Autorzy: Dawid i Woy
Za nami kolejna pełna emocji noc na parkietach NBA. Rozegrano aż 11 spotkań. Po raz kolejny porażkę ponieśli Lakers, tym razem przegrywając z Grizzlies, Heat wygrali po dogrywce z Raptors, a Suns odnieśli pierwsze zwycięstwo pod wodzą nowego trenera.
Atlanta Hawks – Charlotte Bobcats 104:92 (28:20, 25:26, 26:21, 25:25)
Obie drużyny spotkały się ze sobą po raz czwarty w tym sezonie i po raz czwarty to drużyna Atlanty okazała się lepsza, a do zwycięstwa poprowadził ich Josh Smith, który flirtował z triple-double zdobywając 30 punktów, 13 zbiórek i 8 asyst.
Kyle Korver dorzucił pięć trójek i wydłużył swój serial z trzy punktowymi zdobyczami co 36 spotkań. Do rekordu Hawks – Mookiego Blaylocka – potrzeba mu jeszcze 6 spotkań., a double-double na poziomie 12 punktów i 15 zbiórek zanotował zastępujący w pierwszej piątce, narzekającego na ból łydki, Ala Horforda Ivan Johnson.
Początek spotkania był jeszcze wyrównany, ale po celnej trójce Deshawna Stevensona, dla którego był to jedyny celny rzut w meczu na 8 prób, Hawks wyszli na prowadzenie 11-10, którego nie oddali już do końca meczu, w trzeciej kwarcie osiągając nawet 17-punktowe prowadzenie.
27 oczek, najwięcej w sezonie, zdobył dla Bobcats Ramon Sessions, 15 dołożył Ben Gordon, a 11 Kemba Walker.
Charlotte przegrało już po raz 16. z rzędu na własnym parkiecie i brakuje im tylko 3 spotkań do wyrównania tego niechlubnego rekordu ligi.
Kluczową statystyką okazała się skuteczność rzutów z bliższego dystansu: 49-40% na korzyść przyjezdnych. Mecz okazał się wyjątkowy dla Josha Smitha, otóż gwiazda Jastrzębi zanotowała 2 tys. asystę w karierze i 12. w karierze mecz na poziomie 30pkt-10zb.
Punkty: J. Smith 30, K. Korver 21, I. Johnson 12 oraz R. Sessions 27, B. Gordon 15, K. Walker 11.
Toronto Raptors – Miami Heat OT 116:123 (28:22, 29:28, 27:38, 25:21, 7:14)
Dogrywka była potrzebna, by rozstrzygnąć spotkanie pomiędy mistrzami NBA i liderami na Wschodzie a 11 drużyną Konferencji Wschodniej.
Raptors prowadzili już 15 punktami na dwie minuty przed końcem pierwszej połowy, nim Heat zaczęli powoli odrabiać straty, a run 13-0 Miami w przeciągu 4 minut trzeciej kwarty wyprowadził ich na prowadzenie 76-73.
Później spotkanie było już wyrównane, a Miami mogło przegrać ten mecz przez LeBrona Jamesa, który stracił piłkę na 40 sekund przed końcem meczu. Okazji do wygrania przy próbie wejścia pod kosz nie wykorzystał DeMar DeRozan, który był dobrze broniony Dwayne’a Wade’a.
Szansę na zakończenie spotkania w regulaminowym czasie gry nie wykorzystał jeszcze James, a jego rzut z przed linii za trzy punkty naprzeciwko kosza okazał się za mocny.
W dogrywce dużo lepsi byli już gospodarze, którzy zakończyli spotkanie runem 13-2, wygrywając już trzeci mecz z rzędu.
35 punktów, najwięcej w sezonie zdobył Wade, a James zaliczył już 34. triple-double w karierze na poziomie 31 oczek, 11 asyst i 10 zbiórek. Z aktywnych graczy tylko Jason Kidd ma więcej na koncie (57). 18 punktów z ławki dodał Ray Allen (4x3pkt), Mario Chalmers 14 (3x3pkt), a double-double na poziomie 12 punktów i 12 zbiórek zanotował Chris Bosh.
W zespole Raptors aż 7 zawodników zapisało na swoim koncie podwójną zdobycz punktową. Najwięcej zdobył Alan Anderson 20. 17 dołożył Jose Calderon, 16 Terrence Ross, 15 Amir Johnson, po 13 Ed Davis i Kyle Lowry, a 12 DeRozan.
James tym spotkaniem wyprzedził 37. Na liście strzelców wszechczasów Toma Chambersa (ex gracza Suns czy Jazz). Co ciekawe, jedna z najsłabszych ekip w lidze pod względem zbiórek czyli Heat zdominowała absolutnie tę statystykę 53-28!
Punkty: D. Wade 35, L. James 31, R. Allen 18 – A. Anderson 20, J. Calderon 17, T. Ross 16
Los Angeles Lakers – Memphis Grizzlies 93:106 (23:24, 27:35, 23:24, 20:23)
Jeziorowcy przegrali już po raz czwarty z rzędu i nie pomógł im dobry występ Kobego Bryanta, który zdobył 29 punktów na niezłej skuteczności 11/23 z gry.
W sumie ciężko napisać coś pozytywnego o grze Lakers. Przegrali 10 z 12 ostatnich spotkań, grają naprawdę katastrofalnie i prawdopodobieństwo tego, że dostaną się do playoff oddala się z każdym meczem. W sumie liczą na to chyba już tylko niepoprawni optymiści.
Na dodatek Jeziorowcy szybko stracili Dwighta Howarda, który wypadł ze względu na uraz prawego ramienia po 14 minutach swojej gry (2 minuty przed przerwą). Po niej mieli już miejscowi 9punktów zaliczki i gracze z Kalifornii nie potrafili poradzić sobie z defensywą miejscowych by odrobić stratę.
Patrząc na jego postawę w tym sezonie nie wiem czy kibice Lakers nie tęsknią za Andrew Bynumem, który nawet z kontuzjowanym kolanem i siedząc na ławce wnosiłby do gry tyle samo co Howard.
15 punktów dla Lakers zdobył Metta World Peace, 13 Pau Gasol (z ławki), a 11 Earl Clark.
W drużynie Grizzlies sześciu zawodników zdobyło co najmniej 10 punktów, a najwięcej zanotował Darrell Arthur – 20. 19 dołożył Mike Conley, 10 Jerryd Bayless, a po 12 Tony Allen, Rudy Gay i Zach Randolph. Dwaj ostatni dołożyli do swego dorobku odpowiedni 11 i 10 zbiórek i pozwoli wygrać Memphis walkę na tablicach 52-34.
Grizzlies zdobyli przekroczyli granicę 100 punktów, nie potrzebując do tego dogrywki po raz pierwszy od 7 stycznia. Lakers mają fatalny bilans 2-10 podczas stycznia i minionej nocy zrobili niewiele by go poprawić.
Punkty: D. Arthur 20, M. Conley 19, Z. Randolph 12 – K. Bryant 29, M. World Peace 15, P. Gasol 13.
Brooklyn Nets – Minnesota Timberwolves 91:83 (24:17, 29:25, 15:20, 23:21)
Trzecia wygrana Brooklynczyków stała się faktem. Sześć minut wystarczyło Brookowi Lopezowi by zdobyć 10 oczek i wyprowadzić swój team na 7-punktową przewagę. Po pierwszej kwarcie goście powiększyli swoją przewagę na parkiecie Target Center o kolejne 4 oczka.
Lopez z 22pkt był najskuteczniejszym graczem gości, wykorzystując ubytki przy osobach Kevina Love’a i Nikoli Pekovića do pokonania gości.Deron Williams i Joe Johnson – również aspirujący do Meczu Gwiazd – zdobyli po 18 oczek.
Wolves na starcie czwartej kwarty zbliżyli się jeszcze co prawda na dwa punkty do drużyny gości, a seria 14-7 ostatecznie przypieczętowała ich zwycięstwo.
Po raz trzeci z rzędu w spotkaniu nie mogli wystąpić Alexey Shved (skręcona kostka) i Nikola Pekovic (posiniaczone uda). Ich powrót na boisko nie jest jeszcze znany, a Wolves mają w tym sezonie wyjątkowego pecha z kontuzjami kluczowych zawodników. Kto wie, które miejsce w tabeli zajmowaliby teraz, gdyby wszyscy ich zawodnicy od początku sezonu byli zdrowi.
Wilki w swojej hali prezentowały się mizernie na dystansie i półdystansie, trafiając z 39% skutecznością z pola oraz trafiając tylko 3 trójki. Nawet 39 oczek z ławki Wilków (Barea, Johnson i Cunningham) nie pomogło miejscowym. Brooklyn wygrał 12 z 14 spotkań pod ręką PJ Carlesimo. T-Wolves zagrali 9. mecz z rzędu bez Ricka Adelmana, opiekującego się chorą żoną. Jak widać drużyna z Terrym Porterem za sterami ma się coraz gorzej..
Punkty: Kirilenko 15, D. Cunningham 14, L. Ridnour 13 oraz B. Lopez 22, J. Johnson 18, D. Williams 18.
Washington Wizards – Utah Jazz 88:92 (19:25, 19:27, 20:21, 30:19)
Jazz prowadzili już 22 punktami w pierwszej połowie i 15 na starcie czwartek kwarty i wydawało się, ze mają spotkanie pod kontrolą.
W tym jednak momencie do gry wzięli się zawodnicy Wizards i doszli już gospodarzy na 2 punkty w połowie czwartej kwarty. Utah odskoczyli wtedy ponownie na 8 punktów, ale po wolnych Martella Webstera i wsadzie Bradley’a Beala goście zmniejszyli stratę do zaledwie 4 oczek na nieco ponad minutę do końca meczu. Później trudny rzut z odchylenia trafił Paul Millsap, na który celną trójką odpowiedział Webster, ale Wziards nie starczyło już czasu, zwycięstwo Jazz przypieczętował dwoma celnymi osobistymi Randy’ego Foye’a.
W drużynie Utah 6 zawodników zaliczyło podwójną zdobycz punktową, najwięcej zdobył Millsap 16, dokładając do tego 15 zbiórek. Double-double zaliczył również Al Jefferson – 11 punktów i 10 zbiórek. 11 zaliczył Jamaal Tinsley, 15 z ławki dodał Gordon Hayward, a 10 w 11 minut Enes Kanter.
W szeregach Wizards najlepszym strzelcem był Webster – 15 punktów, a 14 i 8 asyst rozpoczynający dalej mecze z ławki John Wall. 17 zbiórek na swoim koncie zapisał Emeka Okafor.
Phoenix Suns – Sacramento Kings 106:96 (30:27, 19:30, 25:20, 32:19)
Suns wygrali pierwszy mecz pod wodzą nowego trenera Lindsey’a Huntera. Wygraną zapewniają dobrej gry duetu Luis Scola – Michael Beasley. Pierwszy zdobył najwięcej w całym meczu 21 punktów trafiając 9 z 13 rzutów z gry, natomiast drugi 19 punktów w 22 minuty, z czego 13 w czwartej kwarcie, którą Suns wygrali 32-19.
Marcin Gortat tym razem zakończył mecz z 12pkt i 4zb podczas 31 minut gry. Double-double na poziomie 12pkt i 11as miał Goran Dragić.W obydwu drużynach dobrze zagrali rezerwowi zdobywając po 49 punktów.
Dla przypomnienia Suns byli już bez swoich asystentów Dana Majerle i Elstona Turnera, którzy nie zgodzili się na pracę pod Hunterem.
Punkty: T. Evans 16, D. Cousins 15, J. Johnson 14 – L. Scola 21, M. Beasley 19, M. Gortat 12.
Indiana Pacers – Portland Trail Blazers 80:100 (17:20, 15:24, 27:26, 21:30)
Blazers przerwali serię 6. porażek z rzędu dość pewnie pokonując na własnym parkiecie Pacers, unikając tym samym 5 przegranej na własnym parkiecie po raz pierwszy od 2006 roku, a do zwycięstwa poprowadził ich zdobywając 27 punktów LaMarcus Aldridge.
Cała pierwsza piątka gospodarzy zapisała na swoim koncie co najmniej 10 punktów. 20 oczek i 8 asyst (bez straty) zanotował pierwszoroczniak Damian Lillard, po 10 dodali Nicolas Batum i Wesley Matthews, a 24. double-double w sezonie na poziomie 14 punktów i 13 zbiórek zaliczył J.J. Hickson.
Zawodnicy Blazers w całym spotkaniu rzucali ze skutecznością 56,4 proc. przeciwko najlepszej defensywie w lidze. Żaden zespół nie rzucił jeszcze z gry tak dobrze przeciwko Pacers w tym sezonie.
Gracze Terry’ego Stottsa zanotowali fantastyczną drugą odsłonę, a podczas niej wypracowali sobie dużą przewagę zrywem 20-4!
32 punkty jakie zdobyli zawodnicy Indiany w pierwszej połowie jest najmniejszym wynikiem, jaki zdobyli przeciwnicy Portland w tym sezonie w pierwszych 24 minutach gry.
Dla Pacers najlepiej punktowali Paul George i David West, którzy zdobyli odpowiednio 22 i 21 punktów. Poza nimi tylko jeszcze George Hill zapisał na swoim koncie podwójną zdobycz punktową notując na swoim koncie 11 oczek.
Punkty: L. Aldridge 27, D. Lillard 20, J.J. Hickson 14 oraz P. George 22, D. West 21, G. Hill 11.
Chicago Bulls – Detroit Pistons 85-82
Tom Thibodeau nie ma powodów do narzekań. Jego zmiennicy Jimmy Butler i Taj Gibson (14pkt) mają się świetnie i udowodnili swoją wysoką dyspozycję w starciu z Tłokami. Byki po raz 13. z rzędu ograły Pistons w United Center, a największy wkład w wygraną miał Jimmy Butler, zastępujący Luola Denga. Drugoroczniak 18pkt-9zb-4as wyrównał swoje 3 najlepsze osiągnięcia w lidze!
Byki miały problemy na dystansie i nie trafiły żadnej z prób zza łuku do przerwy. Po przerwie gracze Thibodeau wrzucili rywalom już 4 trójki, niwelując 9-punktowe straty i grając najlepszą czwartą kwartę w sezonie (28-14). Bulls zatrzymali przede wszystkim słabiutkiego pod koszami Grega Monroe (4-13 z gry), i główna w tym zasługa Joakima Noaha (10pkt i 18zb!).
Czwartą kwartę od serii 9 oczek zaczął Nate Robinson (słabo prezentował się Kirk Hinrich pudłując wszystkie 5 rzutów z gry). Swojego trenera i swoich fanów nie zawiódł również Marco Belinelli, trafiając zwycięskie punkty na 7 sekund przed końcem meczu. Wśród gości 13pkt i 7as miał Brandon Knight, ale nie uchronił swojego teamu przed 15 porażką w hali przeciwnika (4-15 na wyjazdach Pistons).
Punkty: J. Butler 18, C. Boozer 16, T. Gibson 14 oraz B. Knight 13, K. Singler 12, T. Prince 11.
Dwyane*
Dodam ze Byki wróciły z bodajże 17pkt dołka a w ostatniej akcji Noah zachował się jak Rodman. Dzięki niemu Byki wygrały ten mecz. No i dzięki Robinsonowi i jego 9 punktom.