Przez obronę do zwycięstwa, czyli jak pokonać Miami Heat

chicago bulls logoMiami HeatJednym ze spotkań ostatniej nocy był pojedynek między Chicago Bulls i Miami Heat. Spotkanie odbyło się na Florydzie w American Airlines Arena i był to pierwszy pojedynek tych zespołów w tym sezonie.

Przed tym spotkaniem niewielkie problemy z kolanem miał lider Heat, Lebron James, natomiast był to niewielki uraz i LBJ mógł wystąpić w tym meczu. Dobrą wiadomością dla Byków był powrót do gry Joakima Noah, który nie czuł się ostatnio najlepiej i nie zagrał w poprzednim spotkaniu z Orlando Magic.

Mecz zaczął się od punktów D-Wade’a ze strony Miami, a później punkty zdobywali Noah, Deng, Hinrich i Boozer po czym wynik wynosił już 11:6 i Erik Spoelestra musiał prosić o czas. Po kilku minutach od timeoutu, Wade zagrał akcję And One po czym był już remis, a chwilę potem gospodarze wygrywali już 15:11. W pierwszej kwarcie, po stronie Heat zdecydowanie rządził Dwyane Wade, który bardzo dobrze punktował i rozdawał piłki. Na 3:29 min przed zakończeniem pierwszych 12 minut gospodarze zwiększyli swoją przewagę i wygrywali już 22:16, a Tom Thibodeau wziął czas, by przywrócić swoją drużynę do gry. Ta kwarta ostatecznie skończyła się wynikiem 26:22 na korzyść gości z Chicago.

W tej części meczu świetnie zachowywał się pod koszem Carlos Boozer, który po pierwszych 12 minutach na swoim koncie miał już 7 pkt i aż 6 zb. Warto podkreślić, że po pierwszej kwarcie goście zebrali razem 11 piłek przy czym Heat mieli tylko 6 zbiórek.

Druga kwarta podobnie jak pierwsza była bardzo zacięta. Zaledwie po 4 minutach gry kolejnej kwarty goście wygrywali 34:30, a w meczu bardzo dobrze prezentował się trzeci z Wielkiej Trójki, czyli Chris Bosh, który na ten moment miał 8 pkt, 3 zb i 2 ast. Ta część spotkania była to głównie wymiana punktów obu drużyn. Gra Byków polegała na dominowaniu w polu 3-ech sekund, natomiast gra Żarów z Miami polegała bardziej na kreowaniu gwiazd. W ostatniej minucie przed końcem pierwszej połowy Bulls zaczęli odrabiać kilkupunktową stratę do gospodarzy, po czym do szatni wychodzili prowadząc 76:75.

Po stronie Chicago mecz znakomicie układał się dla zawodników ze strefy podkoszowej. Tej nocy, do połowy Boozer zanotował 15 pkt, 8 zb i 1 ast, natomiast Noah zapisał 10 oczek, zebrał 6 piłek i miał 2 asysty. W drużynie gospodarzy po 24 minutach gry, aż trzech zawodników miało ponad 10 punktów, a była to trójka: James, Wade oraz Bosh. Pierwszy z nich zdobył 12 pkt i tylko 1 zbiórkę, drugi miał nieco lepsze statystyki, ponieważ do połowy miał 12 pkt, 2 zb i 3 rozdane piłki. Ostatni z Wielkiej Trójki zdobył 10 punktów, zresztą podobnie jak środkowy Byków. Bosh do zdobytych punktów dołożył jeszcze 3 zebrane piłki i 2 asysty.

Trzecia kwarta zaczęła się od punktów Hamiltona. Przyjezdni z Chicago powiększali wtedy swoją przewagę. Niepokojącą wiadomością dla Heat było ponad 30 zebranych piłek pod tablicami przez gości, w porównaniu do 14 zbiórek drużyny z Miami. Różnica punktów między zespołami przez większość tej kwarty wynosiła 7 punktów. Na 3 minuty przed syreną kończącą to 12 minut Dwyane Wade popisał się świetnym podaniem na alley-opp do LBJ’a, które oczywiście skończyło się efektownym wsadem. Po tej akcji trener Bulls poprosił o czas, a po przerwie przewaga gości wzrosła do 9 punktów. Gospodarze w tej kwarcie nie grali twardo w obronie i pozwalali na bardzo dużo zbiórek drużyny przeciwnej, sami mało zbierając. Po 36 minutach przyjezdni z Chicago wygrywali 75:66.

W czwartej kwarcie gospodarze zaczęli powoli odrabiać straty, a po 2 minutach tej kwarty James zagrał sam i bez żadnego problemu wbiegł pod kosz Byków i zaprezentował kibicom efektowny wsad, który doprowadził do zmniejszenia przewagi do 3 punktów. Potem zaczęła się znakomita gra Carlosa Boozera i Nate’a Robinsona, przez których Heat mieli poważne problemy, bo to po ich akcjach Bulls wrócili znowu do siedmiopunktowej przewagi, a po chwili nawet osiągneli różnicę 10 punktów. Obrona gospodarzy była naprawdę czymś nie do przyjęcia. Przy zbiórkach nie było mowy o zastawianiu się. W ataku panował chaos i nie było pomysłu na grę, a Heat zazwyczaj zdobywali punkty przez rzuty wolne. Z minuty na minutę robiło się coraz goręcej. Zawodnicy nie zgadzali się z decyzjami sędziów i było widać, że obie drużyny chcą ten mecz wygrać.

Na ponad 3 minuty do końca spotkania, zawodnicy z Chicago nadal utrzymywali swoje prowadzenie i było wtedy 87:81. Gdy patrzyłem na obronę drużyny z Miami przy jednej z akcji Byków, zacząłem się zastanawiać czy to co wyżej napisałem („obie drużyny chcą wygrać ten mecz”) napewno będzie zgodne z prawdą, ponieważ po takiej defensywie nie było nawet mowy o zwycięstwie w tym spotkaniu. Emocje były naprawdę duże. Do końca była 1:30 min, 6 punktów do odrobienia przez Żary i ich nieskuteczna gra. Lebron nie trafia rzutu wolnego, Bosh traci piłkę, Butler zbiera w ataku już kolejny raz..ten mecz poprostu nie mógł być wygrany przez Heat. Ostatecznie gospodarze odpuścili (słusznie) i mecz zakończył się wynikiem 96:89 dla Chicago Bulls.

Świetny mecz pod tablicami rozegrali zawodnicy Byków. Boozer na swoje konto zapisał najwięcej w drużynie, bo 27 pkt i 12 zb (double-double), natomiast Noah zdobył 13 pkt i 12 zb (double-double). Dobre spotkanie rozegrali, także rozgrywający z Chicago. Hinrich miał 10 pkt, 4 zb i 8 ast, a Robinson w bardzo ważnym momencie trafił trójkę i wymusił przewinienie w ataku. Zdobył on 13 pkt i 1 ast.

W drużynie gospodarzy najlepiej punktował James (3o pkt, 6 zb, 2 ast), Wade (22 pkt, 3 zb, 4 ast) oraz Bosh (14 pkt, 5 zb, 5 ast) trafiając 5 z 12 rzutów. Zarówno goście jak i gospodarze trafiali z bardzo niską skutecznością za 3. Bulls: 35%, Heat 25%.

Boxscore:

James 30, Wade 22, Bosh 14, Cole 6 – Boozer 27, Noah 13, Robinson 13, Hinrich 10

Pomeczowe notatki:

  • Po raz kolejny bardzo dużo punktów Wielkiej Trójki nie wystarcza do wygrania meczu, a 14 punktów z ławki to zdecydowanie za mało, żeby myśleć o zwycięstwie.

Komentarze do wpisu: “Przez obronę do zwycięstwa, czyli jak pokonać Miami Heat

  1. Nieprawdopodobnie nierówna jest forma Chicago. Na zmianę Deng i Boozer świetne mecze przeplatają fatalnymi. Robinson i Hinrich bardzo podobnie. Tylko Noah i Gibson trzymają stały poziom, tylko ten drugi dostaje za mało minut. Raz Chicago przegrywa w Rysiami, by potem wygrać z Mistrzami. Leczę że powrót Rose’a trochę to ureguluje, bo widać, że zespół stać obecnie na wszystko.

  2. Na podstawie tego meczu nie wyciągałbym zbyt daleko idących wniosków. Jeżeli popatrzymy na niego przez pryzmat statystyk – gigantycznej przewadze Byków na tablicach, słabej dyspozycji ławki Heat i fatalnej skuteczności Miami w rzutach za 3 to te spotkanie powinno zakończyć się blow-outem. Tymczasem Chicago nie było pewne zwycięstwa do ostatnich minut co świadczy albo o sile Miami albo o słabości Chicago. Dodatkowym wyjątkiem od reguły była dobra postawa Boozera, dzięki czemu udało się Bykom ten mecz wygrać. Oczywiście należne słowa krytyki należą się Miami. Gdzie się podział ten chwalony za walkę na tablicach Haslem czy notujący w Toronto ponad 10 zbiórek na mecz Bosh? Wyglądało to katastrofalnie, nie mówiąc już o rzutach z dystansu. Battier potrafił ostatnio kąsać trojkami w dogrywkach a w omawianym spotkaniu przeszkadzał mu nadmiar czystych pozycji i brak presji ze strony obrońców. Na plus dla Heat pozostaje gra Jamesa i delikatne ośmieszenie Denga, który miał zatrzymać LeBrona a to raczej LeBron zatrzymał jego.

    1. No tak ale Chicago jest w czołówce broniących rzuty 3 punktowe. Jeśli Miami miało mieć z kimś gorszą skuteczność to właśnie z Chicago. Albo z Indianą :-p Co do samej siły Chicago to… Miami dało plamę. Zwykle grają lepiej. Na tyle lepiej że Byki nawet z Rosem miały by problem wygrać. Byki są średnie w tym sezonie co było widać w niedawnej porażce z outsiderem NBA.

  3. Nie powiedział bym że 35% to bardzo niska skuteczność za 3. Powiedział bym ze jest zwykła raczej a Byków wręcz powyżej średniej :-). Poza tym artykuł jest gut. sehr gut

Comments are closed.