Wraz z biegiem sezonu pora rozprawić się z kolejną piątką trudnych pytań, które zostały postawione przed naszymi redaktorami. Jednocześnie zapraszamy Was do wyrażania swoich opinii w komentarzach.
Dzisiejszy zestaw pytań:
1) Czy Kobe Bryant szkodzi ofensywie Lakers?
2) Warriors czy Hawks, która drużyna szybciej wyhamuje po bardzo dobrym starcie?
3) Czy powrót Stoudemire pomoże czy zaszkodzi Knicks?
4) Mayo? Lee? Walker? A może ktoś inny? Kto Cię najbardziej (pozytywnie) zaskoczył w dotychczasowym sezonie?
5) Varejao czy Gortat – którego z nich (nie musząc martwić się o kontrakty) poleciłbyś Celtics?
Czy Kobe Bryant szkodzi ofensywie Lakers?
Marek Miłuński: Kobe nie szkodzi ofensywie Lakers. To jest w ogóle jakiś nonsens, żeby coś takiego insynuować. Nie wykorzystanie Howarda jest odpowiedzialnością trenera. Poza tym Lakers zdobywają ponad 102 punkty w meczu i są pod tym względem na 7 miejscu w lidze. Ofensywa nie jest więc problemem Lakers tylko defensywa, która plasuje się pod koniec drugiej dziesiątki w lidze.
Karol Śliwa (autor bloga Karol mówi): Oczywiście, że nie ale rozumiem że takie opinie mogą się pojawiać skoro Kobe zdobywa w przegranych meczach po 30+ punktów robiąc to często ze skutecznością grubo poniżej 50%. Podstawowe pytanie brzmi jednak kto ma rzucać dla Lakers? Howard, którego repertuar zagrań w ataku od lat stoi na tym samym niskim jak na swój status najlepszego centra w NBA poziomie? Gasol kiedy grał (w tym sezonie) robił to słabo ze względu na zapalenie ścięgien w obu kolanach, Nash się leczy a były Ron Artest od czasów Kings-Rockets regularnym dostarczycielem punktów nie jest. Pytam więc jeszcze raz – jeśli winisz Kobego za samolubną grę i najchętniej zabrałbyś kilka z jego rzutów, to komu byś je oddał? No właśnie. Z oceną Bryanta i Lakers poczekajmy aż będą grać w pełnym składzie. Gdy drużyna przegrywa, szczególnie tak medialna jak Lakers, słowa krytyki wobec jej lidera muszą się pojawić. W tym przypadku są one moim zdaniem nieuzasadnione.
Mac: Na pewno nie szkodzi. Statystyki mogą pokazywać inaczej. Kobe rzuca dużo to Lakers przegrywają. Wystarczy jednak obejrzeć kilka spotkań „Jeziorowców”, aby zrozumieć, że to nie jest takie proste. LAL, delikatnie mówiąc, nie zachwycają w obecnych rozgrywkach. Bryant jest liderem tej ekipy i po prostu niesie ten cały ciężar na swoich barkach. Nie blokuje innych. Dopiero, gdy pozostali członkowie drużyny nie potrafią tworzyć różnicy to „Black Mamba” włącza swój maksymalny tryb ofensywny. Zupełnie inna sprawa, że Bryant gra naprawdę świetną koszykówkę. Jest w doskonałej formie.
Adam Wiśniewski: Nie wiem jak Kobe, który zdobył z nimi 5 tytułów może szkodzić grze. Jasne – starzeje się, ale ciągle potrafi zdobyć 40 punktów w meczu. Ktoś może mieć inne zdanie, ale według mnie niczemu nie szkodzi.
Woy: Prędzej zastępujący Steve’a Nasha rozgrywający lub słabi zmiennicy a tak naprawdę zmiana systemu gry w trakcie pierwszych tygodni sezonu. Przypomnijmy, że zawodnicy cały pre-season szlifowali Princeton offense a tu nagle mamy przejście na system, do którego nie są stworzeni weterani. Jeśli ktoś już wini lidera Lakers za wiele rzutów lub egoistyczne granie, to odsyłam go do przegranych meczów Jordana (np. po powrocie lub przed zdobyciem 3 pierwszych tytułów), bowiem doskonale pamiętam, iż MJ dostawał również łatkę egoisty, nie myślącego o drużynie.
Hubert Krzywda: To zależy kiedy. Jeśli nie oddaje zbyt wielu rzutów i zajmuje się też rozgrywaniem, to Lakers wygrywają, a on sam sprawia wrażenie dojrzałego gracza. Jeśli natomiast jest odwrotnie i na dodatek „piłka mu nie siedzi” to wydaje się być nadal tym rozkapryszonym dzieciakiem, którym był przez wiele lat swojej kariery.
Dawid Ciepliński: Nie. Oczywiście oddaje najwięcej rzutów spośród wszystkich zawodników w drużynie, ale tak jest jego rola. Poza tym, kto miałby zdobywać te punkty, jeśli nie on. Howard, który nie gra jeszcze na 100 proc. możliwości, Gasol, który nie umie odnaleźć się w systemie D’Antoniego, MWP, który bardziej przydatny jest w defensywie niż w ofensywie, czy wreszcie Morris czy Duhon, którzy grają jako zastępstwo Nasha i Blake’a na pozycji numer 1, może rezerwowi, którym często zdarza się grać w kratkę i dobre spotkania przeplatają słabymi. Oglądałem w tym sezonie już trochę spotkań Lakers i gdyby nie Bryant to ten zespół, miałby jeszcze gorszy bilans niż teraz. Część jego kolegów z drużyny jest czasami tak nieporadna i nieskuteczna, że Kobe musi brać na siebie ten ciężar zdobywania punktów.
Mateusz Babiarz: Czuję się odpowiedzialny za to pytanie, ponieważ spowodowałem trochę zamieszania w ostatnich dniach najpierw komentarzem przy spotkaniu, a potem ankietą na ten temat. Powtórzę więc to, co pisałem wcześniej. Kobe nie szkodzi ofensywie Lakers. Patrząc w statystyki (w tym sezonie rzuca średnio 20.7 raza na mecz) – ostatni raz poniżej 20 fga miał w sezonie 2003/2004, a dodatkowo nigdy nie miał wyższej skuteczności – 47.7% z gry. Skoro wcześniej zespół wygrywał i nikt nie narzekał, to skąd te głosy teraz? Przy tej ilości trudnych rzutów to na prawdę świetny wynik. Dodając jeszcze jedną liczbę – wiecie kto jest najlepszym podającym LAL w tym sezonie? Kobe. Tak Kobe z 5 ostatnimi podaniami na mecz. Kibice i haterzy Lakers – nie atak, a obrona jest problemem Lakers.
Warriors czy Hawks, która drużyna szybciej wyhamuje po bardzo dobrym starcie?
Marek Miłuński: Obie powinny nieco wyhamować, ale moim zdaniem nie tak bardzo w obu przypadkach. W przypadku Hawks Smith i Horford grają bardzo dobrze i moim zdaniem to się nie zmieni. Dodatkowo sukces zespołu z Atlanty zasadza się również na bardzo solidnej obronie i to też nie powinno się zmienić. Wydaje mi się, że Hawks są w stanie utrzymać bilans powyżej 60% zwycięstw. Jeśli chodzi o Warriors tam jednak o jakości drużyny w większości stanowi Stephen Curry. Wciąż ciężko mi uwierzyć, że jego kostki wytrzymają cały intensywny sezon. Jeżeli tylko przytrafi mu się kontuzja drużyna będzie wygrywać około 40-50% meczy.
Karol Śliwa: Ciężko powiedzieć. Może obie ekipy dalej będą grać niezły basket i tak aż do play-offs? Nie widzę powodu, dlaczego tak miałoby nie być. W obu drużynach aż po pięciu graczy zdobywa dwucyfrową ilość punktów. To duży atut biorąc pod uwagę, że sezon jest długi i wahania formy dopadają każdego. Zbilansowany skład nie jest gwarancją ale daje podstawy by uważać, że jeśli jednemu z liderów nie idzie w danym meczu, to ktoś inny może pociągnąć wynik. Póki co, sprawdza się to w obu przypadkach. Trzeba pamiętać, że Warriors cały czas czekają na leczącego kostkę Andrew Boguta. Z nim (zdrowym) w składzie mogą grać jeszcze lepiej – przynajmniej w obronie. Hawks muszą uważać na kontuzje czołowych graczy i liczyć na to, że Josh Smith nie zostanie wytransferowany w trakcie rozgrywek (latem będzie wolnym agentem). Nawet jeśli Atlanta dostanie w zamian kogoś równie dobrego (co nie jest takie pewne), może być za mało czasu na zgranie się z zespołem.
Mac: Nikt nie powiedział, że któraś z tych ekip musi obniżyć loty ;). Obecnie obydwie są prawdziwymi zaskoczeniami ligi. W Hawks jednak jakoś nie potrafię uwierzyć. dobry zespół, ale czegoś tam brakuje. Inaczej jest z Golden State Warriors. Ten zespół jest budowany krok po kroku od kilku sezonów. Już rok temu liczyłem po cichu, że wystrzelą. Tak się jednak nie stało, ale teraz są jeszcze mocniejsi. Jest tam skompletowany bardzo ciekawy zespół. A przecież czekają jeszcze na powrót Boguta, więc powinno być tylko lepiej.
Adam Wiśniewski: Chciałoby się powiedzieć, że Hawks, ale coś bardziej logicznie pasują mi tu Warriors. Są młodzi (oczywiście mają też weteranów, ale mam na myśli brak doświadczenia) i w końcu zaczną przegrywać. Nie potrafią jeszcze utrzymać tak dobrej gry. Chciałbym się oczywiście co do tego mylić, bo nie życzę im źle. Tam gra mój drugi ulubiony rookie Harrison Barnes, ale jakoś tego nie widzę.
Woy: Obie nieco wyhamują, gdyż przeciwnicy bardziej poznają ich ofensywne granie. Dodam tylko ,że o ile Hawks pokazali już wiele ze swoich możliwości o tyle akcje Warriors oceniam wyżej (czyli mniej wyhamują), gdyż czekamy na powrót Andrew Boguta. W obu teamach jednak bardzo wiele zależy od zdrowia liderów – zwłaszcza Stephena Curry i Ala Horforda.
Hubert Krzywda: Jedni i drudzy. Ja jako stały krytyk GSW, jak określił mnie jeden z czytelników będę w tym względzie konsekwentny. Posypią się jak zwykle kontuzje, będzie bałagan i miejsce około 12 w Konferencji Zachodniej.
Dawid Ciepliński: Powiedziałbym, że żadna. Dalej będą grali na tym poziomie, co dotychczas. Hawks już od kilku lat utrzymują się w czołówce Wschodu i dalej tak pozostanie, nawet pomimo oddania Joe Johnosna, co w końcowym rozrachunku wydaje się być dobrym ruchem. Udało im się w zamian za niego pozyskać kilku strzelców, którzy wypełniają tą lukę i robią to bardzo dobrze. Fakt, że przez ostatnie sezony nie potrafią zrobić kroku na przód i stać się contenderem, który powalczyłby o najwyższe laury, ale to już osobna sprawa. Jeśli zaś chodzi o Warriors, to widać że z meczu na mecz coraz bardziej się rozumieją, a jak wróci Bogut, to może uda im się nawet wskoczyć o poziom wyżej i powalczyć o przewagę parkietu przed play-off.
Mateusz Babiarz: Przed sezonem powiedziałem, że Warriors będą odkryciem ligi i nie wypada mi teraz zmieniać zdania. Utrzymuję więc to, że spokojnie zakwalifikują się do playoff, ale będzie to dla nich krótka przygoda ponieważ zarówno Thunder, Clippers, Spurs jak i Grizzlies w serii nie powinna mieć z nimi problemów. Mimo wszystko to powinien być dla nich lepszy sezon niż dla Hawks ponieważ w GSW ciężar gry rozkłada się na więcej graczy. Jest grający fantastycznie Lee, jest świetny Curry, są uczący się cały czas Ezeli, Thompson i Barnes. W końcu jest świetna ławka z doświadczonymi Landrym i Jackiem (ten drugi jest kluczowym graczem Jacksona, bo pozwala na przesunięcie Stepha na dwójkę i Thompsona na SF, a wtedy potencjał ofensywny jest gigantyczny). Trzeba też pamiętać, że brakuje jeszcze Boguta, który powinien dołączyć w trakcie sezonu. Hawks od lat grają podobnie. Są dobrzy, dość regularni, ale w ich przypadku po pozbyciu się Johnsona zbyt wiele zależy od formy himerycznych Korvera, Teague’a i Williamsa. Do tej pory nie zawodzą, ale gdy ich jumpery przestaną wpadać pojawią się problemy.
Czy powrót Stoudemire pomoże czy zaszkodzi Knicks?
Marek Miłuński: Ja nie widzę innej opcji – Stat powinien schować swoją dumę w kieszeń i wychodzić w drugim unicie, ewentualnie Knicks powinni go wymienić na kogoś bardziej dopasowanego i lepszego defensywnie. Rola gwiazdy jest już rozdana, a Stat jest typowym zawodnikiem pierwszoplanowym.
Karol Śliwa: To zależy od trzech czynników: 1. Mike Woodson. Na razie nie wiemy jak coach będzie chciał go wykorzystać. Wszystko będzie zależało od tego w jakiej formie jest STAT. Operacja, jaką przeszedł może nie była z rodzaju tych poważnych (torbiel w lewym kolanie) ale operacja to operacja i nigdy nie ma gwarancji, że organizm zareaguje dobrze na regularne obciążenie. Jeśli założymy, że Amare jest gotowy do gry, to jestem spokojny o to, że trener dobrze wkomponuje go w zespół. Knicks mają bilans 19:6, liderują na Wschodzie (odpowiedź została podesłana przed meczem z Bulls – przyp. redakcja) zatem poprzeczka ustawiona jest wysoko. Jeśli powrót STAT’a zbiegnie się w czasie z lekką zadyszką Nowojorczyków, słowa krytyki pod jego adresem na pewno się pojawią. Ale dlaczego? Skoro można było wygrać aż 19 z 25 meczów bez niego, to jak źle musiałby grać żeby zachwiać formą całej drużyny? Gdyby tak się stało to świadczyłoby źle o Knicks nie o Amar’e. 2. Carmelo Anthony. Melo i Amare ewidentnie nie potrafią wykorzystać swoich potencjałów grając razem (Knicks są 30:33 z nimi w składzie). Ale nie musi być tak źle w tym sezonie (warto u przytoczyć inną statystykę – Knicks byli 8:2 z Melo i Amare kiedy Woodson przejął drużynę). Obaj podobno byli tego lata u samego Hakeema Olajuwona po nauki. Ten podobno wytłumaczył im jak mają grać, żeby się uzupełniać a nie przeszkadzać sobie kosztem drużyny. Melo, na razie bez kontuzjowanego kolegi wygląda na mądrzejszego w grze, dojrzalszego. Jest jednym z głównych kandydatów do MVP. Na ile to zasługa wykładów „The Dreama” a na ile osobista przemiana Anthony’ego to w tym momencie nieistotne. Dla Knicks ważne jest to, żeby Melo pozwolił Amare „wejść” w ten sezon. Cały czas zakładam, że zdrowie nie będzie czynnikiem spowalniającym STAT’a, a jeśli tak będzie to warto pamiętać, że to w dalszym ciągu jeden z najlepszych skrzydłowych w lidze. 3. Sam Stoudemire. Amare wrócił w tym tygodniu do treningów. Jeśli noga będzie dobrze reagować na obciążenie, to możemy zobaczyć go w ligowym meczu już niedługo. Jak sam podkreśla, nie chce psuć atmosfery w drużynie i przyjmie każdą rolę, jaką coach mu powierzy – łącznie z rolą rezerwowego. Jeśli faktycznie czuje tak, jak mówi, będzie w stanie swój gwiazdorski status i duże ego zostawić w szatni i grać w 100% dla drużyny to będzie niesamowite wzmocnienie Knicks. Amare potrafi rozciągać obronę rzutem z dalekiego półdystansu, czasem nawet może postraszyć „trójką”, nie gorzej gra tyłem do kosza. Knicks nie mają obecnie takiego gracza na ławce i kropka. I to jest odpowiedź na pytanie czy jego powrót zaszkodzi Knicks. Nie, nie zaszkodzi.
Mac: To jest pytanie, które zadaje sobie od początku sezonu. Cały czas nie potrafię znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Przekonam się chyba dopiero, gdy Amar’e faktycznie wróci już do gry. New York Knicks to obecnie świetnie funkcjonująca maszyna. Teoretycznie powrót Stoudemire’a powinien tylko pomóc, bo to nieprzeciętny koszykarz. Czasami jednak zbyt wiele pozytywów może stworzyć negatywy. Teraz świetnie radzi sobie Anthony, ale przecież wielu fachowców zarzucało niezbyt dobrą współprace między „Melo” i Amar’e. Panowie mogli już się tego nauczyć. Dowiemy się dopiero, gdy Stoudemire ponownie postawi stopę na ligowym parkiecie…
Adam Wiśniewski: Ciężko stwierdzić. Dopóki Knicks grają dobrze, a nawet bardzo dobrze, to po powrocie o każdą porażkę będzie się obwiniać właśnie Stoudemire’a, bez którego drużyna grała lepiej, a jeśli dalej będą wygrywać to nikt pewnie nie zauważy, że znowu gra. Myślę, że mimo to jeszcze polepszy grę NYK. W końcu zawodnik, który w zeszłym sezonie zdobywął 17.5 punktów i prawie 8 zbiórek na mecz powinien pomóc, a nie zaszkodzić.
Woy: Jeśli zgodzi się z rolą zmiennika i będzie dodawał pozytywną energię z ławki, w drużynie mocno nastawionej na sukces to nie widzę obawy by ożeniono go z etykietką „szkodnika”.
Hubert Krzywda: Raczej nie. Wydaje się też, że specjalnie w tym monolicie nie pomoże, jednak nazwisko nadal będzie ostrzegało „wroga”. Mam nadzieję, że nie straci za dużo ze swoich walorów po długiej absencji, a na pewno jakieś straci…
Dawid Ciepliński: Nie, ale tylko pod warunkiem, że zaakceptuje on rolę rezerwowego. Knicks są teraz dobrze zorganizowaną drużyną i jakiekolwiek roszady w pierwszej piątce mogłyby wprowadzić zamęt, pogorszenie chemii i zarazem gry. Jeśli Amar’e nie uda się zaakceptować tej roli, to niestety, ale zarząd Knicks powinien poszukać wymiany z jego udziałem i poszukać jakiś dobrych role-playerow na jego miejsce.
Mateusz Babiarz: Nie zaszkodzi, ale pod jednym warunkiem – nie będzie blokował dla Melo strefy podkoszowej. Powrót STATa może być świetną rzeczą dla Knicks, kluczem jest jedynie utrzymanie właściwych proporcji. Wiem, że wszyscy pokochali już Anthony’ego na czwórce, Stoudemire będzie więc musiał wchodzić do rotacji z ławki (tak będzie na 100% na początku – przy aplauzie MSG i z korzyścią dla Amar’e). Mało kto jednak docenia możliwości jakie powrót tak utalentowanego podkoszowego daje Knicks. Przede wszystkim mogą mieć bardzo, bardzo dobrego partnera dla JR Smitha wchodzącego z ławki, który szybko pokocha świetnie podającego Prigioni’ego i miejsce pod koszem jakie dają mu na obwodzie oni i Novak + Wallace. Po drugie – Knicks będą mogli grać teraz różne kombinacje w zależności od rywali – przykładowo gramy z Memphis – STAT wchodzi do S5 by przepychać się z Z-Bo. Gramy z Heat – STAT z ławki. Potrzebujemy więcej ofensywny nie martwiąc się o obronę pod obręczą? Amar’e zabiera minuty Chandlerowi. Melo ma problemy (faule, kontuzje, zmęczenie) – Stoudemire przejmuje za niego ciężar zdobywania punktów. Po trzecie wreszcie fakt, że rywale Knicks nie będą mogli już tak łatwo podwajać Melo może być świetną sprawą dla NYK.
Mayo? Lee? Walker? A może ktoś inny? Kto Cię najbardziej (pozytywnie) zaskoczył w dotychczasowym sezonie?
Marek Miłuński: Gra Mayo jest imponująca. Moim zdaniem jeden z mocnych kandydatów na nagrodę gracza, który zrobił największy postęp. Jeśli miałbym jednak mówić o pozytywach to najbardziej zaskakuje mnie Carmelo Anthony. Wszyscy wiedzieli, że jest to świetny shooter, ale wzrost poziomu zaangażowania w obronie pokazuje, że Carmelo zwyczajnie dorósł do roli lidera.
Karol Śliwa: Spodziewałem się, że Mayo jako starter w nowym klubie z większą swobodą w ataku a przede wszystkim z większą ilością minut na parkiecie wyniesie swoją grę na wyższy poziom. Spodziewałem się też, że Kemba Walker zrobi kolejny krok w swoim rozwoju, po tym jak zaliczył swój debiutancki sezon i zapoznał się z NBA. Przepracował lato pod kątem poprawiania swoich słabości (z 36% z gry na 44%) i teraz zbiera żniwo ciężkiej pracy. Graczem, który zaskoczył mnie najbardziej jest James Harden. Można było spodziewać, się w drużynie takiej jak Rockers nie mając u boku ani Duranta ani Westbrooka ani presji gry o mistrzostwo NBA, talent Hardena w pełni się ujawni ale to, co widzę to dla mnie jest to wręcz eksplozja. 25.4 punktu na mecz o (8.4 więcej niż w tamtym sezonie) daje to Jamesowi obecnie czwarte miejsce na liście strzelców. Do tego 4.5 zbiórki, 5.4 asysty oraz 1.8 przechwytu. Co ważne, Rockets z bilansem 13:12 są obecnie na ósmym miejscu na Zachodzie, więc tym bardziej trzeba docenić, że liczby Hardena nie idą „w powietrze”. Łatwo jest pompować własne statystyki w drużynie, która przegrywa ale Houston to ekipa która gra o play-offy i to trzeba podkreślić oceniając Hardena. Z ławki jednej ekipy na pozycję lidera drugiej. Po wyróżnieniu dla najlepszego rezerwowego, szykuje się nagroda dla gracza, który poczynił największe postępy. Obok Andersona Varejao, „brodacz” jest moim liderem w walce o tę nagrodę.
Mac: O.J. Mayo. Od kiedy tylko trafił do NBA to wierzyłem, że sporo może zdziałać w tej lidze. Byłem fanem jego talentu. W Memphis jednak ostro zaczął się dusić. Był tam niepasującym elementem. Po przejściu do „Mavs” widać, że zażył sporą dawkę tlenu. Gra na bardzo wysokim poziomie. Pod nieobecność Nowitzkiego stał się wręcz liderem Mavericks.
Adam Wiśniewski: O.J. Mayo. Gra w Mavs na pewno mu sprzyja. Widać, że tu znalazł swoje miejsce, gdyby Jamal Crawford nie grał tak dobrze, to stawiałbym właśnie na zawodnika z Dallas do zdobycia nagrody MIP. Mayo już kilka razy w tym sezonie odgrywał główną rolę w zwycięstwie swojej drużyny. Bez niego Mavs byliby jeszcze niżej. Oczywiście Lee i Wlaker, którzy zostali wymienieni również mnie zaskakują, ale nigdy bym nie pomyślał, że Mato może tak grać.
Woy: OJ Mayo i James Harden. Obaj świetnie spisują się w rolach nowych liderów swoich ekip oraz biją własne rekordy strzeleckie. Mayo przyzwyczaił nas do dużo niższej skuteczności i przeplatanki spotkań dobrych ze słabymi. Harden, zawsze był tym trzecim, gdzieś w cieniu duetu Durant-Westbrook a teraz jest panem na włościach;-)
Hubert Krzywda: Mayo. Przez wielu skreślany, a tymczasem odnalazł się niesamowicie. Nie mogę się go doczekać obok Dirka. Przed Dallas będą znowu drżeć w lidze.
Dawid Ciepliński: Zdecydowanie O.J. Mayo. Co prawda zdarzały mu się już słabsze występy w tym sezonie, ale widać po jego grze, że zdecydowanie odżył, po tym jak zmienił klub i jak na razie sprawdza się jako pierwsza opcja zespołu. Trzeba teraz tylko poczekać, jak będzie się układał jego współpraca z Dirkiem Nowitzkiem, w momencie w którym wróci on do gry.
Mateusz Babiarz: Wiem, że wielu kibiców bardzo docenia to jak gra teraz David Lee, ale muszę przypomnieć że on już to kiedyś robił gdy rządził w Knicks z sezonu 2009/2010. W tej sytuacji stawiam na OJ Mayo, który dobrze wykorzystał radę Billupsa zachwalającego Ricka Carlisle (Chauncey powiedział, że to Rick odbudował jego karierę i wstawił ją na właściwy tor). Kariera tych tak różnych zawodników wydaje się swoją drogą mocno podobna w początkowych stadiach ich karier – obaj zaczęli ekscytująco, by potem powoli tracić na ważności i w końcu wybuchnąć formą u Ricka. Po Mayo widać, że odpłaca się za zaufanie trenera, a bodaj najbardziej imponującą statystką jest blisko 50% w rzutach z dystansu OJa co jest najlepszym wynikiem w lidze (po dzisiejszym meczu o włos wyprzedził go Copeland, który oddał jednak tylko 18 prób przy 140 Mayo). W tej chwili rzucający obrońca Mavs jest liderem czekających na powrót do zdrowia Nowitzkiego Mavs. To samo w sobie dużo znaczy.
Varejao czy Gortat – którego z nich (nie musząc martwić się o kontrakty) poleciłbyś Celtics?
Marek Miłuński: Zupełnie nie przejmując się kontraktami to może Kevin Love ;). Varejao byłby też super opcją. Marcin to dla mnie jednak poziom niżej. Gdybym jednak szukał kogoś taniego chciałbym mieć w drużynie Celtics twardego defensora, kogoś ala Reggie Evans, albo Kenyon Martin (wciąż jest bez kontraktu).
Karol Śliwa: Zakładając, że bawimy się w wolne przymierzanie bez konieczności transferów to zdecydowanie Varejao. Nie lubię go za bardzo, bo nie lubię flopowania ale nie można nie docenić jego formy w tym sezonie i waleczności przez całą karierę. 14 punktów, 14.4 zbiórki, 3.4 asysty oraz 1.5 przechwytu na mecz. Mój kandydat do nagrody dla gracza, który poczynił największe postępy (obok Jamesa Hardena). Dla Brazylijczyka nie ma straconych piłek, łatwych rzutów spod kosza dla rywali. To jest dokładnie takie nastawienie z jakim na parkiet wychodzą K.G. Rondo, Pierce, Terry i jakie Doc Rivers uwielbia u swoich graczy. Charakterem pasuje do Bostonu. Bardzo by się przydał na desce jako, że Celtics to jedna z najgorzej zbierających ekip w lidze. Co do Marcina, to bardzo go cenię za drogę jaką przeszedł by być tam gdzie teraz jest. Miałem okazję poznać go osobiście i zrobił na mnie ogromnie wrażenie ale prawda jest taka, że ostatnio Marcin nie gra dobrze. Można mówić, że Dragic go nie widzi w ataku, że Scola zabiera mu trochę gry, że dużo zmieniło się w porównaniu z tamtym sezonem, gdzie Polak był liderem zespołu. Prawda jest jednak tam, gdzie jej nie widzimy czyli na treningach Suns. Gdyby Gortat nie pozostawiał Gentry’emu cienia wątpliwości, że to do niego trzeba posyłać piłki pod kosz, to Dragic tak właśnie by robił. M.G. potrafi zdobywać punkty ale wybitnym talentem strzeleckim nie był, nie jest i raczej nie będzie. Oglądając go w grze, czasem można odnieść wrażenie że brakuje mu świeżości, energii – czegoś co ma dziś Varejao. Zatem jako kibic Bostonu wolałbym zobaczyć w zielonych barwach Brazylijczyka.
Mac: Chyba kieruję się zbyt dużym patriotyzmem, ale wybieram Marcina Gortata. Varejao gra obecnie bardzo dobry sezon, ale nigdy nie byłem fanem jego gry. Odpowiednio wykorzystany Gortat powinien dostarczyć Celtics obronę pod koszem czy zbiórki oraz kończyć akcje grane na niego. Rondo pewnie zadbałby o naszego jedynaka. Gdyby Marcin trafił do Bostonu to obydwie strony mogłyby na tym zyskać.
Adam Wiśniewski: Patrząc z obiektywnej strony to Celtics bardziej zadowoleni byliby z Andersona Varejao. Nie wiem czy też to słyszeliście, ale na jednym z meczów Cavs słyszałem jak komentator mówił, że może on być aktualnie jednym z najlepszych centrów w lidze, jak nie najlepszym. Nie zgadzam się z tym do końca, ale faktem jest, że Andy gra w tym sezonie bardzo dobrze. Lepiej niż Gortat. Oczywiście ze strony kibica chętniej zobaczyłbym Marcina w zielonej koszulce.
Woy: Varejao, gdyż na dzień dzisiejszy to najlepszy zbierający NBA, a zbiórki to z kolei bolączka Celtics. Wiem jednak, że w NBA czasami ciężej o wymianę we własnej konferencji, stąd też bardziej realne szanse widzę przy osobie Marcina.
Hubert Krzywda: Gortat. Lepsza defensywa, ale tylko w przypadku, gdy naszemu rodakowi się chce. W Celtics myślę, że chciałoby mu się. Innej opcji przy KG po prostu nie ma. Nie wyobrażam sobie żadnego zawodnika, który ośmieliłby się spojrzeć Garnettowi w oczy i zakomunikować mu, że „dzisiaj nie stary – może następnym razem bardziej się będę starał…” To nie wchodzi w grę. Brazylijczyk wygląda fajnie w statystykach, ale Gortat sprawia na mnie wrażenie gracza solidniejszego w perspektywie playoffs.
Dawid Ciepliński: Z bólem serca to piszę, ale Varejao. Brazylijczyk gra po prostu lepiej od Gortata w tym sezonie. To chyba jego najlepsza koszyków w życiu, a statystyki, które osiąga mówią same za siebie. Jest też lepszym zbierającym, a to jest chyba to czego najbardziej brakuje teraz Celtics. Poza tym dzięki takiej wymianie Garnett mógłby wrócić na swoja naturalną pozycję, a piątka Varejao-Garnett-Piecre-Terry-Rondo wydaje się naprawdę ciekawa i z chęcią zobaczyłbym ją na parkiecie.
Mateusz Babiarz: Zdecydowanie Varejao, który jak to określił jeden z GMów NBA robi właśnie swoje coroczne „get me out of Cleveland tour”. W tym wypadku nawet nie muszę posiłkować się statystykami, bo Andy przede wszystkim pasuje mi mentalnie do Celtics. Jest typem graczy, których uwielbiam – cały czas aktywny, nie zatrzymujący się i kochający przepychanki pod koszem (tak, tak, pamiętam jego flopy). Dodatkowo nie wymaga podań i przepuszczania sporej części ofensywy przez siebie (sorry Marcin), a w połączeniu z KG mógłby stworzyć zabójczy w defensywie duet. Tak, sprowadzenie Varejao do Bostonu może być moim prezentem na gwiazdkę.
1. Tak, w takim samym stopniu jak James szkodzi Miami
2. Ciezko stwierdzic. Na pewno GSW ma znakomitego trenera. Z 2 strony ciezko sobie wyobrazic aby Steph rozegral caly sezon ze swoimi kostkami. Hawks nie ogladalem czesto, ale oni akurat juz kilka lat sa czolowka NBA, przynajmniej wschodu.
3. Ciezko stwierdzic. Mnie sie wydaje, ze Knicks wciaz nie sa topowa druzyna. Wygrywaja te mecze, ale jeszcze nie mieli roada na West dlugiego (tam przewiduje 80% porazek). Moze tak sie stac, ze slabsza forma Melo zbiegnie sie z powrotem Amare i bedzie wszystko na tego 2 zganiane. Na pewno Amare nie jest wart swojego kontraktu, ale to wciaz swietny gracz.
4. Lee ew. Mayo. Walker i Varejao graja w smiesznych teamach, o ile to mozna nazwac teamem dlatego ich statystyki mnie nie przekonuja. Mayo przewidywalem przed sezonem, ze bedzie bolaczka Mavs. Tymczasem Carlisle potrafil go odmienic.
5. Mimo smiesznosci Cavs chyba Varejao bylby lepsza opcja. Chociaz juz nie jest mlodym graczem.
1. kobe na pewno nie szkodzi ofensywie. przy braku wsparcia partnerów nie pozostaje mu nic innego jak zdobywać punkty przy dużej ilości rzutów. poza tym jest już na tyle dojrzałym zawodnikiem, że gdyby miał możliwość oddawałby piłkę do kolegów, aby pomogli zdobywać punkty pytanie tylko kogo? zgodzę się ze wszystkimi, że defensywa jest bolączką lakers
2. obstawiam, że obie drużyny będą kontynuować swoją dobrą grę. wojownicy są na fali i dobrze umotywowani, a mark jackson stworzył ładnie naoliwioną współgrającą maszynkę. hawks też łatwo się nie poddadzą smith myślę chce udowodnić że odejście drugiego smitha nie robi na nim wrażeni i póki co udaje im się to.
3. stoudamire to dobry gracz, ale nie chce mi się wierzyć w słowa że pogodzi się z rolą jaką przypisze mu trener. knicks są teraz dobrze zgrani i o ile na początku amare będzie pokorny później może mu się przestać podobać rola „nie gwiazdora” do której niewątpliwie jest przyzwyczajony. patrząc jeszcze na pieniądze jakie dostaje osobiście bym nim pohandlowal
4. james harden. mimo, że będąc w thunder trzecią opcją i dobrymi statystykami eksplodował niesamowicie. zawsze był wszechstronnym zawodnikiem. oczekiwania wobec niego przechodzac do rakiet też były duże. zmieniając pozycję z rezerwowego na lidera zespołu udowodnił że dojrzał do bycia nr jeden zespołu. uważam że czuł pewną presję z okazji tych zmian ale póki co, gra naprawdę dobrze, i wywiązał się z pokładanych w nim nadziei z nawiązką.
5. jestem kibicem bostończyków – nie podobało mi się odejście ray raya, a gra póki co też nie zachwyca. Topowa defensywa ligi trochę podupadła. brakuje im zbiórek to oczywiste a vajero jest pod tym względem zdecydowanie lepszy od gortata. stąd twierdzę, że byłby lepszą opcją pod kosz bo nie wątpliwie ktoś by się regularny garnettowi przydał do pomocy
1) Jedynym monstrum szkodzącym Lakersom jest siedzący na ławce Pringless, który na siłę dopasowuje zawodników do jedynej sobie znanej taktyki, zamiast ruszyć tępym łbem i wykorzystać ich potencjał.
2) Hawks, ich podkoszowi raczej będą trzymać poziom, ale Harris, Stevenson czy bardziej pasujący do streetballa Teaque w końcu zaczną grać na swoim „normalnym” poziomie i zawalać mecze. Ale do PO i tak obie ekipy awansują
3)Nie, nie zaszkodzi. Woodson to nie jakaś ciota z wąsami (wiadomo, o kim mowa) i nie da sobie w kaszę dmuchać. STAT się podporządkuje, czyli będzie wchodził z ławki, a jak nie to wypad (już słyszałem jakieś przebąkiwania o wymianie STAT-Bargnani)
4) Lee z forma życia. I może Sanders, który gra jakby ostatnie 3 miesiące spędzał tylko ćwicząc, nie sądziłem, że Sammy straci miejsce w s5 i to tak szybko
5)Ppfffuuu… Raczej Vareajo,choć nie wiem czy przy tym stylu, w jakim grają Zieloni jego potencjał na atakowanej desce zostałby należycie wykorzystany
1. W sezonie zasadniczym Kobe zawsze miał tendencję do podejmowania dziwnych decyzji rzutowych. W tym roku jednak nie można go winić za ofensywne problemy Lakers ponieważ rzuca na wysokim procencie i jest tak naprawdę jedynym jasnym punktem w ataku. Uważam jednak że jeśli po powrocie Nasha Kobe nie odda piłki kanadyjskiemu rozgrywającemu, a Lakersi nadal będą dołować to będzie on ponosił pewną część odpowiedzialności (wspólnie z trenearami)
2. Wątpię trochę w kostkę Stepha Curry’ego więc stawiam na Warriorsów jednak jeśli obie drużyny nie będą miał problemów z kontuzjami to widzę obie drużyny w pierwszej 5 swoich Konferencji.
3. Treningi (a może nawet mecze) z zespołem z D-League to naprawdę ładny gest ze strony Amar’e, ale nie bardzo wierze że zawodnik z jego statusem zgodzi się na wchodzenie z ławki. Ponieważ uważam że świetna gra Melo jest mocno związana z przesunięciem na PF i grę z 3 obrońcami wstawienie Amar’e do pierwszej piątki zepsuję spacing. Knicksi powinni spróbować wymienić Amar’e za jakiegoś dobrego obrońcę pod kosz lub rezerwowego rozgrywającego i picki.
4. Ray Allen. Patrząc na niego w ostatnim sezonie gdy zmagając się z kontuzją nie był w stanie pomóc C’s w Playoffach postawiłem na nim krzyżyk uznając, że powinien raczej kończyć karierę. W tym sezonie może nie zdobędzie nagrody dla 6th mana, ale trzeba przyznać, że gra wspaniale. Wprowadził nowy wymiar do gry mistrzów, sprawił że są drużyną jeszcze bliższą doskonałości (nie mylić z 96 Bulls)
5. Jest to ciężki wybór, ale postawie na Varejao ponieważ wydaję mi się że jest on lepszym obrońcą zespołowym od Gortata. Napewno obaj byliby wielkimi wzmocnieniami (szczególnie jeśli udało by się ich pozyskać bez konieczności wymiany któregoś z ważnych graczy)
Odniose sie tylko do 5 pytania bo widziałem wiekszośc meczy Cavs w tym sezonie i nie tylko ale w miare możliwości oglądam też Celtów i wg mnie to Varejao jest świetnym uzupełnieniem dla C’s. Jako fan cavs jeszcze z czasów LBJ zawsze podziwiałem Andy’ego za jego walke a razem z KG stworzył by świetny duet pomimo ich wieku :) Oczywiście lubie MG4 i uważam ze powinien albo zmienić team albo powinna zmienić sie jego rola w zespole. Któryś z kolegów wspominiał o treningach i to oczywiście też może miec znaczenie na trenera i nastawienie kolegów z zespołu. W każdym razie zycze Marcinowi tego by znowu zaczął grać na podobnym poziomie jak w tamtym roku bo dla wielu ludzi w polsce to on przybliżył nba co widze po niktórych kolegach którzy od ostatniego sezonu zaczeli interesować sie NBA.
1. Jak zawsze fanatycy Kobe’go wszystko źle zinterpretowali i tych, którzy nie oklaskują Mamby próbują zrobić oszołomów. Wszystko zaczęło się, gdy zrobiliście ankietę kto powinien być MVP. Parę osób pisało, gdzie jest Kobe i nawet padały określenia, że gra świetnie. Oczywiście, Kobe świetnie nie gra, choćby fani Kobe’go krzyczeli i tupali nogami. I to tyczy się zarówno defensywy, jak i ofensywy. Czy Kobe szkodzi? ma wiele momentów, gdzie za bardzo chce być Bogiem i to często jest problemem, bo ja np. widzę ludzi którzy mogą tam oddać rzut, wtedy kiedy Kobe skupia na sobie defensywę. Wtedy mógłby podać piłkę, zamiast oddawać przez ręce „big-shoty”.
2. Warriors wierzyłem i wskazywałem na czarnego konia, ale sądziłem że będą dopiero 7 siłą Zachodu. Radzą sobie świetnie, ale nie wierzę by to utrzymali, chociaż w PO nie ma prawa ich zabraknąć w tym roku. Atlanta też zaskakuje, nawet zastanawiałem się przed sezonem czy dadzą radę wejść do rozgrywek postseason. Zapewne tam zagrają, ale w pierwszej czwórce to nie skończą.
3. W jaki sposób może zaszkodzić? Ja nie jestem fanem STATa, a nawet takiego pytania przed sobą nie stawiam.
4. Mayo. Ten facet miał u mnie opinię wariata i chociaż umiejętności ma wysokie, to nie wierzyłem by sprawdził się w roli lidera, a jednak. Myślę, że muszę też wspomnieć o często krytykowanym przez mnie Blake Griffinie. Sporo poprawił w tym sezonie i LAC też spisują się lepiej niż myślałem.
5. To jak pytać czy lepszy jest James czy Kobe. Każdy normalny kibic wskaże Jamesa, a w przypadku Waszego pytania Varejao. Swoją drogą rozbawił mnie ten „ekspert” twierdzący, że Gortat jest lepszy w defensywie. Ciekawe czy on sam w to wierzy…