24 godziny wcześniej faworyci ligi (przynajmniej przed sezonem) zmuszeni byli uznać wyższość w bezpośredniej konfrontacji z Szóstkami. Minionej nocy receptę na ogranie zespołu Douga Collinsa znaleźli Phoenix Suns, którzy w pierwszej połowie dogrywali sporo piłek do Marcina Gortata.
Polak zanotował 11 double-double w rozgrywkach, a wszystkie 11 punktów zdobył w pierwszej połowie meczu. W dorobku zapisał również 14 zbiórek i pomógł Słońcom przerwać sześciomeczową niemoc. O ile w pierwszej połowie Suns mogli liczyć na Gortata, o tyle w drugiej – z nawiązką – ogrywali innego podkoszowego, Louisa Scolę.
Polish Hammer wykonał popisową akcję w pierwszej kwarcie, kiedy po bloku na Spencerze Hawesie, przemieścił się sprintem pod kosz rywala i zakończył kontrę potężnym wsadem. W pierwszych 12 minutach nasz jedynak trafił 4 z 5 rzutów z gry.
Najlepsi w spotkaniu:
Argentyński kolega Gortata, wraz z Goranem Dragićem (20pkt i 6as), okazał się najskuteczniejszym graczem Phoenix. Przy 21pkt i 9as (to nie pomyłka) Scola imponował podkoszowymi manewrami i łatwością rozdawania piłek do lepiej ustawionych partnerów. Zachowywał się niczym wzorowy obrotowy. Dla Louisa był to trzeci z rzędu pojedynek z co najmniej 20 oczkami na koncie. Trafił on 6 z 8 rzutów z gry i dorzucił 7 z 8 osobistych.
Po przeciwnej stronie, wyniku dla Sixers próbował bronić Jrue Holiday. Rozgrywający gości dwoił się i troił, uzyskując pierwsze dla siebie triple-double w rozgrywkach, z 16pkt-10as-10zb. Dubletem – 14pkt i 10zb – popisał się też najsolidniejszy podkoszowy Sixers w tym meczu, Thaddeus Young.
Kluczowa statystyka:
Punkty podkoszowych, i w szeregach Sixers można zauważyć, że wszystko wg trenera Collinsa szykowane było pod grę Andrew Bynuma. Możemy sobie tylko wyobrazić o ile ciekawiej wyglądałaby dwójkowa współpraca na linii Holiday-Bynum oraz dużo bardziej przestrzenne granie z regularnie zagrażającym w polu trzech sekund centrem. Tymczasem 11 oczek Gortata i 21 Scoli załatwiło Suns dominację pod koszami. Lavoy Allen czyli ktoś pomiędzy pozycją numer 4 i 5 i Thad Young, z kolei między 3 a 4, to nie dominujący w strefie podkoszowej gracze, ale raczej solidni rzemieślnicy, którzy w konfrontacji z wyższymi i cięższymi rywalami przegrywają batalię.
Najbardziej zawiedli:
Przede wszystkim zabrakło dobrej postawy i skuteczności Spencera Hawesa. Ex podkoszowy Kings trafił tylko 3 z 11 rzutów z gry i przy dobrej postawie pary Scola – Gortat był tylko tłem dla wysokich rywala. Ciągle też nie najlepiej prezentuje się Evan Turner, który poza wyjątkowo dobrym spotkaniu z Lakers (22pkt i 13zb) notuje słaby miesiąc (10pkt na mecz, 38% z gry i 3 straty w każdym spotkaniu). Wcześniej można było go tłumaczyć urazem kostki, ale po spotkaniu w Staples Center można było odnieść wrażenie, iż problemy zdrowotne ma on już za sobą.
Po stronie miejscowych słabą skutecznością – 1/7 z gry – wykazał się Jermaine O’Neal. 1 z 4 rzutów trafił tylko Michael Beasley, ale zbyt wielu szans do pokazania się to on wczoraj nie miał (7min).
Najważniejsze momenty meczu:
Pierwsza i trzecia kwarta, w której swoją dominację podkreślali podkoszowi z Arizony. Kwartę numer jeden za sprawą Marcina Gortata, Phoenix wygrali 31-24 i świetnie radzili sobie w zbiórkach, a następnie w kontrach. W trzeciej odsłonie natomiast wypadli oni najlepiej w defensywie, ograniczając poczynania Holiday’a i jego kolegów do 17 oczek. Zaczęło się od zrywu graczy Alvina Gentry’ego i prowadzenia w kwarcie 8-2. Przed finałowymi 12 minutami prowadzili gospodarze już 9 punktami, a Sixers mimo zbliżenia się na 2 punkty (87-85) uratowali wygraną, akcjami Gorana Dragića (2 osobiste) i PJ Tuckera (celny rzut z półdystansu). Sixers stracili 17 piłek i spudłowali 47 rzutów z gry (44%). Wracając do Tuckera, to w pełni wykorzystał on szansę przy urazie Sebastiana Telfaira (doznał urazu kolana i nie wyszedł po przerwie) i po awansie do pierwszej piątki, rozegrał aż 30 minut.
Ciekawostki:
Jrue Holiday zaliczył tym spotkaniem drugie triple-double w karierze. 10 zbiórkami wyrównał on swój rekord kariery. Blisko 1200 fanów Kansas State przyglądało się widowisku, przybywając specjalnie na mecz futbolu ‘Fiesta Bowl’ z udziałem ich teamu przeciwko stanowej drużynie z Oregonu. Podczas meczu kibice Kansas skandowali nazwisko Michaela Beasley’a i „buczeli” kiedy na parkiet zamiast niego wychodził Markieff Morris. Ostatecznie były numer 2 draftu spędził na parkiecie 7 minut, trafiając 1 z 4 rzutów z gry. Suns wygrali 5 z ostatnich 7 spotkań przed własną publicznością.
Podsumowanie:
Zwycięstwo o tyle ważne dla Suns, że przełamało pasmo niepowodzeń. Louis Scola po meczu zaznaczył, że to tylko jedna wygrana, ale bardzo jej potrzebowali. Zostali oni jednak na przedostatniej pozycji na Zachodzie. Teraz Słońca mają tyle samo zwycięstw – 12 – co Kings (również wygrali ostatniej nocy, w Cleveland). Oba teamy są o jedną wygraną za Mavs. Sixers z kolei po sensacyjnej wygranej w L.A. zatarli dobre wrażenie i z bilansem 15-18 zajmują 8 miejsce na Wschodzie. Na szczęście dla trenera Collinsa i jego zawodników, Celtowie również przegrali minionej nocy.
Wynik: Phoenix Suns – Philadelphia 76ers 95:89 (31:24, 17:25, 27:17, 20:23)
Najlepsi strzelcy: L. Scola 21, G. Dragic 20, S. Brown 12 oraz J. Holiday 16 (10 zb, 10 as), T. Young 14, D. Wright 14.