Suns bez szans w starciu z Jazz

Phoenix Suns, mimo udanej pierwszej kwarty, zdecydowanie przegrali z Utah Jazz 80-87, grzebiąc swoje szanse na zwycięstwo głównie przez fatalną skuteczność oraz zbyt dużą liczbę strat. Marcin Gortat był najaktywniejszym graczem „Słońc”, ale w pojedynkę nie był w stanie przeciwstawić się graczom podkoszowym Jazz.

7437

Kiedy Suns prowadzili po pierwszej kwarcie 31-25, trafiając 14 z 18 rzutów z gry, dodając kolejne dwie celne próby na początku drugiej, ich gra mogła się podobać. I o ile ciężko było się spodziewać, że gospodarze utrzymają przez cały mecz 80% skuteczność, o tyle chyba nikt nie przewidywał tak fatalnego końca tego spotkania dla drużyny Marcina Gortata.

Goran Dragic (17 pkt, 6 ast) świetnie wykorzystywał w pierwszej kwarcie atuty Gortata oraz Luisa Scoli, który trafiał rzut za rzutem, raz z jednego, raz z drugiego rogu. Kiedy wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku, Suns, głównie za sprawą swoich rezerwowych stracili całą przewagę, przegrywając do przerwy 40-42. 9 punktów „Słońc” w drugiej kwarcie to ich najgorszy wynik w tym sezonie, który boli dodatkowo, gdy spojrzymy na fatalną skuteczność w tej części. Podopieczni Alvina Gentry’ego spudłowali 15 z ostatnich 17 rzutów z gry w pierwszej połowie.

Jazz, którzy także nie grali specjalnie dobrego meczu, potrafili wykorzystać największą lukę w grze Suns, a zarazem swój atut, czyli punkty zdobywane z pomalowanego. Już do przerwy rzucili 32 z 42 oczek z trumny, a w całym meczu aż 60 przy 28 Suns. Marcin Gortat nie miał wsparcia pod koszami zarówno w defensywie, jak i w ataku. Luis Scola miał 15 punktów i 8 zbiórek w całym meczu, ale byłoby ciężko policzyć na palcach jednej ręki momenty, w których nawiązał twardą walkę z wysokimi Jazz, a jego trzy bloki to tylko statystyczny fakt, nie mający wiele wspólnego z rzeczywistą wartością. Z 17 oddanych rzutów Argentyńczyka, zaledwie 2 były oddane z pomalowanego.

Gortat zaliczył 18 punktów, 11 zbiórek i 3 bloki w 40 minut, ograniczając poczynania Ala Jeffersona (21 pkt, 8 zb) głównie w pierwszej kwarcie, kiedy środkowy Jazz spudłował 5 z pierwszych 6 prób z gry. Polak nie mógł liczyć na pomoc Scoli, ale i Markieffa Morrisa (1-7 z gry, 3 zb, 12 min), który zupełnie przeszedł obok meczu, jak zresztą właściwie wszyscy rezerwowi. Zawodnicy z ławki Suns rzucili w sumie tylko 14 oczek, z czego 9 w ostatniej, nie mającej już znaczenia kwarcie.

Jazz odskoczyli znacząco w trzeciej kwarcie, w której 12 punktów z 4 rzutów z gry zdobył Jefferson, a Suns stracili aż 7 piłek, z czego sam Jared Dudley (16 pkt, 6 zb, 5 ast, 6 str) cztery, niwecząc swoją najlepszą indywidualnie ofensywnie kwartę. Straty zresztą były tym elementem, który ostatecznie pogrążył Suns. W całym meczu popełnili ich najwięcej w sezonie, bo aż 21, co przełożyło się na 25 punktów rywali.

W ostatniej kwarcie przewaga Jazz rosła, by na niespełna 3 minuty przed końcem meczu osiągnąć 17 punktów (87-70). Suns poza pierwszą kwartą fatalnie wyglądali ofensywnie, trafiając tylko 20 z 57 rzutów w ciągu trzech ostatnich kwart.

19 punktów, 10 zbiórek, 5 przechwytów i aż +20 zaliczył Paul Millsap, który co rusz ogrywał Scolę. 14 punktów z ławki dodał aktywny Gordon Hayward, a 10 punktów i 9 zbiórek nękający Gortata Derrick Favors. Jazz wygrali 17 mecz w sezonie (17 porażek), dzięki czemu zbliżyli się do ósmego miejsca na zachodzie na zaledwie jeden mecz różnicy do Nuggets.

Wydaje się, że Suns doszli do momentu, w którym grają najgorszą od lat koszykówkę i chyba już nikt w klubie nie ma pomysłu na to, jak ten stan rzeczy zmienić. Ostatnia kwarta w meczu z Jazz wyglądała, jakby „Słońcom” niespecjalnie zależało na walce o odrobienie strat, czym imponowali jeszcze na początku sezonu, a Alvin Gentry niespecjalnie już nawet rotował składem, jakby poddał mecz przed jego zakończeniem.