Widać wyraźny wzrost formy zespołu Houston Rockets, który pokonując Minnesotę TimberWolves 87-84. odnieśli swoje piąte kolejne zwycięstwo. Wygrana tym ważniejsza dla Rakiet, bowiem był to ich pierwszy wyjazdowy sukces w starciu z zespołem z Konferencji Zachodniej.
W pierwszej kwarcie, która miała bardzo wyrównany przebieg bardzo dobrze grali w barwach gospodarzy Kevin Love oraz Luke Ridnour. Byli oni głównymi dostarczycielami punktów na początku meczu dla Wilków i jedynie za sprawą znakomitej dyspozycji Chandlera Parsonsa, który 10 ze swoich 12 pkt rzucił właśnie w tym okresie gry.
Swoją drogą na całej trójce, która wiodła prym w pierwszej odsłonie zawisła jakaś klątwa, bo żaden z nich w dalszej części gry nie zdobył już więcej niż 2 pkt. ( Sam Kevin Love już nie trafił żadnego rzutu z gry). Na szczęście dla Wolves dobrze prezentowali się Aleksiej Szwed oraz JJ Barea, którzy trzymali wynik blisko remisu. Ich dyspozycja była o tyle istotna, że w obozie rywali trójki trafiali Toney Douglas i Carlos Delfino i przy braku jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony gospodarzy podopieczni Kevina McHale’a mogliby odskoczyć na zbyt dużą przewagę. Takie bieg wydarzeń miał miejsce w poprzednich meczach Rockets z Bulls czy Grizzlies. Do przerwy jednak wynik był korzystny dla zespołu z Minneapolis, którzy prowadzili 47-44.
Trzecia kwarta cały czas miała wyrównany przebieg, a swoją dobrą dyspozycję potwierdzał Aleksiej Szwed. Jego trójki i wejścia pod kosz dawały Wilkom na prawdę dużo. To gospodarze byli zespołem, który kontrolował grę. W ekipie z Houston punkty spod kosza zdobywał głównie Omer Asik, ale wystarczało to tylko na utrzymywanie niewielkiego dystansu do przeciwników.
Kiedy się wydawało, że obrona zespołu Ricka Adelmana dobrze radzi sobie z James’em Hardenem, ten całkowicie w czwartej kwarcie wyrwał się spod kontroli defensorów z Minnesoty. W ostatniej ćwiartce rzucił 17 ze swoich trzynastu punktów trafiając 6 rzutów na 9 prób. Przy stanie 84-83 dla Wolves jego dwie indywidualne akcje pozwoliły zdobyć prowadzenie, którego Rockets już nie oddali. Bardzo wyrównana końcówka pokazała, że właśnie Harden jest liderem zespołu, a ten może liczyć na niego w ważnych momentach. Innymi słowy jest on w stanie brać na siebie odpowiedzialność w decydujących chwilach i wygrywać mecze dla Rockets.
Ostatecznie Houston wygrało 87-84, a najlepszy w ich szeregach był właśnie Harden z 30 oczkami. Bardzo dobrze wypadł Asik, który z 17 zbiórkami i 9 pkt wyglądał znacznie lepiej niż Kevin Love. Rakiety, które ostatnie mecze kończyły z ponad 50% skutecznością z gry dziś nie trafiały już tak często i zakończyły mecz z 40% trafionych rzutów z gry, co pokazuje, że o wiele trudniej gra im się z drużynami z własnej konferencji.
Wśród graczy z Minnesoty najskuteczniejsi byli JJ Barea i Szwed. Pierwszy rzucił 18, a rosyjski gracz dodał 16 oczek. Byli to jednak jedyni gracze, którzy przekroczyli granicę 10 pkt w szeregach gospodarzy. Wracający do gry po kontuzji Ricky Rubio zdobył 8 pkt oraz asystował dwa razy.
Teraz Rakiety czekają trudne mecze z San Antonio Spurs i Oklahoma City Thunder. Do Target Center natomiast w sobotę przyjedzie Marcin Gortat i jego Phoenix Suns.
HOUSTON ROCKETS (16-12) – MINNESOTA TIMBERWOLVES (13-13) 87-84
(22-17, 22-30, 17-17, 26-20)
J. Harden 30 pkt, Ch. Parsons 12 pkt, C. Delfino 11 pkt – J.J Barea 18 pkt, A. Szwed 16 pkt, D. Williams 9 pkt
Love niedawno skrytykował kolegów i działania zarządu, a prawda jest taka, że znowu zabrakło jego punktów, niezły piach gra na razie w tym sezonie…