Dzisiejszej nocy na parkietach NBA zostało rozegranych 10 spotkań. Poniżej w telegraficznym skrócie przedstawiam spotkania, które nie zostaną/zostały szczegółowo opisane na naszych łamach.
Cleveland Cavaliers – Toronto Raptors 99:98 (19:25, 27:25, 20:25, 33:23)
Kyrie Irving po raz kolejny zapewnił w końcówce meczu zwycięstwo swojej drużynie i potwierdził, że nominacja przez trenerów do All Star Game jest jak najbardziej zasłużona.
Drugoroczniak rzutem za trzy punkty naprzeciwko kosza wyprowadził Cavs na prowadzenie 99:98 na 0,7 sekundy do końca spotkania. Dla Raptors było to już jednak zbyt mało czasu, by odmienić losy spotkania, a Jose Calderon, który w ostatniej akcji wyprowadzał piłkę z boku zrobił to w tak nieudany sposób, że jego poddanie pod kosz przechwycił Alonzo Gee i porażka Raptors stała się faktem.
Irving w całym meczu zdobył 32 punkty, trafiając połowę swoich rzutów z gry. Bardzo dobrze zagrali dwaj nowi zawodnicy Cavs, Marreese Speights i Wayne Ellington, którzy dodali z ławki odpowiednio 17 i 12 punktów
W zespole Raptors 5 graczy zapisało na swoim koncie co najmniej 10 oczek. Najwięcej rzucił Amir Jonhson zbierając do tego 12 piłek. 17 zanotował Alan Anderson, 16 Ed Davis, 15 DeMar DeRozan, a 10 Calderon.
Chicago Bulls – Washington Wizards 73:86 (24:23, 20:27, 11:23, 18:13)
Wizards dość niespodziewanie pokonali Bulls i odnieśli 5 z rzędu zwycięstwo na własnym parkiecie po raz pierwszy od 5 sezonów, wygrywając do tego 7 z ostatnich 10 spotkań. Zawodnicy Waszyngtonu grają coraz lepiej i widać poprawę w ich grze, po tym jak do składu po kontuzjach wrócili już wszyscy podstawowi zawodnicy.
Gospodarze prowadzili w meczu nawet 20 punktami, a w drugiej połowie ograniczyli Bulls do tylko 29 punktów.
Emeka Okafor zanotował double-double na poziomie 15 punktów i 16 zbiórek. Nene dołożył 16 oczek, a rozgrywający już drugi mecz w pierwszej piątce John Wall 15 punktów i 7 asyst.
W drużynie gości tylko Nate Robinson zapisał na swoim koncie dwucyfrową liczbę punktów – 19. Bardzo blisko uzyskania triple-double był Joakim Noah, któremu brakło tylko jednego oczka do jego uzyskania, a zanotował statystyki na poziomie 9 punktów, 17 zbiórek i 10 asyst.
Minnesota Timberwolves – Charlotte Bobcats 101:102 (34:22, 24:25, 19:26, 24:29)
Bobcats przerwali fatalną serię 16 porażek na własnym parkiecie. Ostatni raz wygrali we własnej hali 21 listopada 2012 z Toronto Raptors.
Dzisiejsze zwycięstwo było bardzo szczęśliwe. Gospodarze przegrywali już 18-punktami, ale zdołali odrobić state i po rzucie za trzy Geralda Hendersona, mimo dobrej obrony Andreia Kirlienki, wyszli na 1-punktowe prowadzenie na nieco ponad 4 sekundy do końca meczu. Duże zasługi w tej akcji należą się również dla Michaela Kidda-Glichrista, który rzucił się po prawie już straconą piłkę poza linię końcową boiska, dzięki czemu Bobcats mogli rozegrać decydującą akcję.
Wolves mogli jeszcze wygrać to spotkanie, ale w ostatnich sekundach dobrą obroną na J.J. Barerze wykazał się Kemba Walker i to zawodnicy Charlotte mogli cieszyć się z wygranej.
Najwięcej punktów dla Bobcats zdobył Walker 25. Odpowiednio 23 i 18 z ławki dodali Ramon Sessions i Ben Gordon, a zdobywca decydujących punktów Henderson 15. Double –double zanotował Bismack Biyombo – 10 punktów i 13 zbiórek.
Golden State Warriors – Milwaukee Bucks 102:109 (26:23, 29:28, 19:35, 28:23)
Brandon Jennigs i Monta Ellis rzucili po 20 punktów i poprowadzili Bucks do zwycięstwa.
Jennings rozegrał świetną trzecią kwartę, w czasie której rzucił 18 z 20 oczek, a Ellis rzutem za trzy na nieco ponad pół minuty do końca meczu przypieczętował wygraną gospodarzy.
Poza nimi jeszcze czwórka graczy Milwaukee miała co najmniej 10 punktów na koncie. Ersan Ilyasova zanotował 18 punktów i 12 zbiórek, Larry Sanders 16 oczek i 11 zbiórek, 11 Mike Dunleavy, a 10 Beno Udrih.
W szeregach Warriors najlepszym zawodnikiem był Stephen Curry, autor 26 punktów i 7 asyst, który trafił w tym meczu swoją 500 trójkę w karierze. 19 punktów rzucił Klay Thompson, a po 13 z ławki dodali Jarrett Jack i Carl Landy. Kolejne double-double w sezonie zaliczył wybrany do niedawno do Meczu Gwiazd David Lee, który zdobył 12 oczek i zebrał 15 piłek.
Sacramento Kings – Denver Nuggets 93:121 (25:39, 24:32, 20:30, 24:20)
Nie było niespodzianki w meczu Kings i Nuggets i gospodarze pewnie wygrali trzecie spotkanie z rzędu.
Nuggets potwierdzili, że są jednym z najlepszych ofensywnie zespołów w lidze, i tylko w czwartej kwarcie nie rzucili rywalom 30 punktów. Już po pierwszej połowie prowadzili 22 oczkami, a w pewnym momencie prowadzili nawet 35 punktami, w całym meczu rzucając na 52,8 proc. skuteczności, a granice 100 punktów przekroczyli już po trzech kwartach.
Najlepszym strzelcem Denver był Ty Lawson, który rzucił 26 oczek. 20 dodał Andre Iguodala, a 14 Danilo Gallinari.
W drużynie Kings najwięcej rzucił wchodzący z ławki Aaron Brooks – 16, 15 zdobył Tyreke Evans, a double-double na poziomie 10 punktów i 10 zbiorek zanotował pierwszoroczniak Thomas Robinson.
Indiana Pacers – Utah Jazz OT 100:114 (24:27, 24:18, 20:31, 30:22, 12:16)
Dogrywka była potrzebna, by rozstrzygnąć spotkanie pomiędzy Pacers a Jazz, a poczynanie swojej byłej drużyny z trybun oglądał jej były trener Jerry Sloan.
Jeszcze na niecałą minutę do końca spotkania Jazz prowadzili 6-punktami, ale po dwóch bardzo głupich startach Gordona Haywarda Pacers doprowadzili do remisu. Gospodarze mieli jeszcze szansę na zwycięstwo, ale ponowna strat piłki przez Haywarda spowodowała, że to gracze z In Diany mogli pokusić się oz zwycięstwo w końcówce meczu, ale 0,2 sekundy to było jednak za mało, by rozstrzygnąć spotkanie w regulaminowych 48 minutach meczu.
W dogrywce lepsi kazali się Jazz, a 8 z 16 punktów zdobył Al Jefferson, który w całym meczu rzucił 25. 21 zdobył Paul Millsap, a 15 z ławki dodał Hayward, który zakończył spotkanie z kontuzją ramienia.
W drużynie Pacers aż trzech graczy zdobyło co najmniej 22 oczka. 22 rzucił George Hill, 23 Paul George, a David West 24. Double-double na poziomie 14 punktów I 12 zbiorek zanotował Roy Hibbert.
Znowu Chicago przegrywa ze słabiutką drużyną, po tym jak z łatwością ograli mocniejsze Golden State.
Nie widziałem tego meczu, a skróty nic nie oddają. Myślicie, że to celowe działanie, żeby nie marnować energii i nie ryzykować kontuzji?
ja mam taką teorię ,że spinają się na lepszych rywali a najbardziej na tych, którzy mogą spotkać się z Bulls w play offs. (Knicks,Pacers,Celtics,Heat). Porażki z Bobcats,Hornets,Suns czy właśnie z Wizards o tym mogą świadczyć. Ponadto Thibs nie wygrywa spotkań za wszelką cenę i już nie jest tak mocny w swoich słowach podczas spotkań. Chyba kontuzja Rose’a coś mu dała do myślenia, bo forsowania coraz mniej.
Ale Wizards ostatnio w gazie jest- bo nie tylko Bulls ograli.
Adrian bardzo możliwe, ale po statystykach widać, że Bulls nie walczyli ostro w obronie. A Wizards nie są demonem obrony, choć atak mają ciekawy i spontaniczny.
Podzielam podobny pogląd co Voy, to znaczy Tibs nie forsuje rekordu, tylko przygotowuje zespół do PO. Tak ostrożnie, żeby nie mnożyć kontuzji Jeśli teraz Chicago są 3-5 siłą na wschodzie, to jak wróci Rose powinni walczyć o wszystko. Zastanawiam się, czy nie celują nawet celowo na jakieś konkretne zespoły w PO jak Brooklyn, Atlanta z którymi im się gra dobrze.