42 punkty, z czego 25 w pierwszej połowie Kevina Duranta poprowadziło Thunder do zwycięstwa na wyjeździe z Lakers. Dla Jeziorowców była to już 6 porażka z rzędu i zespół z Los Angeles dalej pozostaje bez zwycięstwa w tym roku.
Ciężko było brać pod uwagę jakiekolwiek inny rezultat niż zwycięstwo Thunder w tym spotkaniu. Lakers przystępowali mocno osłabieni, już trzeci mecz z rzędu grając bez swoje frontcourtu w postaci Dwighta Howarda, narzekającego na uraz barku, Pau Gasola, który dalej nie może grać po wstrząśnieniu mózgu jakiego doznał w meczu z Denver i bez Jordana Hilla ze względu na kontuzję biodra.
Ponadto z obozu Jeziorowców doszły dziś sygnały, że kontuzja Hilla jest na tyle poważna, że biodro będzie musiało zostać operowane, a to oznacza koniec sezonu dla najlepszego rezerwowego Lakers. Skrzydłowy ma zasięgnąć jeszcze drugiej opinii innego lekarza, ale jeśli on również potwierdzi taką diagnozę, to Jeziorowców czeka bardzo trudna przeprawa przez najbliższe tygodnie.
W sumie kiedy Kevin Durant trafił za trzy z ok. 8 metrów na 8 minut do końca trzeciej kwarty, wyprowadzając Thunder na 23-punktowe prowadzenie wszyscy oglądający to spotkanie mogli już iść spać, przełączyć na trwający mecz Blazers – Warriros, bo dalej nie było na co patrzeć.
Nawet telenowela „W labiryncie” na TVP 1 czy Telezakupy na TVN lecące w tym samym czasie w telewizji byłyby ciekawsze, niż to co się później działo na parkiecie w Los Angeles.
Przy tak skutecznej grze gości mecz był już praktycznie rozstrzygnięty i obie drużyny mogły sobie odpuścić czwarta kwartę. Tak jak Jack Nickolson i Adam Sandler, którzy właśnie na jej początku powiedzieli dość, pomachali w stronę parkietu i opuścili halę Staples Center.
Sam nawet chciałem to zrobić i trochę żałuję, że nie przełączyłem na próbę odrobienia 20-punktowej straty przez Damiana Lillarda i Blazers w spotkaniu z Warriors.
Nie zrobiłem jednak tego i może nawet dobrze, bo wtedy nie zobaczyłbym najlepszego, obok wyjścia Nickolsona i Sandlera, momentu w tym meczu. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z wydarzeniami, które działy się na parkiecie, bo wtedy gwiazdy siedziały już na ławce, a spotkanie dogrywali rezerwowi.
Chodzi o dzieciaka, na ok. z jakieś 12/13 lat, może więcej siedzącego 2,3 rzędy za ławką rezerwowych Thunder w koszulce Kevina Duranta i robiącego zdjęcia telefonem zawodnikom Oklahomy. Russell Westbrook chyba nawet pozował. Czemu to był jeden z najlepszych momentów w meczu? Dzieciak z koszulce Duranta? Bo to była jeszcze jego koszulka z czasów Seattle SuperSonics. Żółta koszulka z numerem 35. Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że Durant z pozującym Westrookiem i siedzącym obok Kendrickiem Perkinsem żywo o tym dyskutowali. Ciekawe czy o przenosinach do Kings do Seattle i o ewentualnym meczu Durant przeciwko staremu/nowemu klubowi?
No i skoro to był jeden z najlepszych momentów w spotkaniu, to już wiecie co sądzić o całym meczu.
Jeszcze pierwsza kwarta dawała nadzieję fanom Lakers, że może uda się coś ugrać w tym spotkaniu. Kiedy po rzucie Duranta Thunder prowadzili 25-14, Jezirowcy zanotowali run 11-0 i doprowadzili do remisu przed końcem tej części meczu. Ale jak to w zwyczaju miał mówić Prosiak Porky na zakończenie wielu odcinków „Zwariowanych Melodii” – „That’s all Folks”.
No właśnie. To by było na tyle jeśli chodzi o Jeziorowców. Później na parkiecie istnieli już tylko zawodnicy Oklahomy prowadząc po pierwszej połowie 64-48, a w drugiej momentami osiągając nawet 27-punktową przewagę.
Lakers zostali zdominowani, a ich obrona praktycznie nie istnieje. Kwintesencją tego było sytuacja z trzeciej kwarty, kiedy Reggie Jackson dostał piłkę naprzeciwko kosza za linią za trzy punkty niepilnowany prze nikogo. Najbliższy obrońca stał gdzieś z dwa, trzy metry od niego i rezerwowy rozgrywający Thunder nie atakowany przez nikogo wjechał pod kosz, trafiając layup, będąc do tego faulowanym przez największą cheerleadrkę w NBA Roberta Sacre zaliczając akcję 2 plus 1.
Gospodarze pozwolili zawodnikom Oklahomy rzucać na 50,6 proc. skuteczności, która byłaby jeszcze większa, gdyby nie to, że w czwartej kwarcie nikt już nie grał na poważnie. Sami zaś pudłowali na potęgę – 39,8 z gry, w tym 21,4 proc. za trzy, a brylował pod tym względem Metta World Peace, który zdobył 12 punktów, trafiając 5 z 18 rzutów z gry, w tym 1/9 zza łuku.
Najwięcej punktów zdobył tradycyjnie Kobe Bryant – 28, ale też nie grzeszył skutecznością – 8/23, 2/8 za trzy i po cichu liczyłem na to, że zacznie rzucać sam, grać sam i wszystko robić sam mając gdzieś partnerów, tocząc heroiczny bój o zwycięstwo. Nie żebym wierzył, że Lakers mogą przez to coś ugrać. Nie, nie. Po prostu chciałem pooglądać Bryanta rzucającego przez, np. ręce dwóch obrońców, albo na dobrej obronie Thabo Sefoloshy. Ot, takie smaczki, które pozwoliłyby uczynić to spotkanie znośnym w drugiej połowie, nawet jeśli Kobe miałby non stop pudłować.
Lakers mają przechlapane, bo nie dość, że grają słabo, a na pociąg z napisem „Playoff” mogą się spóźnić, o czym mówi się już coraz głośniej, to możliwe, że Howard opuści jeszcze jeden tydzień, Hill nie wiadomo czy zagra w tym sezonie. Pozytywem, jeśli w przypadku Lakers można o czymś takim w ogóle mówić jest to, że wykreował im się nowy role-player. Tak jak w zeszłym sezonie był nim Hill, tak w tym jest nim Earl Clark. Skrzydłowy zanotował wczoraj drugie double-double z rzędu – 10 punktów i 10 zbiórek i momentami grał naprawdę dobrze.
To właśnie on i Antawn Jamison powinni podzielić pomiędzy sobą minuty Hilla, jeśli ten opuści sezon. Jamison rzucił wczoraj 19 punktów i też zebrał 10 piłek, wykorzystując w ataku łatwe podania od Steve’a Nasha, ale w defensywie kompletnie sobie nie radził. Szczególnie, kiedy naprzeciwko siebie miał Duranta, który mijał go jak chciał. Zresztą Durant mijał każdego i nawet MWP, Clark czy Bryant nic nie mogli dzisiaj poradzić na skrzydłowego Thunder, który w całym meczu zdobył 42 punkty, trafiając 15 z 26 rzutów z gry, w tym 4/11 za trzy.
27 punktów, 10 asyst i 7 zbiórek zanotował Westbrook, a Kevin Martin dodał 15 z ławki trafiając trzy razy zza łuku
W następnym meczu w niedzielę z Cavaliers do składu Lakers powinien już powrócić Gasol i pewnie zajmie miejsce jako center, co może przynieść Jeziorowcom więcej korzyści niż gra Hiszpana jako skrzydłowego.
Thunder natomiast dalej pewnie krocza po zwycięstwo w Konferencji Zachodniej i chyba tylko Clippers mogą z nimi o nie walczyć. Kolejny mecz zagrają również na wyjeździe, tym razem z Portland Trail Blazers.
Oklahoma City Thunder – Los Angeles Lakers 116:101 (25:25, 39:23, 29:25, 23:28)
Liderzy zespołów:
Punkty: Durant 42 – Bryant 28
Zbiórki: Perkins, Collison 9 – Jamison, Clark 10
Asysty: Westbrook 10 – Nash 7
Przchwyty: Perkins, Sefolosha, Westbrook 2 – Bryant 2
Bloki: Perkins 3 – Clark 3
You must be logged in to post a comment.