej drużyny do tylko jednego oczka. Żadna z drużyn ani myślała ustępować i akcje kosz za kosz trwały w najlepsze, jednak warto zwrócić uwagę w tym fragmencie meczu na świetna robotę na tablicach Reggiego Evansa (8 zb. po 1 połowie), który 3 razy zebrał piłkę na atakowanej tablicy w odstępie minuty, co z kolei pozwalało zdobywać łatwe punkty spod kosza Joe Johnson’owi. Na 3 minuty z kawałkiem przed końcem pierwszej polowy piłkę z autu zagrywał JR Smith a niesamowitą trójką popisał się Anthony mając na zegarze tylko 0,7 sekundy do końca akcji; jednak odpowiedz przyszła natychmiast ze strony Johnsona, który wykorzystał słaby powrót do obrony Knicks i trafił za trzy z na wprost kosza. Ostatnie 3 minuty kwarty to lekka przewaga gości,którzy za sprawą punktów Feltona i po raz kolejny Anthony’ego (15 pkt do przerwy) zeszli do szatni z prowadzeniem 47:45.
Trzecia kwarta zaczęła się tradycyjnie czyli od punktów zdobytych przez Carmelo, jednak kolejne minuty to słaba gra w ataku obu drużyn a szczególną nieporadnością w tym fragmencie meczu raził Brook Lopez m.in. nie trafiając kilkukrotnie spod samej obręczy. Brak pomysłu na zdobywanie punktów przez gospodarzy postanowili wykorzystać Knicks, którzy po kolejnych punktach swojego lidera i drugiej trójce w meczu Sheeda wyszli na najwyższe siedmiopunktowe prowadzenie. Ostatnie minuty trzeciej odsłony to zamiana ról przez obydwa zespoły,tym razem Knicks nie potrafili znaleźć drogi do kosza,natomiast Nets odzyskali swój rytm w ataku i za sprawą trójki weterana Stockhouse’a i punktom w ostatniej sekundzie kwarty rzuconym prze Bogansa objęli nawet jedno punktowe prowadzenie.
Początek czwartej ćwiartki to jeszcze więcej dobrej energii na tablicach ze strony Evansa oraz bardzo dobra obrona Bogansa na Anthonym, który pod koniec trzeciej kwarty i na początku czwartej całkowicie potrafił wyłączyć lidera gości ze zdobywania punktów. Dopiero w piątej minucie ostatniej części meczu Tyson Chandler trafił za dwa przełamując niemoc w ataku drużyny z Nowego Jorku, która nie potrafiła zdobyć punktów z gry przez osiem poprzednich minut. Na prawdziwe emocje przyszedł jednak czas dopiero na cztery minuty przed końcem meczu kiedy wszystko zmieniało się co chwila jak w kalejdoskopie. Najpierw po raz kolejny zza łuku trafił Stackhouse a w kolejnej akcji dobre podanie w kontrze do Lopeza zanotował Williams wyprowadzając Nets na +5. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać gdyż najpierw za trzy odpowiedział Anthony, kolejno dał się sfaulować i wykorzystał jeden osobisty a następnie swoje punkty dołożył Felton . Również trafił Chandler kończąc zryw Knicks – 8-0 – i wyprowadzając ich na trzy punkty przewagi. Na 22 sekundy przed końcem meczu Lopez wykorzystał jeden z dwóch osobistych doprowadzając tylko do remisu, jednak szansy na wygranie meczu w regulaminowym czasie nie wykorzystał Anthony nie trafiając z półdystansu.
Dogrywka nie przyniosła nam tylu emocji co pierwsze cztery kwarty bo mimo, iż jej wynik otworzył kapitalnie grający tego dnia Chandler, to na nie wiele więcej w ostatnich pięciu minutach było stać Knicks. Brooklyn Nets szybko złapali dobry rytm,najpierw piłkę w rogu dostał Stockhouse,który rzucił swoją czwartą trójkę w meczu, po czym Gerald Wallace wbił się pod kosz i wyprowadził Nets na sześć punktów przewagi, które utrzymali do końca ostatecznie wygrywając 89:96.
Podsumowując: pierwsze tegoroczne derby Nowego Jorku na pewno nie możemy się czuć zawiedzeni,gdyż cały mecz oscylował w okolicach remisu i żadna z drużyn nie potrafiła wyjść na jakieś znaczne prowadzenie,walką na parkiecie i nieustępliwością. Zapachniało trochę play offami mimo, że mamy dopiero końcówkę listopada. Knicks w końcówce czegoś zabrakło,może skuteczności Feltona, który był 3/19 z gry a może świeżości Melo,ten od początku drugiej połowy nie zszedł z parkietu ani na moment, co odbiło się w końcówce na jego grze. Tak czy inaczej Brooklyn ten mecz wygrali zasłużenie i to oni „run this town” jak rapuje jeden z ich właścicieli Jay-Z.
New York Knicks – Brooklyn Nets 89:96 (23:26,24:19,20:23,17:16,OT 5:12)
Boxscore:
Knicks: Anthony 35(13 zbiórek), Chandler 28 (10 zbiórek,12/13 z gry), Felton 8 (3/19 z gry, 5 strat), Wallace 6, Smith 5, Brewer 3, Novak 2, Thomas 2,Prigioni,Camby i White 0.
Nets: Lopez 22(11 zbiórek,5 bloków), Williams 16(14 asyst), Wallace 16, Stackhouse14, Johnson 8, Bogans 6, Watson 4, Evans 4(14 zbiórek), Humphries 4, Blatche 2, Childress 0.
Raczej nie rządzą. Knicks rozegrali jeden z najgorszych spotkań, jedynie Melo i Tyson zagrali na jakimś poziomie. Felton i Wallece najgorsze mecze w sezonie, brak Kidda, żadnego wsparcia w ataku no i świetny Evans który wg mnie wygrał ten mecz. W rewanżu nie będzie już tak łatwo.
Go MELO!!!
wiesz wydaje mi się ,że nie dostrzegasz faktów. Knicks w ciągu 3 spotkań spadli z numer jeden broniącej ekipy ligi na 10 pozycję. ponadto pierwszą zajęli właśnie Nets. Jeśli popatrzysz na ostatnie spotkania NYK to przegrywają praktycznie co drugie spotkanie i w 7 dni doznali 3 porażek. To nie tylko efekt Kidda ,ale fakt ,że rywale już znają ich nowe przestrzenne granie i czytają ich w defensywie. Może Carmelo nie zatrzymają tak od razu, bez podwojeń ale jak pokazali Nets skupiają się oni na innych graczach typu Smith, Felton oraz Novak. No easy points;-)
Nie jestem wielkim fanem Knicks ale oglądałem drugi z rzędu mecz Nets i obydwa były nędznym widowiskiem z ich strony. Gdyby nie Deron oba przegraliby 20 punktami. Wiadomo w Knick trzeba coś zmienić, ale to nie znaczy że Nets są lepsi. Po tym meczu wiadomo jedynie, że kolejne mecze będą ciekawe i zacięte. Ani Brook, ani G-Force, ani Johnson nie przekonują mnie zbytnio.
Wygrali, więc rządzą. Chyba nie myśleliście ludzie, że NYK co mecz będa trafiać po 15 trójek na 50% skuteczności, takie rzeczy tylko w chorych snach Stana van Gundy’ego możliwe.
Ładna obrona Nets, Melo próbowali spowolnić, na alley oopy do Tysona odpowiedzi nie było ale reszta ekipa ograniczona do 10/47 z gry. Zaskoczył mnie Wallace, bo ostatnio był dość powolny, zapewne po tym urazie, ale dziś widać spina była na maxa. No i Reggie znów rulez na deskach, jakby mu dać 30 minut w meczu to by miał średnią na poziomie 25-30 zbiórek zapewne (i zaczął uważać na faule)
@kosmos, wlasnie tak mysle sobie ze evans i jordan hill gdyby grali po 30 minut to by mili srednio25 zbiórek na mecz. obaj sa nieziemscy, zwlaszcza na atakowanej desce
Ładny meczyk. Brawo Nets. Teraz rywale już wiedzą, jak grają Knicks i będzie im dużo ciężej. Nets nie są bardzo mocni, ale są mocni.