Triple-double LeBrona Jamesa nie uchroniło Miami Heat przed porażką z najgorszymi do tej pory w lidze Washington Wizards. Czarodziei poprowadził do zwycięstwa duet Jordan Crawford-Kevin Seraphin
Dobra, a teraz przyznać się, kto w ogóle obstawiał zwycięstwo Wizards? Nie wiem jak wy, ale ja w życiu nie postawiłbym na drużynę z Waszyngtonu żadnych pieniędzy w spotkaniu przeciwko Heat. No i właśnie tym sposobem pewnie nie zarobiłbym dużej kasy, ale powiedzcie, kto przy zdrowych zmysłach by to zrobił. Pewnie nawet najwierniejsi fani zespołu ze stolicy przyszli wczoraj obejrzeć LeBrona Jamesa i resztę graczy mistrzów NBA, niż swoich podopiecznych.
Miami do tej pory wygrało 12 z 15 spotkań, Wizards 1 z 14. Miami w 10 spotkaniach rzuciło minimum 100 punktów w meczu, Wizards tylko w 3, a i tak potrzebowali do tego dwóch dogrywek. I jak tu można było wierzyć w zwycięstwo z drużyny z Waszyngtonu? Tym bardziej, że Heat zaczęli mecz od szybkiego 7-2. Później już jednak nie było tak kolorowo i po punktach Kevina Seraphina, dających prowadzenie gospodarzom 17-16 Wizards nie oddali już prowadzenia do końca spotkania, a w trzeciej kwarcie wygrywając momentami 12 punktami.
Wtedy Heat zaczęli odrabiać starty i jeszcze przed rozpoczęciem czwartej kwarty przegrywali już tylko 4 punktami. Kiedy w połowie ostatniej części spotkania, za sprawą punktów spod kosza zdobytych przez Chrisa Bosha udało im się doprowadzić do remisu po 88 byłem przekonany, że Miami za chwilę odjadą Wizards i zanotują kolejne zwycięstwo.
Ci jednak sprawili niespodziankę wszystkim zebranym w Verizon Center. Od remisu po 88 gospodarze zdobyli 9 punktów, przy tylko 4 Heat i wydawało się, że powoli przejmują kontrolę nad spotkaniem. Jednak rzut za trzy Mike’a Millera pozwolił zbliżyć się gościom na tylko jedno posiadanie.
Chwilę później mogliśmy oglądać na parkiecie prawdziwie szaloną koszykówkę, bowiem w przeciągu minuty i 20 sekund obie drużyny oddały łącznie 8 rzutów w ogóle przykładając się do defensywy. Gdy to przeliczymy wychodzi nam, że oddawali średnio rzut na 10 sekund. Heat mogli w tym czasie trzykrotnie wyjść na prowadzenie, ale wszystkie ich próby zza łuku, których autorami byli Miller i Ray Allen okazały się niecelne.
Strzelecką niemoc przełamał dopiero świetnie dysponowany tego dnia Jordan Crawford i Wizards ponownie wyszli na 4 punktowe prowadzenie. Wtedy dał znać o sobie rozgrywający bardzo dobre zawody James. Jego rzut za dwa i asysta do Dwayne’a Wade’a pozwoliły zmniejszyć stratę do 2 punktów. Niestety to było już wszystko na co tego wieczoru stać było zespół Miami. James miał co prawda jeszcze szansę na wyprowadzeni Heat na prowadzenie przy stanie 101-99 dla Wizards, ale jego trójka okazała się niecelna i goście musieli uciekać się do faulu by pozostać jeszcze w grze. Tylko jednego z dwóch wolnych wykorzystał Crawford i Miami stanęło przed szansą doprowadzenia do dogrywki, ale James skończył akcję spod kosza i Heat dalej brakowało jednego punktu, by dogonić gospodarzy. Oba wolne wykorzystał Crawford, a następnie rzut Jamesa za trzy okazał się niecelny i było po meczu. Wynik spotkania na 105-101 ustalił rzutami z linii Nene i wygrana Wizards nad najlepszym zespołem ligi stała się faktem.
W całym spotkaniu świetne zawody rozegrała Wielka Trójka Miami. James zanotował triple-double na poziomie 26 punktów, 13 zbiórek i 11 asyst. 24 punkty rzucił Wade, a Bosh 20, zbierając także 12 piłek. Po 11 punktów z ławki dołożyli Miller i Allen .
Oprócz wspomnianych wcześniej Crawforda (22 punkty, 6 asyst) i Seraphina (16 punktów, 10 zbiórek) bardzo dobrze radzili sobie AJ Price i Martell Webster, autorzy odpowiednio 14 i 13 punktów.
Miami Heat – Washington Wizards 101:105 (25:30, 29:30, 24:22, 23:23)
i tu się potwierdza teza ,że NBA jest nieprzewidywalne