J.R. Smith rzutem równo z końcową syreną zapewnił zwycięstwo New York Knicks. Suns przegrali już trzecie spotkanie z rzędu, po tym jak wygrali wcześniejsze cztery mecze. Marcin Gortat rzucił 13 punktów i zebrał 9 piłek.
Było już dobrze po piątej rano na zegarze, kiedy Suns grali swoją ostatnią akcję w meczu. Sebastian Telfair stojący za linią za trzy punkty chciał podawać po koźle do wbiegającego w pomalowane Marcina Gortata. We wszystkim zorientował się Jason Kidd i odbił zmierzającą do Polaka piłkę. Ta wróciła do rezerwowego rozgrywającego gospodarzy, ten próbował znaleźć dogodną pozycję do rzutu uciekając w prawo, ale niestety wyszedł stopą poza boczną linię boiska. Na zegarze pozostał sekunda do końca spotkania, a ja coraz bardziej już zmęczony, z coraz cięższymi już powiekami szykowałem się do dogrywki. Sen zapewnił mi jednak J.R. Smith, który trafił już drugiego buzzer beatera w sezonie.
Knicks przystępowali do spotkania bez dwójki swoich najlepszych strzelców. Carmelo Anthony narzeka na drobny uraz kolana, natomiast Raymond Felton ma złamany palec prawej i nie zobaczymy go na parkiecie co najmniej przez miesiąc. Obu kontuzji zawodnicy doznali w świątecznej porażce z Lakers.
W tym wypadku ciężar zdobywania na siebie punktów przejęli Smith, który zdobył najwięcej w sezonie 27 punktów i Kidd. Weteran, którzy przyszedł przed sezonem do Nowego Jorku świetnie dyrygował zespołem. Zdobywał punkty – w całym meczu 23 (rekord sezonu), asystował – 8 i zbierał – 6. Trafił aż 5-krotnie zza łuku i miał najwyższy wskaźnik +/- ze wszystkich graczy na parkiecie – plus 13.
Spotkanie na początku było bardzo wyrównane. Walka punkt za punkt, akcja za akcję powodował, że żadna z drużyn nie mogła uzyskać znaczącej przewagi nad przeciwnikiem. Później zdecydowanie lepiej zaczęli grać Knicks, którzy uzyskali nawet 14 punktową przewagę w trzeciej kwarcie, jednak po runie Suns 20-4 to gospodarze objęli prowadzenie 74-72.
W trzeciej kwarcie świetne dwa bloki zaliczył Gortata, a szczególnie efektowny był ten na Smithie. Obrońca gości wszedł pod kosz i już wydawało się, że wyśle Polaka na plakat, ale to nasz rodak wyszedł z tego pojedynku zwycięsko, czym wzbudził niemały aplauz na trybunach.
W szeregach Phoenix bardzo dobry mecz pod względem strzeleckim rozgrywał Jared Dudley. Skrzydłowy gospodarzy zdobył w całym meczu 36 punktów, co jest jego nowym rekordem życiowym.
W czwartej kwarcie, kiedy po trzech celnych wolnych Dudley’a Knicks zaliczyli run 9-0 i objęli pięciopunktowe prowadzenie na 3 i pół minuty do końca meczu wydawało się, że już jest po meczu. Suns zebrali się jednak na jeszcze jeden zryw i odpowiedzieli serią 7 punktów z rzędu. To było już jednak wszystko na co było ich stać, bo potem na parkiecie mogliśmy oglądać Smith Show.
Najpierw rezerwowy gości rzucił trudnego fadeaway’a z 6 metrów i to pomimo dobrej obrony P.J. Tuckera. Później źle swoją akcję rozegrali Suns i trener Mike Woodson poprosił o czas. Piłkę z boku wyprowadzał Kidd, podał do uciekającego po zasłonie, postawionej przez Tysona Chandlera, Smitha i ten z ok. 6 metrów z lewego rogu boiska trafił do kosza nad próbującym go zablokować Tuckerem.
Rezerwowy Knicks utonął w objęciach kolegów, a ja dalej mam przed oczami łapiącego się za głowę Gortata, po tym jak piłka wylądowała w koszu.
Suns w drugiej połowie musieli radzić sobie bez Gorana Dragica, którego w końcówce drugiej kwarty w bardzo nieprzyjemny sposób sfaulował Smith. Słoweniec upadając na parkiet stłukł sobie biodro, plecy i łokieć i nie pojawił się już na boisku, a późniejszy bohater meczu został ukarany faulem niesportowym 1 stopnia.
Knicks kolejne spotkanie zagrają w piątek z Kings kończąc tym samym 3 wyjazdową podróż po zachodnim wybrzeżu. Suns natomiast tego samego dnia na wyjeździe z Pacers.
New York Knicks – Phoenix Suns 99:97 (27:29, 27:15, 22:32, 23:21)
Liderzy zespołów:
Punkty: Smith 27 – Dudley 36
Zbiórki: Chandler 12 – Gortat 9
Asysty: Kidd 8 – Brown, Telfair 4
Przechwyty: Smith 5 – Telfair 3
Bloki: Chandler, Copeland 2 – Gortat 2
Arizona, dziki Zachód, więc powiem tak: Gentry, wypie*****j z dyliżansu…
Wszyscy jadą po Tragiciu, jaką to on gra ostatnio beznadzieję (co jest prawdą, wczoraj zszedł i Suns zaczęli lepiej grać), ale przypominam, że Słoweniec naprawdę ładnie pogrywał w poprzednim sezonie w barwach Rakiet. Może więc jednak nie obwiniać za całe zło Słoweńca, a kolesia który rzeczywiście za tę beznadzieję odpowiada? Bądźmy szczerzy, ktoś tu widzi szanse na jakiś rozwój, jakikolwiek progres Phoenix pod tym coachem??
Jeszcze jak grał Nash to obrona wyglądała baaardzo słabo, co prawda Suns bujali się gdzieś tam na granicy Playoffs, ale to raczej było efektem geniuszu Nasha, a nie jakiejś błyskotliwej myśli trenerskiej.
Teraz Nasha nie ma i gra wygląda już totalnie beznadziejnie, nie ma obrony, nie ma ataku, na dobrą sprawę to nawet nie ma ustalonej rotacji. Wczoraj Suns mieli niemal mecz na tacy, nie było dwóch podstawowych opcji w ataku gości, baa…. w zasadzie trzech, jeśli liczyć, że wciąż nie ma STATa…
A i tak dostali w plecy, a Gentry na mój gust znów dał dupy, grając przez 80% czasu w 4q dziadkiem O’Neilem. Dodam tylko, że dziadziuś grał wczoraj totalną padakę, nie trafiał, tracił piłkę, a Chandler przy nim zbierał jak na treningu. Gortat grał zaś solidnie, powiedziałbym nawet, że dobrze, co nie jest łatwe, bo jakimś jego specjalnym kibicem nie jestem i większość czasu spędził na ławie (wrócił bodajże przy -5). A trzeba jeszcze dodać, że Marcin sprzedał piękną czapę pod koniec 3q, a takie coś zwykle jeszcze daje kopa. Genialna decyzja…
Jak dla mnie to ten coach już się wypalił, przynajmniej w tej drużynie. Na tę chwilę przyznam szczerze, że wolę oglądać mecze Bobcats i popisy Walkera niż bezładną degrengoladę zwaną Suns. Czas tam na zmiany, pytanie czy w Phoenix mają dostatecznie duże cojones, by je przedsięwziąć
Amen. Na plus ograniczenie minut Beasleya (choć wczoraj grał bodajże 20 min).
No ..dokładnie..Gentry grał 8 min 4 kwarty O’Neilem, jak był wyniki na styku. A jak NY odskoczył na 5 punktów to sie obsrał i Gortata wpuścił.
Nie trener z niego a parodia trenera .