Wraz z tym, jak część drużyn zbliża się już do granicy 20 rozegranych spotkań postanowiłem podzielić się z Wami moim przemyśleniami na temat tego, co do tej pory zaobserwowałem. Jestem ciekawy, co Wy myślicie na temat poruszanych kwestii i czy też Wam się to rzuciło w oczy.
Celtics potrzebują defensywnego centra
Doc Rivers i sami gracze Bostonu mówią o tym, że w ich zespole nie ma jeszcze chemii i automatyki. To przyjdzie z czasem i co do tego nie mam wątpliwości. Po prostu w C’s jest zbyt dużo talentu. Martwi mnie jednak słaba obrona pod koszem, szczególnie przeciwko zespołom z porządnym centrem.
Na siłę przesunięty na piątkę Garnett wciąż jest bardzo dobry, ale brakuje mu wsparcia. Zarówno Bass jak i Sullinger nie są w stanie go odciążyć w walce z takimi graczami jak choćby Brook Lopez (24 pkt, 6 zb w pierwszym starciu), Joakim Noah (17/11), Al Jefferson (13/14), Greg Monroe (20/13) czy Tim Duncan (20/15).
Wiem, że wielu z Was pomyśli o Gortacie. Jasne, Marcin byłby fantastycznym uzupełnieniem składu Celtics, ale koszt jego pozyskania byłby dla Bostonu chyba jednak zbyt wysoki. W tej sytuacji, w ostatnich dniach zaczęto plotkować o ściągnięciu wciąż szukającego angażu Erica Dampiera, który mógłby wskoczyć w miejsce zwolnione przez Darko Milicicia.
Jasne, 37-letni weteran nie byłby zbawieniem. Nie wiem nawet, czy wąchałby często parkiet. Byłby chyba jednak bardziej wartościowy niż Jason Collins. No i na końcu pytanie – czy Fab Melo będzie w końcu w stanie przekonać do siebie Riversa…
Ps. W sytuacji, gdy pod koszem C’s jest luka trochę szkoda, że władze klubu nie zawalczyły bardziej o Ryana Hollinsa (850 tys. $ w ramach jednorocznej umowy w Clippers), Grega Stiemsme (2,5 mln $ za sezon, 2 lata umowy w T’wolves) lub Reggiego Evansa (1,6 mln $ za sezon, 3 lata w Nets).
Z Turkami trzeba się targować
Gdy tego lata Bucks oferowali 40 mln $ za 5 lat usług Ersana Ilyasovy delikatnie pukałem się w czoło. Po pierwsze, byłem dziwnie przekonany, że 13.0 ppg i 8.8 rpg z kontraktowego sezonu w jego wykonaniu może się już nie powtórzyć, po drugie – Turkowie, którym w NBA zaoferowano duże pieniądze zawsze zawodzili.
W NBA w sumie do tej pory zagrało 8 graczy z kraju kebaba i dywanów. Idąc od tyłu byli to Mirsad Turkan, Hedo Turkoglu, Ibrahim Kutluay, Mehmet Okur, Ersan Ilyasova, Semih Erden, Omer Asik i Enes Kanter.
Turkan, który był pierwszym reprezentantem swojego kraju na amerykańskich parkietach wystąpił jedynie w 10 spotkaniach po czym wrócił do Europy. Kutluay dostał jeszcze mniej szans – tylko 5 występów dla SuperSonics.
Kolejnych panów już znamy z obecnej NBA. Turkoglu rozbił bank w Toronto, gdy Raptors zaoferowali mu 53 mln $ za 5 lat gry. Wszystko to było po fantastycznym sezonie 08/09 gdy notował 16.8 ppg, 5.3 rpg i 4.8 apg. Minęły cztery lata, Hedo ma już na koncie 33 wiosny i nigdy nie nawiązał choćby do tamtych rozgrywek. Za sam ten sezon zgarnie ponad 11 mln $.
Okur po sześciu produktywnych sezonach dla Jazz otrzymał w 09/10 ofertę przedłużenia kontraktu o kolejne 2 lata wartą trochę poniżej 21 mln $. Tak – ponad 10 mln $ za sezon dla 32-latka z ciągłymi problemami ze zdrowiem. Jak wyszło, wszyscy wiem. Od momentu przedłużenia umowy Mehmet pojawił się na parkiecie w sumie 30 razy i w tym roku zakończył karierę.
Ilyasova jest w tej chwili na najlepszej drodze, by podążyć śladami swoich bardziej znanych kolegów. W Bucks został już przesunięty na ławkę rezerwowych. Tylko raz (na starcie sezonu) zebrał więcej niż 7 piłek. Miał też zaledwie 3 przyzwoite spotkania w ataku (18pkt z Bulls, 15 z Celtics i 17 ze Spurs). No i tak, za ten sezon zarobi 7.9 mln $, czyli nie szukając daleko o 700 tys. $ więcej niż nasz jedynak w NBA.
Innym Turkiem, który niedawno rozbił bank jest Omer Asik, ale z jego oceną jeszcze się wstrzymajmy. Na razie prezentuje się bardzo solidnie. Jego 10.9 ppg, 12.1 rpg i 1.2 bpg przynajmniej nie podnoszą brwi gdy popatrzymy na 3 letnią umowę wartą w samym 2012/2013 ponad 8 mln $.
Erden wrócił już do Europy. Kolejnym zawodnikiem, który jest potomkiem Atatürka i ma szansę na wielkie pieniądze jest Enes Kanter. Sternicy Jazz i innych klubów NBA, pamiętajcie że z Turkami trzeba się bardzo mocno targować i pamiętajcie że po transakcji nie ma mowy o rękojmi ani gwarancji – you get what you see.
Vaughn i Dunlap zasługują na większy szacunek
Dwóch trenerów, którzy w momencie zatrudniania już byli wskazywani jako jedni z tych, którzy pierwsi wylecą zasługują na więcej dobrej prasy. Zarówno Magic Vaughna jak i Bobcats Dunlapa prezentują się dobrze na starcie rozgrywek i trzeba zauważyć w tym ich wielką zasługę.
Przebudowywani Magic mieli być jednym z pośmiewisk ligi. Zespół oparty na takich graczach jak wspomniany wcześniej Turkoglu, niepotrafiący rozgrywać Nelson czy „puszysty” Davis typowany był na czerwoną latarnię ligi. Sprowadzeni w miejsce Dwighta Howarda Afflalo, Harrington czy Vucevic byli bardziej traktowani jako uzupełnienia składu niż nowi liderzy Orlando.
Tymczasem wywodzący się z organizacji Spurs Vaughn robił chyba sporo notatek w San Antonio. Dopasował taktykę swojego zespołu pod umiejętności graczy. Od każdego z nich wymaga tylko tyle ile są mu w stanie zaoferować (czyli umówmy się, nie tak wiele by pisać o nich częściej niż raz na tydzień) i mamy tego efekty. Magic mają negatywny, ale solidny bilans 7-11. Ograli choćby Nuggets, Lakers i Warriors. Tak, Jaque zasługuje na więcej szacunku.
Drugim wskazanym przeze mnie szkoleniowcem jest Mike Dunlap. Trener Bobcats może pochwalić się już swoistym rekordem. Jego zespół przeszedł do historii ligi jako ten, który najszybciej osiągnął liczbę zwycięstw z poprzedniego sezonu. Jasne, to nie było wielkie osiągnięcie – bo mowa o zaledwie 7 wygranych, ale biorąc pod uwagę skład jakim dysponuje także trzeba go docenić.
Nowi w zespole Kidd-Gilchrist, Gordon, Taylor i Sessions szybko się wkomponowali, a Rysie ograły choćby Pacers, Mavericks, Timberwolves czy Bucks. Oczywiście szanse na playoff w Charlotte są niewielkie, ale sam fakt, że drużyna Jordana ma na to choćby iluzoryczne szanse jest wart uniesienia kapelusza dla Dunlapa.
W telegraficznym skrócie
Scott Skiles i Randy Wittman są na najlepszej drodze do zwolnienia. Pierwszy wpadł ostatnio w szał tasowania pierwszym składem, a jego Bucks po dobrym starcie zaczynają spadać w tabeli. Drugiego uratowało jeszcze niedawne zwycięstwo nad Miami Heat, ale nie wyobrażam sobie by miał być osobą, która przekona Johna Walla do pozostania w organizacji. Jak tak dalej pójdzie to panowie mogą mieć smutne święta.
Nikt nie pisze o trzecim miejscu na Wschodzie Hawks i o ich świetnym bilansie (10-5). Nic dziwnego, wszyscy wiemy jak wygląda coroczny plan Jastrzębi. Awans do playoff z dobrym rekordem i odpadnięcie w pierwszej rundzie.
Jeżeli zastanawiacie się kto w ECF powinien trafić do ASG z centrów to jest tylko jedna dobra odpowiedź – Joakim Noah. 13.0 ppg, 10.1 rpg, 4.2 apg, 2.2 bpg i 1.4 spg. Bestia.
Memphis Grizzlies are for real. Serio, jestem w stanie wyobrazić sobie to, że nikt, absolutnie nikt na Zachodzie nie chce na nich wpaść przed finałami konferencji. Jeżeli dopisze im zdrowie to mogą wkrótce wszystkim przypomnieć dlaczego koszykówka jest grą dla wysokich.
Eddy Curry podpisał roczną umowę z chińskim Zhejiang Golden Bulls, na kurczaki w całej Azji padł blady strach.
Nicolas Batum w tym tygodniu doniósł, że był na kolacji z Gregiem Odenem i były numer 1 draftu planuje powrót do NBA w nowym sezonie. Kolana Grega błagają o Phoenix Suns.
You must be logged in to post a comment.