Mam nadzieję, że przynajmniej kilku osobom przypadł do gustu pierwszy wpis cyklu „Prasówka sprzed lat”. Zapraszam więc na kolejne spotkanie z magazynami koszykarskimi z lat 90-tych. Tym razem na warsztat wziąłem ten drugi po Magic Basketball, czyli „Pro-Basket”, który zawsze uważałem – może niesłusznie – bardziej za tabloid koszykarski, zajmujący się w dużej mierze plotkami, zdjęciami cheerleaderek i charakteryzował się dużą ilością reklam. Więcej rzetelnych informacji znajdowało się wg. mnie w „MB”. Co nie zmienia faktu, że „Pro-Basket” był równie ważnym źródłem wiadomości o „magicznej lidze” w czasach przed-internetowych. Też tak uważacie? Zapraszam na wycieczkę do przeszłości, która dla fanów Kobe Bryanta powinna okazać się wyjątkowa.
Już druga strona numer 6/97 wielu z nas przypomni końcówkę lat 90-tych i początkowy szał związany z przyjściem do ligi Kobe Bryanta. Ówczesny KB8 od swoich pierwszych dni w NBA stał się jedną z najważniejszych twarzy Adidasa, a buty Feet you wear z charakterystyczną buźką na nogach chłopaków z podwórkowych boisk widywało się częściej niż Jordany. Jeśli się mylę, to mnie poprawcie. Może sugeruję się tym, że akurat sam miałem te buty, które przywiózł mi szwagier, pracujący w tym czasie w Niemczech, w okresie, kiedy Polacy wyjeżdżali na saksy niemal tak często, jak w połowie pierwszej dekady XXI wieku do Anglii.
Tematem numer jeden numeru była postać Scottiego Pippena. W sumie ośmiostronnicowy artykuł opisujący całą historię życia Pipa, zakończony wywiadem został napisany niedługo po zdobyciu przez Bulls piątego tytułu mistrzowskiego, czyli w okolicach wakacji ’97. Wybaczcie, ale nie miałem cierpliwości do mojego skanera, aby zgrać wam całość o „tym drugim” w Chicago. Poniżej macie jednak dwie strony, z której na jednej przedstawiona jest uniwersytecka historia Pippena, który z nieznanego gracza w szkołach średnich stał się kimś, choć także w niezbyt prestiżowej uczelni Central Arkansas, która wg. tekstu nie grała nawet w NCAA, a rozgrywkach NAIA.
„W czasie pierwszego roku szkoły Pippen nie był tak przekonywający jako gracz,uzyskując średnio tylko 4,3 punktu. Ale trener Dyer pod koniec roku dostrzegł możliwości swojego protegowanego. – Pod koniec pierwszego sezonu osiągnął 196 cm i stał się jednym z najlepszych graczy – powiedział Dyer.”
„Miał mentalność obrońcy i wykorzystywaliśmy go przy pressingu przeciwników, jako dostarczyciela piłek. Ale wystawiałem go także na skrzydle, na pozycji centra, na całym parkiecie. Przewidywania trenera Central Arkansas sprawdziły się. Pippen w ciągu tych lat systematycznie poprawiał swoją grę i jako senior doszedł do średniej aż 23.6 punktu i 10 zbiórek. W ciągu ostatniego roku zaczęto dostrzegać jego możliwości.”
Już po tych słowach możemy w dużej mierze stwierdzić, skąd u Pippena wzięła się niesamowita wszechstronność podczas gry w NBA. Zawodnika, który w najlepszych latach kariery notował średnio: 22 pkt, 8.7 zb, 5.6 ast i 2.9 prz. Ostatecznie Pippen trafił do ligi z piątym numerem Draftu 1987 do Seattle Supersonics, którzy jednak szybko wymienili go do Bulls za Oldena Polynice’a.
„Mówi się, że tylko Penny Hardaway uczynił tak wielkie postępy pomiędzy zakończeniem sezonu na uczelni, a dniem draftu”
Piąty numer, z którym Pippen został wydraftowany został odebrany jako spora niespodzianka, a później wybrani zostali, wyżej notowani przed Draftem Reggie Miller, Horace Grant czy Kevin Johnson.
Powyższy skan strony 18. zajmuje się problemem wynagrodzenia Pippena w Bulls, które jak wiadomo w porównaniu do gaży Jordana, a nawet Dennisa Rodmana było żenująco niskie.
„Wszystko sprowadzało się do pieniędzy. W 1994 r. Pippena zapytano czy nie obawia się rozgłaszania, że w następnych latach będzie graczem zbyt nisko opłacanym. Odpalił natychmiast: – Ja już teraz jestem za nisko opłacany.”
„Sytuacja stała się śmieszna. Zgodnie z nowymi przepisami Bulls nie ma prawa podwyższyć mu uosażenia. W ten sposób Jordan zarabia 30 milionów za ten sezon, Rodman 9 milionów, a Pippen jest dopiero szóstym graczem na liście płac klubu z nędzną suma 2,25 miliona i jego kontrakt jest jeszcze ważny przez rok.”
Faktycznie, w tym czasie poza Jordanem i Rodmanem lepiej od Pippena zarabiali w Bulls jeszcze: Toni Kukoc (3,960,000 $), Ron Harper (3,860,000 $) i Luc Longley (2,790,000 $). Wyobrażacie sobie taką sytuację w obecnych czasach, aby druga opcja w zespole zarabiała, jak to nazwał autor tekstu „tak nędznie”?
Pippen dopiero w 1998 roku, kiedy odszedł z Bulls zarabiał bardzo godziwie, a dokładnie 75$ milionów za pięć lat gry, najpierw rok dla Rockets, a później cztery w Blazers.
Z serii trzech wywiadów, kolejno z Dikembe Mutombo, Anthonym Masonem i Isaacem Austinem wybrałem ten ostatni z czystej sympatii do tego gracza, o którym więcej możecie poczytać tutaj. Wywiad został przeprowadzony po sezonie, w którym Ike wrócił do NBA po przerwie na grę w Europie, i który okazał się przełomowym w jego przygodzie z najlepszą ligą na świecie. Wywiad, prawdę mówiąc niespecjalnie porywający.
Ike o tym, jaki wpływ na jego rozwój ma Pat Riley:
„Myślę, że dużo mu zawdzięczam. Przede wszystkim dał mi możliwość gry w tym sezonie. Stwarza motywację dla każdego gracza tak samo, jak mnie motywuje do gry. Zawsze stara się wyciągnąć z każdego coraz lepsze rezultaty. Cały czas czuwa nade mną i zawsze jest jednakowy (?!)… Bez przerwy zwraca uwagę na popełnione błędy i uświadamia każdego jak musi grać, żeby stać się dobrym zawodnikiem. Bardzo go cenię.”
Jednym z ciekawszych działów w Pro-Baskecie była seria „Co mówią w NBA!”, która o ile się nie mylę później została przekształcona w „Trash talk”. Z perspektywy czasu patrzę na te strony z lekkim rozbawieniem, ponieważ zamieszczone na nich cytaty ani nie są kontrowersyjne, ani ciekawe. Ot, zwyczajne, wyrwane z kontekstu zdania.
Gratka dla licznego grona fanów Wolves w Polsce. Bohaterem miesiąca wg. Pro-Basketu wybrany został Doug West, który w sezonie 1996/97 awansował do playoffs z Timberwolves, dla których był to pierwszy awans do gier posezonowych w historii klubu, zapoczątkowanej w rozgrywkach 1989/90. Dlaczego jednak bohaterem w drużynie, w której prym wiedli Tom Gugliotta oraz młodziutcy Kevin Garnett i Stephon Marbury, został notujący w tym sezonie 7.8 punktów i 2.2 zbiórki West? Otóż, to właśnie 29-letni wtedy zawodnik był jedynym, który dotrwał w Minny od pierwszego sezonu klubu do premierowego awansu do PO. Co prawda Wolves w pierwszej rundzie ulegli 0-3 Rockets, ale już sama promocja do PO była wielkim wydarzeniem dla młodego teamu.
„Obrońca Minnesoty jest jedynym graczem, jaki pozostał z pierwotnego zespołu, grającego w inauguracyjnym sezonie 1989/90 i przez cały ten czas nie poznał smaku sukcesu. Kiedy jednak zadźwięczała końcowa syrena po zwycięskim meczu Minnesoty na wyjeździe nad Clippers, West nie mógł powstrzymać wybuchu radości. – Nareszcie! nareszcie! Po ośmiu latach! Nie będę już musiał wyczytywać tych bzdur w gazetach!”
„Medalistami z kartofla”, bo tak nazywał się kolejny cykl PB zostali Dallas Mavericks, którzy ustanowili niepobity do dzisiaj rekord najmniejszej liczby zdobytych punktów w jednej kwarcie. 6 kwietnia 1997 Mavs w trzeciej kwarcie meczu przeciwko Lakers rzucili tylko dwa oczka. Młody Kobe Bryant rzucił w tym spotkaniu 13 punktów z ławki.
„Drużyna z Los Angeles uzyskała dwa ostatnie punkty w drugiej kwarcie i pierwsze 24 punkty trzeciej kwarty, a więc ten okres dał im wynik (dzisiaj napisalibyśmy zapewne RUN) 26-0. To odwróciło niekorzystny dla nich wynik 37-51 i uzyskali prowadzenie przed ostatnią kwartą 64-53.”
„Derek Harper przerwał bezpunktowy okres gry swojej drużyny, trafiając dwukrotnie z rzutów wolnych na 1 minutę i 51 sekund przed końcem trzeciej kwarty. ostatecznie mecz wygrali Lakers 87-80.”
Pewną nowinką, którą zaproponował Pro-Basket była także „Koszykarska szkółka”, z której „porad” nie raz korzystaliśmy z kumplami podczas gier na boisku pod domem i na SKS-ach. Tak młodzieży, kiedyś SKS-y były ważnym elementem naszego życia.
Na końcowych stronach nie mogło oczywiście zabraknąć tego, co w Polsce dopiero raczkowało, a wręcz jeszcze jeszcze nie było, czyli Cheerleaderek.
W 1997 roku Celtics marzyli o wylosowaniu w loterii draftowej pierwszego numeru, który wiązał się z wyborem Tima Duncana. Jak wiemy, ostatecznie z jedynką wybierali Spurs, a C’s skończyli z trójką oraz „szóstką”, którą wcześniej otrzymali od Mavs w zamian za Erica Montrossa. Pierwszym wyborem zespołu prowadzonego przez Ricka Pittino był Chauncey Billups, natomiast drugim Ron Mercer, którego nie do końca widział wtedy w składzie C’s młody gwiazdor zespołu, Antoine Walker.
„Jednakże jeden z graczy Celtics nie jest przekonany, że Mercer byłby dobrym wyborem. Gracz ten, Antoine Walker, zna dobrze Mercera, ponieważ w ubiegłym roku grali razem w Kentucky. Walker wolałby żeby doszedł ktoś z wyższych graczy. – Trzeba wziąć pod uwagę sytuację, jaką mamy z centrami – powiedział. – Alton Lister może nie wrócić do nas w przyszłym sezonie. Frank Brickowski prawdopodobnie nie wróci. Kolana Pervisa Ellisona mogą już nigdy nie być w 100 procentach zdrowe. Jeśli się weźmie Duncana i jeszcze jednego wysokiego gracza, jeśli będzie zdrów Dino Radja, to będzie dobra drużyna.”
Walker miał rację, bo C’s sezon 1997/98 rozegrali z Travisem Knightem i Andrewem DeClerq w pierwszej piątce na centrze, a Mercer, choć był przyzwoitym graczem, nie spełnił pokładanych w nim nadziei.
Jeśli już powyżej wspomniałem o Duncanie, nie mogę pominąć strony 54. W dziale „News” dowiadujemy się, że Greg Popovich mimo wygrania zaledwie 17 meczów w sezonie 1996/97 (cały sezon bez Davida Robinsona i większość bez Seana Elliotta), pełniący równocześnie rolę GM-a Spurs, otrzymał pełne poparcie, aby pozostać na stanowisku szkoleniowca zespołu. Już po fakcie, możemy stwierdzić, że był to jeden z kilku obok zatrudnienia Duncana, Parkera i Ginobiliego, najważniejszych ruchów w historii klubu.
„- Decyzje są w jego rękach – powiedział prezes Spurs, Peter Holt. – Jeśli chce prowadzić zespół jako trener, to będę go w stu procentach popierał. Bardzo podoba mi się jego praca.”
I na koniec „Creme de la creme”, wisienka na torcie – wywiad z Kobe Bryantem po jego pierwszym sezonie w NBA. 18-letni Kobe notował w swoich debiutanckich rozgrywkach średnio 7,6 punktów w 15,5 minut. Wywiad był – jak mi się wydaje – sponsorowany, ponieważ sygnowany jest wspomninym już wcześniej symbolem „Feet you wear” Adidasa.
Jak sobie radzisz z presją, jaka jest wywierana na ciebie?
Jaka presja? Indywidualny człowiek podlega takiej presji, jaką sam na siebie wywiera. Nie można być przytłoczonym tym, co się dookoła nas dzieje. Każdy wyznacza sobie własne cele i posiada własne marzenia i stara się wywierać na siebie presję, żeby motywować się do realizacji swoich celów.
Co twoim zdaniem jest potrzebne, żeby grać w NBA?
Wytrwałość. Trzeba bez przerwy myśleć o swoim celu i zdawać sobie sprawę z tego, że jest wielu graczy tak samo utalentowanych i można z nimi rywalizować tylko zapałem do pracy. trzeba ciężko pracować każdego dnia, nie można sobie pozwolić na lenistwo.
Tyle lat minęło, ale jedno się nie zmieniło. Kobe cały czas myśli o swoim celu, o wygrywaniu, a obecnie o zdobyciu szóstego tytułu.
Jakieś propozycje na kolejne odcinki?
Pmaietam ten numer, jeszzcze chyba go gdzieś pod kurzem trzymam. Fajne lata NBA, ktore oblizywaly smak ligi bez internetu.
czasy co NBA leciała w TVN.
Man, ale fajna sprawa z tymi wspominkami. Ten numer ze względu na gościa w koszulce Bulls to katowałem jak maniak. Przed każdym wyjściem na boisko człowiek coś tam otworzył i rzucił okiem na kilka zdjęć i zdań i już robił zbiórki Rodmana, wsady Jordana a wolne z namaszczeniem Malone’a ;-)
Gosc w koszulce Bulls… LOL
A i jeszcze propozycja: numer MB z 1997 (chyba 6 albo 7) opisujący w całości finały Bulls – Jazz. Cudo cudowne. Please!
Ja proponuję, o ile to możliwe, numer Pro-Basket z roku 1997 (na okładce byli Jordan i Pippen), w którym podane było bodajże 100 ciekawostek z NBA.