Chicago nie do zatrzymania w Nowym Jorku

chicago bulls logo200px-NewYorkKnicksJeśli ktoś po tym szlagierowo zapowiadającym się meczu spodziewał się wielkich emocji i dobrego widowiska, to niestety musiał przełknąć gorzką pigułkę. Od samego początku Bulls, prowadzeni przez znakomitego tej nocy Loula Denga, wyszli na wysokie prowadzenie, którego nie oddali do samego końca.

Ostatecznie skończyło się 108-101 dla Chicago. Tak niskie rozmiary zwycięstwa wiążą się z tym, że w końcówce goście trochę odpuścili. Knicks za to sami są sobie winni, gdyż przespali pierwszą połowę zdobywając zaledwie 36 pkt ( przy 65 w drugiej).

Przebieg spotkania

Mecz lepiej rozpoczęli goście i po niecałych 5 minutach prowadzili już 11:4. W tym czasie Anthony miał 0-3 z gry, a cała pierwsza piątka Byków już na swoim koncie udane rzuty. Potem na parkiecie w drużynie gospodarzy pojawili się rezerwowi J.R.  Smith i A. Stoudemire, ale obraz gry nie uległ większej poprawie.

W dalszym ciągu lider Knicks’ów nie mógł oddać celnego rzutu, a goście konsekwentnie punktowali przeciwnika i po 9 minutach spotkania mieli już 13 punktów przewagi prowadząc 23-10. Ostatecznie do końca pierwszej kwarty Anthony zdołał zdobyć 4 pkt, ale i tak jego drużyna przegrała tą część gry 29-18. Przewaga gości wynikała między innymi z bardzo dobrej gry w obronie i w zbiórkach, gdzie brylował przede wszystkim Joakim Naoh, który zebrał 5 piłek.

W drugiej kwarcie Byki wcale nie zwalniały tempa, a gospodarze wyglądali na mocno zdziwionych takim obrotem sprawy i w rezultacie przewaga gości powiększyła się nawet do 22pkt po 6 minutach drugiej części gry. Na parkiecie szczególnie wyróżniał się wtedy Loul Deng zdobywca 17 pkt grający do tego momentu na bardzo wysokiej skuteczności 7 na 8 z gry z czego 3-3 za trzy punkty. Do końca kwarty Knicks nie potrafili zniwelować tej przewagi i schodzili na przerwę z wynikiem 36-57.

Podsumowując pierwszą połowę należy zauważyć, że Byki dużo lepiej dzielili się piłką niż gospodarze (18 asyst przy 5 Knicks), ponadto mieli miażdżącą przewagę w skuteczności rzutów z gry – 57% przy marnym 30% drużyny z Nowego Jorku.

Trzecia kwarta nie przyniosła nic nowego i jak było nudno w pierwszej połowie, tak trwało to nadal. I pewnie nie można by było powiedzieć nic dobrego o grze Knicks czy ich lidera gdyby nie zryw, którego dopuścił się ów zawodnik na 4 minuty przed końcem tej części gry. Otóż Anthony trafił 8 pkt z rzędu i zmniejszył przewagę do „tylko” 16 oczek. Trener gości nie miał innego wyjścia jak tylko wziąć czas i uspokoić poczynania swoich podopiecznych.

Trzeba powiedzieć, że przyniosło to efekt, ponieważ po kolejnej minucie gry Byki wróciły na ponad 20-sto punktowe prowadzenie. Ostatecznie do czwartej kwarty goście przystępowali z 22 punktami przewagi (82-60) i mogli być spokojni o wynik meczu.

Od początku decydującej kwarty znów do ataku ruszyli gospodarze starając się zniwelować stratę. Gdy po trzech minutach zmniejszyli ją do 16 pkt, znów strategicznie o przerwę poprosił Thibodeau. Tym razem nie do końca udało się mu tym zmienić obraz gry swoich podopiecznych, bo Knicks ewidentnie rzucili się do ataku. I gdy wydawało się, że gospodarze już nic nie zdążą zdziałać w tym meczu to na minutę przed końcem z całej przewagi Bulls zostało tylko 7 punktów.

Kibice w MSG odżyli i mieli nadzieję, że ich zawodnicy jeszcze powalczą, jednak Byki zachowały zimną krew w końcówce, długo rozgrywając piłkę i niwecząc nadzieje gospodarzy na zwycięstwo.

Najlepsi na boisku:

Knicks: C. Anthony – 39pkt, T. Chandler – 9pkt, 18zb,

Bulls: L. Deng – 33pkt, C. Boozer – 17pkt

Komentarze do wpisu: “Chicago nie do zatrzymania w Nowym Jorku

  1. Bulls są 3-0 z Knicks w tym sezonie i drugi raz z rzędu po 3 kwartach wyraźnie z nimi prowadzili. Deng zagrał fantastyczne zawody.

Comments are closed.