David Kahn w Minnesocie jest General Managerem od roku 2009. Został wybrany w maju tamtego roku. Miesiąc później przyszedł Draft, w którym Timberwolves mieli wybory 5, 6 i 18. Wtedy to Kahn po raz pierwszy zmarnował swój wysoki numer.
Rok później, mieli tylko jeden pick. Tym razem wybierali z „czwórką”. W 2011, po uzyskaniu najgorszego bilansu w całej NBA (co mogłoby się wydawać niemożliwe, zważywszy na tak wysokie wybory w poprzednich latach), Wolves wybierali z „dwójką”. I znowu zmarnowali wybór.
David Kahn nie miał szczęścia do tak wysokich wyborów i z tamtych pięciu, tylko jeden okazał się strzałem w dziesiątkę. 5 wybór Draftu 2009 – Ricky Rubio. Hiszpan, wraz z wybranym jeszcze przez Kevina McHale’a, Kevinem Lovem stworzyli świetny duet. Oby dalej tak grali w tym sezonie gdy Hiszpan powróci na parkiet.
Ale, w jaki sposób Wolves zmarnowali tak wysokie wybory? Na kogo mogli je wykorzystać, żeby stworzyć drużynę na play-offy, a w późniejszym czasie team walczący o tytuł? Co obecnie z wydraftowanymi przez Kahna graczami? O tym niżej.
2009 NBA Draft – #6 – Jonny Flynn
Założę się, że większość z was nie wie, gdzie teraz gra Flynn. Przyznam, że też nie wiedziałem. Po sprawdzeniu na Wikipedii okazuje się, że Jonny gra w lidze australijskiej. Ale w pierwszym sezonie gry, wydawało się, że tak źle nie będzie. Flynn grał na poziomie 13.5 punktu na mecz i 4.4 asysty na mecz w średnio 28.9 minut i był starterem we wszystkich 81 meczach rozegranych przez Wolves. Został wybrany do All-Rookie Second Team. Ale później wszystko padło. W lato 2010, Jonny przeszedł operację biodra i do wysokiej dyspozycji nie wrócił. W trakcie Draftu 2011 został wymieniony do Houston Rockets za 25 pick tamtego Draftu, jeden wybór w pierwszej rundzie kolejnych Draftów i Brada Millera. Niby nie należy obwiniać Kahna za to, że chłopak się rozsypał, ale czy trzeba było brać trzech rozgrywających w jednym Drafcie? Myślę, że nie, i Kahn mógłby ten pick lepiej spożytkować, ale o tym za chwilę.
2009 NBA Draft – #18 – Ty Lawson
Ty radzi sobie nieźle, ale nie w Wolves. Został on wymieniony do Denver za pierwszorundowy wybór w Drafcie. Lawson nie zapowiadał się na takiego gracza jakim jest teraz, ale zdecydowanie mógł zostać jako ewentualna rezerwa dla Rubio, lub podstawowy rzucający obrońca. A za Flynna można było zdobyć kogoś konkretniejszego. Lawson i Rubio, mogliby utworzyć bardzo ciekawy duet. Połączenie penetracji pierwszego oraz podań i pola widzenia Hiszpana, mogłyby dać niesamowite efekty. Z drugiej strony Lawson nie rozwinąłby się tak, gdyby nie grał z Billupsem w Nuggets, ale to już temat na inny tekst.
2010 NBA Draft – #4 – Wesley Johnson
Wes zapowiadał się na ciekawą opcję na pozycje 2/3. No właśnie, zapowiadał się. W college’u spędził 4 sezony. Został wybrany Player of the Year konferencji Big East. Dobrze zbierał i punktował. Były podstawy, żeby brać go z „czwórką”, ale w NBA Johnson się spalił. Zbierał mało, 3 zbiórki na mecz w 26 minut gry w rookie season. Został wybrany do All-Rookie Second Team, ale myślę, że trochę na siłę. W swoim drugim sezonie, oddał kilka swoich minut Derrickowi Williamsowi. Jego rola była mniejsza, przez co statystyki spadły, a Wes grał coraz słabiej. Obecnie gra w Phoenix, gdzie nie łapie się do rotacji. Potencjał był, ale go nie wykorzystano.
2011 NBA Draft – #2 – Derrick Williams
Skrzydłowy zapowiadał się bardzo dobrze. W NCAA, w ciągu dwóch sezonów dwukrotnie był wybrany do All-Pac-10 First Team, a w sophomore season był wybrany Graczem Roku tamtej konferencji. Ale w Minnesocie już tak dobrze nie grał. Większość akcji wypracowywał mu Ricky Rubio, po którego kontuzji Williams grał bardzo słabo. Obecnie gra z ławki, 19.9 minuty na mecz. Notuje przy tym 5.4 zbiórki i 9 punktów na mecz. Statystyki powinny się polepszyć, wraz z powrotem Hiszpana. Po co brano skrzydłowego, przy dziurze na SG? Nie wiem, ale to kolejny zmarnowany wybór.
Co zatem powinien był zrobić Kahn, żeby lepiej spożytkować takie numery? Przede wszystkim powinien być pozyskany rzucający obrońca. Ogólnie, powinni zostać wybrani gracze do uzupełnienia dwójki Love – Rubio. Niczego nie ujmując Pekovicovi i Kirilence. Młodzi, posiadający talent i eksplodujący energią młodzi gracze sprawdziliby się lepiej.
Draft 2009. Za Flynna powinien zostać wyjęty ktoś lepszy, było kilka ciekawych „dwójek” w tamtym Drafcie, więc pójdziemy w tą stronę. Może DeMar DeRozan? Wyobrażacie sobie te alley-oopy i kontry w wykonaniu dwójki Rubio – DeRozan? Byłoby to coś świetnego, ale ja bym w tym kierunku nie szedł. Lepiej zyskać solidnego rzucającego, niż kogoś efektownego. Byłbym za kimś z dwójki Curry/Jennings. Mimo, że obaj to nominalni rozgrywający, grają bardziej w stylu SG. Którego z nich wziąć? To zależy od tego na co postawiliby Wolves. Czy na penetracje Jenningsa, czy może rzuty i sytuacje spot-up z udziałem Stephena Curry’ego. Osobiście byłbym za Currym. Rzut dystansowy to jedna z najważniejszych umiejętności w obecnej NBA. A Stephen to umie i mógłby kończyć podania na obwód Hiszpana, tak jak to robi Kevin Love. Lawsona zostawiamy, niech gra z ławki.
Draft 2010. Zostali nam SF i C do obsadzenia, i nad tymi dwoma pozycjami się zastanowimy. Z niskich skrzydłowych w tamtym Drafcie wyróżnić należy Paula George’a. I chyba tylko jego (z wybranych po #4 wyborze Wolves, wcześniej jeszcze był Evan Turner). A centrzy? DeMarcus Cousins i Greg Monroe. To kogo bierzemy? Przydałby się ktoś do defensywy. Rubio, Curry i Love dobrymi defensorami nie są. Każdy z tej trójki, graczy do wydraftowania, wygląda bardzo dobrze w obronie. Z powodu braku dobrych centrów w obecnej NBA, wziąłbym przyszłą gwiazdę na tej pozycji, a SF’a zostawił na Draft 2011. DeMarcus Cousins wydaje mi się lepszym graczem, zarówno w defensywie i ofensywie, więc biorę jego. Dobrze atakuje, wraz z dobrym rozgrywającym, może grać więcej pick’n’rolli. Tylko czy znajdzie się na to miejsce? Raczej tak. Love byłby pierwszą opcją ataku, Curry drugą, a Cousinsa upchnęłoby się jako trzecia opcja punktująca. Do tego DeMarcus mógłby stworzyć z Lovem Twin Towers. Obaj zbierają mnóstwo piłek. Ktoś by to przeszedł? Nie sądzę.
Draft 2011. Tylko „trójka” nam została. Obrońca podkoszowy już jest, teraz przyda się obrońca obwodowy. Jeden gracz przychodzi mi na myśl, mianowicie Kawhi Leonard. Świetny defensor na obwodzie, zakryłby braki w tej dziedzinie Rubio i Curry’ego. Byłby świetnym uzupełnieniem dla pozostałych i nie potrzebowałby piłek w takim stopniu jak pozostali. Robiłby po prostu swoje.
Podsumowując, z takich picków optymalną piątką byłoby Rubio – Curry – Leonard – Love – Cousins + Lawson na ławce. Czy taka ekipa miałaby jakieś braki? Może trochę brakowało obrony na obwodzie, ale Rubio i Curry nadrabialiby to w ofensywie. Ekipa z potencjałem na mistrzostwo w przyszłości, nawet jeśli któregoś z graczy piątki nie wybranoby. Drugie dno też jest takie, że pewnie tak wysokich wyborów Wolves by nie mieli, ale mniejsza o to.
Tekst bardziej typu fantasy, ale można stąd wyciągnąć jeden wniosek. Wszystko kręci się wokół Rubio. Bez niego ta drużyna nie gra na takim poziomie, na jakim powinna. Ekipa jest uzależniona od jednego zawodnika, bez którego, pozostali gracze nie wiedzą co robić. Zatem póki Hiszpan nie wróci, to Wolves dobrego bilansu mieć nie będą.
Trochę nie widzę Curry’ego na dwójce, ale kto wie jakby to wyglądało. Gdyby dobrać na ławkę na dwójkę dobrego obrońcę z trójką (D. Stevenson?) i gdyby była tam chemia byłaby drużyna pokroju Mavs 2011. Kibicuje im, ale jest tak jak Love mówi. Co roku nowy skład, złe wybory z roku na rok. Lider, które nie czuje się liderem. Jest lepiej niż było, ale gdyby ktoś z głową się za to wziął, to T-wolves byliby przynajmniej tam, gdzie teraz są Grizzlies.
Co do Williamsa i draftu 2011 nie do końca się zgodzę. Wtedy Williams był po prostu pewniakiem za plecami Irvinga. Nadal nie wiadomo na co stać go w NBA i nie przekonamy się dopóki nie trafi gdzieś gdzie jego rola będzie większa. Chłopak nie jest zły, potencjał ma, ale Minnesota to po prostu nie miejsce dla niego.
Gdyby wtedy Kahn wybrał Leonarda z #2 ludzie pukaliby się w czoło. Shooting guardów dużego formatu też w tym drafcie nie było. Thompson to dzisiaj świetny gracz, a Burks rozwija się w Utah, ale sytuacja podobna jak w przypadku Leonarda – wtedy zwyczajnie nikt ich nie brał pod uwagę.
Teraz wszyscy chwalą Leonarda a prawda jest taka że kiedy rok temu Spurs robiło wymianę to większość analityków pisała że robią błąd oddając świetnego Hilla za kolesia o którym wiadomo że nie ma mid rangu nie umie rzucać za 3 i jego ofensywa jest słabiutka. Bardzo łatwo odszukać różnego rodzaju mocki gdzie kilku polskich blogerów pisało że oni nie rozumieją jak ktoś może Leonarda stawiać w TOP 10. Tak samo teraz możemy gdybać w temacie Beasleya co by było gdyby Heat wzięli wtedy z nr 2 Westbrooka. Co nie zmienia faktu że Kahn popełnia mnóstwo dziwnych decyzji. Podobnie w sumie jak Kings którym Robinson z nr 5 był potrzebny jak … nie powiem co.
dokładnie bez sensu jest dla mnie takie gdybanie i wybieranie w drafcie po fakcie. wiadomo że Khan wirtuozem loterii nie jest, ale za wybór takiego Williamsa pretensji mieć nie można.
Nie lubię tego typu artykułów. Po prostu wybory draftu to jest ZAWSZE loteria. Gracze, co do których mamy pewność, że coś w NBA zwojują, idą z numerem 1-2. Później są schody. NBA to zupełnie inny świat. Wielu się nie odnajduje. Wielu przegrywa z kontuzjami. Bierze się najbardziej pewnych graczy, ale i oni nie dadzą pewności, że się uda. Nie mogę powiedzieć, że te wybory były złe. Mogę natomiast powiedzieć, że polityka klubu jest słaba. 2011 w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że zrobili źle. Moim zdaniem kompletnie nie wykorzystali Williamsa i nawet jeśli nigdy nie użyli go znacząco, mogli go wykorzystać na bardzo dobry trade. Podajesz przykład draftu 2009, który był rewelacyjny. Jaki debiutant spoza top 5 zalicza takie średnie? Można policzyć zapewne na palcach jednej ręki. Ty Lawson to był typowy steal, którego sprzedali (znowu zła menadżerka). W 2010 wybór Johnsona też nie można powiedzieć, że był błędem. Typowy przypadek świetnie grającego zawodnika w NCAA, który nie sprawdził się w NBA (nie wiem czy za dwa, trzy lata nie będziemy podobnie mówić o B. Bealu, albo o T. Robinsonie). Wybory draftu moim zdaniem były całkiem niezłe, natomiast polityka transferowa do bani (ostatni przykład z podpisaniem kontraktu z Lovem, którego pewnie stracą za rok lub dwa lata).
Tak to jest z talentami, niektóre kończą się na już zapleczu nba. Reżim treningowy ,mało czasu dla rodziny, pierwsza duża kasa. Jeśli pod kopułą jest nierówno, brakuje charyzmy do tego złe towarzystwo. Wtedy nawet dobry zawodnik ,,nie odpali,,Problemy interpersonalne, osobiste ,niektórzy wnoszą to na boisko ,a wtedy d…a!!! Życzę ww. graczom powstania z kolan i mam pytanie do fanów : czy byli w historii nba słynni gracze którzy przez kilka lat nie reprezentowali wysokiego poziomu ,aż nagle w którejś drużynie zaiskrzyło i gracz zblirzył się do poziomu allstar???? Dzięki za odp
O dziwo najpierw przyszedł mi do głowy Cliff Robinson. Wybrany z dalekim numerem w drafcie (chyba w ogóle druga runda) przez pierwsze 3 sezony miał średnie w okolicach 10-13 pkt. Potem nagle ładnie odpalił, a wciąż wychodził z ławki. Drugi przykład to Michael Finley, który faktycznie po półtora roku w Phoenix świetnie znalazł się w Dallas i w trzecim sezonie „odpalił”. TRzeci to Steve Nash. Pierwsze 4 sezony miał słabe. W piątym niewiarygodny postęp w Dallas, a jak przeniósł się do Phoenix wskoczył jeszcze na wyższy poziom i dostawał nawet MVP. Czwarty przykład to Joe Johnson, który w Phoenix notował spory postęp, ale jak przeniósł się do Atlanty to miał swoje najlepsze sezony.
Dzięki- mimo,że w sumie Finleya,Johnsona, Nasha nikt nie nazywał chyba złymi wyborami i zmarnowanymi talentami:) Przynajmniej w erze Probasketu i Magik basketbala
Nie zgodzę się z Johnsonem, był młodą gwiazdą Suns i ciągnął ich do przodu grając w piątce z Nashem – Q-Richardsonem – Matrixem – STATem (17pkt na mecz i bardzo fajnie zbilansowany atak z wymienionymi).
Podczas gry w Suns rzucał najlepiej w karierze zza łuku na poziomie 47%. Potem jednak Suns nie miało możliwości przy wyrównaniu oferty Hawks. Ciekawsza historia z JJ’em jest taka, że swego czasu był on w pierwszej piątce graczy na których nie poznali się Celtics. Jednym z piątki był również Bruce Bowen.
Szacunek dla autora za fajnie przygotowany materiał. Osobiście nie lubię pisania o czyiś błędach po latach. Dlatego to się nazywa LOTERIA DRAFTOWA bo nie tylko numerki się losuje, ale także zawodnicy są pewnego rodzaju loterią. To czy z potencjalnie zdolnego chłopaka będzie po latach dobry zawodnik zależy od bardzo wielu czynników i wielu zmiennych. Łatwo rozliczać czyjeś błędy, szczególnie jeśli z perspektywy kilku lat są oczywiste.
W Minesocie zmieniali się szkoleniowcy. Gdyby Lawson trafił do Minesoty za czasów obecnych, czyli Adelmana to pewnie by się szybciej rozwinął, ale było inaczej. Z kolei Johnson absolutnie nie jest typem gracza jakich lubi Adelman. Wolał w to miejsce Kirilenkę albo Budingera i się nie dziwię. Adelman woli wszechstronnych i broniących graczy. Lubi zespołową grę, dlatego zawsze chce mieć świetny obwód.
Historycznie było znacznie więcej wpadek draftowych. Najczęściej było wiele zawodów, ale także kilka pozytywnych. Ledwie wybrany w 3 rundzie draftu Drazen Petrovic gdyby nie wypadek samochodowy, to pewnie byłby niebawem w HOF. Był ewidentnie niedocenionym talentem. W podobnej sytuacji był przecież Rodman.
Niemniej w większości sytuacji eksperci draftowi się nie mylą i właściwie oceniają potencjał zawodników. Często bywa to marnowane nie przez GEmów, a przez trenerów lub samych zawodników. Ilu z nich ma problemy z nałogami? Ilu trwoni fortuny na blichtr? Większość tych gówniarzy co po pierwszym roku dostaje gigantyczne kontrakty traci głowę. Niektórzy nie mogą się rozwinąć, bo nie ma dla nich miejsca w zespole, który ich wybrał… inni nie mogą się odnaleźć w grze, która jest jednak inna niż w uczelnianej lidze.