Czy o Knicks można powiedzieć, że są już for real? Ciężko stwierdzić. Myślę, że nawet oni sami nie chcieliby głośno tego mówić, tylko robić dalej swoje i wygrywać kolejne mecze. A to przychodzi im czasami wyjątkowo łatwo, jak w meczu z Lakers.
We wczorajszym spotkaniu tylko raz kibice w Madison Square Garden mogli mieć wątpliwości, jeśli chodzi o zwycięstwo swoich ulubieńców. Kiedy w czwartej kwarcie Kobe Bryant niesamowitym rzutem za trzy z lewego rogu zmniejszył straty do 7 punktów mogło się wydawać, że Lakers spróbują jeszcze powalczyć o wygraną. Jednak chwilę później po asyście Raymonda Feltona piłkę w koszu umieścił Tyson Chandler, następnie daggera za trzy trafił J.R. Smith i jakiekolwiek marzenia o wygranej Jeziorowcy musieli odłożyć między bajki.
Gospodarze prowadzili przez całe spotkanie, a strzelecką kanonadę jaką urządzili sobie w pierwszej połowie rozpoczął nie kto inny, jak Carmelo Anthony. Szybkie 11-2 na początku pierwszej kwarty, z czego 9 (3/3 za trzy) punktów to zdobycz skrzydłowego Knicks, poniekąd ustawiło mecz. Zresztą Anthony był nie do zatrzymania i po 12 minutach gry miał już na koncie 22 oczka (myląc się raz na 9 rzutów z gry), co jest najlepszym wynikiem punktowym w tym sezonie w pierwszej ćwiartce.
Na strzeleckie popisy Melo próbował odpowiadać Bryant, który w pierwszej kwarcie zdobył 13 punktów. Jednak jedno oczko więcej miała za to reszta jego kolegów z zespołu, a Lakers rzucali tylko z 37,5 proc. skutecznością, przy 73,9 proc. Knicks i po pierwszej kwarcie przegrywali 27-41.
W dalszej części meczu gospodarze nie zwalniali i to pomimo tego, że na parkiecie przebywał głównie rezerwowy unit zespołu. Knicks stale powiększali przewagę, a kiedy Rasheed Wallace trafił zza łuku ta wyniosła aż 26 punktów (58-32) i wiedziałem już, że jest po meczu. Wtedy też każdy, kto czekał albo specjalnie obudził się na to spotkanie mógł iść spać. Nic by nie stracił. Nawet mi przez moment przeszło to przez głowę, ale ktoś musiał zrelacjonować ten mecz, więc trzeba było zostać przed komputerem.
Ciężko się oglądało Lakers i ani przez moment nie wierzyłem, że mogą coś w tym spotkaniu zdziałać. Nawet wtedy, kiedy Melo podkręcił kostkę po tym jak wszedł pod kosz i został sfaulowany przez Dwighta Howarda. Trafił jednego z dwóch wolnych i po chwili zastąpił go Steve Novak, a następnie udał się do szatni i już nie wrócił na parkiet. Do tego momentu Melo miał na koncie 30 punktów (10/15 z gry, 3/5 za trzy) w 22 minuty. Ostatni raz taką ilość punktów w tak krótkim czasie zdobył David Robinson z San Antonio Spurs w 1995 roku.
Po tym jak skrzydłowy Knicks zszedł z boiska, Lakers powoli i mozolnie zaczęli odrabiać straty. Z Anthonym na boisku przewaga gospodarzy oscylowała wokół 20 punktów, jednak kiedy złapał kontuzję, ta zaczęła stopniowo maleć.
Dystans do zespołu z Nowegoo Jorku był jednak za duży, by Jeziorowcy mogli myśleć o wywiezieniu zwycięstwa z Madison Square Garden. Niemniej ta porażka, wbrew pozorom może wnieść trochę pozytywów w szeregach Lakers, jeśli oczywiście wyciągną odpowiednie wnioski.
Mówiła o tym trójka komentatorów tego meczu – Steve Kerr, Charles Barkley i Marv Albert. Drugą połowę drużyna z Los Angeles wygrała 58-48, ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że przez większość tego czasu Knicks grali bez Carmelo. Zresztą nawet nie chodzi o to, kto był na parkiecie, a kogo nie było. Goście zaczęli wreszcie grać piłkę, do której są przystosowani, czyli powoli, z poszanowaniem, długo trzymali ją w rękach. Nie żadne „run nad gun” czy 7 second or less”. Lakers zwyczajnie nie mają zawodników do tych dwóch taktyk, tak bardzo preferowanych przez Mike D’Antoniego, który powinien się nauczyć, że należy dostosowywać takich zawodników, jakimi się dysponuje, a nie na odwrót, np. przecież Pau Gasol nie stanie się nagle biegającym do kontr zawodnikiem. Jest zwyczajnie za wolny na taką grę. D’Antoni musi nauczyć się wykorzystywać potencjał Lakers, a ten jak przecież wszyscy wiemy jest ogromny.
Dlatego nie powiodło mu się w Knicks i został zwolniony, i dlatego tak słabo idzie mu też teraz, jako trenerowi drużyny z Miasta Aniołów.
Czasem, kiedy kamera pokazuje go podczas spotkań, mam wrażenie, że widzę taką bezsilność na jego twarzy, taką bezradność i nieumiejętność zapanowania nad wydarzeniami na boisku, kiedy zespołowi nie idzie i jednocześnie frustrację z tego powodu, że aż żal czasami patrzeć.
Poza tym jego decyzje są czasami dla mnie nie zrozumiałe. Dzisiaj dobrze zrobił, że obniżył skład i przez większość czasu na skrzydłach grali Metta World Peace i David Ebanks. Obydwaj rzucili swoje rekordy punktowe w tym sezonie – odpowiednio 23 i 15, a dla tego drugiego buło to najlepsze spotkanie w rozgrywkach. Nie rozumiem jednak, dlaczego dzisiaj D’Antoni, kiedy z boiska schodził Howard w jego miejsce wstawiał pierwszoroczniaka Roberta Sacre, a nie Jordana Hilla. Ten drugi spędził na parkiecie tylko 3 minuty, a jest przecież najlepszym rezerwowym podkoszowym Lakers. Jego energia i walka o zbiórki przydałby się gościem, gdy Howard siadał na ławce, a może i nawet powinien pojawić się w końcówce spotkania.
Szczególnie kiedy po akcji 2 plus 1 Jeziorowcy zbliżyli się na 6 punktów. Wtedy w kolejnym posiadaniu Knicks dwie wielkie zbiórki w ataku zaliczył Chandler i goście zaczęli faulować, mając jeszcze nadzieje na korzystny rezultat. Na nic to się jednak zdało, bo w następnej akcji za trzy nie trafił Jodie Meeks (12 punktów, 3/11 z gry, 2/9 za trzy), piłkę zebrał Bryant, ale i jego rzut okazał się niecelny. Dwa punkty z wolnych zdobył następnie Jason Kidd, za trzy spudłował po raz kolejny Bryant i czas na zegarze dobiegł końca.
Knicks wygrali, ponieważ w przekroju całego meczu byli lepszym zespołem. Świetnie dzieli się piłką, w całym meczu zaliczając 25 asyst, przy ledwie 13 Lakers. Rzucali na świetnej skuteczności, zarówno z gry – 52,3 proc. (momentami w drugiej kwarcie było to nawet 70 proc.), jak i za trzy – 48 proc. Tracili również mało piłek i popełnili tylko 6 start. Jedną mniej na koncie niż cały zespół gospodarzy miał Bryant, a cała drużyna Jeziorowców popełniła ich 14.
Najlepszym strzelcem Knicks był oczywiście Melo, ale po tym jak opuścił spotkanie w trzeciej kwarcie wyręczyli go pozostali gracze. Chandler zdobył ich 18, Felton 19 (tylko 3/26 z gry), J.R. Smith 18 i Novak 12.
W Lakers, tradycyjnie oprócz Bryanta, który rzucił po raz kolejny w sezonie ponad 30 punktów, dobrze pod względem strzeleckim spisali się też Howard, autor 20 punktów i wspomniani wcześniej World Peace – 23 i Ebanks – 15.
Kolejny mecz Jeziorowcy zagrają już dzisiaj, na wyjeździe, z najsłabszymi w lidze Washington Wizadrds i będzie to dobra okazja na przełamania słabej passy czterech porażek z rzędu, natomiast Knicks w sobotę podejmą u siebie Cleveland Cavaliers.
EDIT: Zapominałem dodać, że Lakers notują bilans jednego zwycięstwa i 11 porażek, kiedy Kobe zdobywa w meczu 30 lub więcej punktów.
Los Angeles Lakers – New York Knicks 107:116 (27:41, 22:27, 31:25, 27:23)
Liderzy zespołu:
Punkty: Bryant 31 – Anthony 30
Zbiórki: Bryant 10 – Kidd 9
Asysty: Bryant 6 – Felton 8
Przechwyty: World Peace 2 – Chandler, Kidd, Prigioni 2
Bloki: World Peace, Howard, Bryant, Meeks 1 – Brewer, Chandler 1
„Ostatni raz taką ilość punktów w tak krótkim czasie zdobył David Robinson z San Antonio Spurs w 1995 roku.”
NIe znam dokładnego rozkładu ile punktów po ilu minutach gry ale myślę że conajmniej jeden zawodnik zdobył więcej punktów w czasie 22min grania….
http://probasket.sk/news/81-pkt-kobego-bryanta-to-juz-5-lat-37173
Chodziło o to, że Melo zdobył tak dużą ilość punktów grając w meczu TYLKO przez 22 minuty :)
Brawo NYK! Kolejna wygrana i bilans 9-0 w MSG. Melo jest niesamowity w tym sezonie! Z Nets 45pkt, Lakers 30 w 22min, a przeciwko sobie miał najlepszych obrońców na swojej pozycji(G.Wallace, MWP). GO NYK!
Porazajacy ten Bilans 1-11
Ciekawe jak wyglada ten bilans u Melo?
W meczach, w których Melo zdobywa 30 lub więcej punktów w meczu, Knicks mają bilans 6-2.
Poza tym ta statystyka Kobego 1-11, wynika bardziej ze słabej gry pozostałych graczy Lakers, niż jego samego.
Szkoda mi Lakers. Zanosiło się, że będą fajną i przyjemną ekipą do oglądania, ale wygląda na to, że ich problemy szybko nie zostaną rozwiązane. Połowa sezonu stracona, a kto wie, może i więcej.
Według moich obliczeń, Lakersy powinni wyjść na zerowy bilans z końcem stycznia. Jednak jeśli nie wygrają dzisiaj z Wizards to nie sądze by wyszli na zerowy bilans kiedykolwiek. – Doktor Andrzej.