Niewątpliwie mieliśmy dzisiaj do czynienia z jednym z najlepszych meczy tego sezonu. 19 zmian na prowadzeniu, 20 remisów i najwyższa przewaga Heat 8 punktów (w pierwszej połowie 2 kwarty), a Celtics 4 punkty (pod koniec 4 kwarty). Po dwóch dogrywkach Celtics pokonali Heat 100-98. Dodatkowego dramatu w tym meczu dodały wydarzenia za kulisami, kiedy Rajon Rondo miał prześwietlane kolano. O zerwanym więzadle kolana koledzy z drużyny dowiedzieli się po meczu (Paul Pierce w trakcie wywiadu pomeczowego).
Moim bohaterem spotkania był Jeff Green, który przez całe spotkanie rewelacyjnie bronił LeBrona Jamesa (nawet pomimo jego 34 punktów i 16 zbiórek). Przełamał się Paul Pierce, który oprócz game-winnera zaliczył 7 w karierze triple double (17 pkt, 13 zb, 10 as). Po serii świetnych występów gorszy dzień miał Dwayne Wade (17 pkt, ale przy bardzo słabej skuteczności 6-20 z gry).
Koniec sezonu dla jednego z najlepszych rozgrywających ligi jest dla Celtics olbrzymią stratą. Wszystko wyglądało bardzo niewinnie. Rondo po meczu z Atlantą mówił, że czuje się dobrze. Kolano trochę mu dokuczało, ale nikt nie przypuszczał, że kontuzja okaże się aż tak poważna. Zamiast niego do pierwszej piątku Doc Rivers nominował Courtneya Lee.
Bohaterem pierwszych minut spotkania był Chris Bosh. Celtics nie potrafili znaleźć odpowiedzi na jego skuteczną grę. Bosh rzucił 10 z pierwszych 20 dla swojego zespołu i Miami objęło kilku punktowe prowadzenie. Celtics szybko jednak odrobili straty i na 1:57 do końca 1 odsłony był remis po 22. Od tego momentu gospodarze przez nieco ponad 3 minuty nie potrafili trafić do kosza, a Heat odskoczyło na 8 punktów przewagi. Była to największa przewaga podczas całego meczu którejkolwiek z drużyn. Jeszcze przed przerwą drużyna z Bostonu zdołała zniwelować stratę, a pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 45-45.
Druga połowa była niezmiernie wyrównana. Żadna z drużyn nie odskoczyła na więcej niż 4 punkty. Prowadzenie zmieniało się kilkukrotnie. W ostatniej minucie po dwóch świetnych akcjach LeBrona to drużyna z Miami wyszła na prowadzenie 68-64. Przez chwilę wydawało się, że to gospodarze przełamią swoich przeciwników. Przy stanie 68-72 trójkę trafił Jeff Green, by w kolejnej akcji Barbosa wyprowadził Celtics na 1 punktowe prowadzenie. Na 7:48 do końca Jeff Green przeprowadził chyba najbardziej efektowną akcję tego spotkania w niesamowity sposób demolując Chrisa Bosha (taki dunk w stylu Blake’a Griffina). Mistrzowie NBA jednak nie dali się złamać i w kilku następnych akcjach z powrotem doprowadzili do remisu. Jednak gdy od remisu na 2:19 do końca dwie kolejne akcje wykończył Pierce i Garnett zrobiło się bardzo gorąco. Na 59,9 sek do końca ubiegłoroczni finaliści konferencji wschodniej wygrywali 85-81. Nie zawiódł Ray Allen, który trafił kluczowy rzut za 3 punkty na 25,1 sek do końca. Gdy Jason Terry trafił dwa osobiste Heat mieli jeszcze 21 sekund i 3 punkty straty. W kolejnej akcji Ray nie trafił za trzy, ale piłka trafiła do LeBrona Jamesa. Trzykrotny MVP ligi zachował się fenomenalnie i pewnie trafił zza łuku doprowadzając do dogrywki.
W pierwszej dogrywce bliżej zwycięstwa byli mistrzowie NBA. Tym razem jednak Celtów uratował Kevin Garnett trafiając dwa razy z gry i blokując przy próbie wjazdu LeBrona Jamesa w ostatniej akcji. Druga dogrywka to znów twarda defensywa. Na 1:02 do końca LeBron wspaniale minął Greena i wbijając się pod kosz udało mu się trafić z faulem. Po wykorzystanym osobistym przewaga Heat wynosiła 98-95. Od tego momentu jednak punkty zdobywali tylko gospodarze. Najpierw spod kosza trafił Terry, potem game-winnera zaliczył Paul Pierce. W ostatniej akcji Green świetnie odciął od piłki LeBrona i ostatni rzut był zmuszony oddać Shane Battier (daleki rzut za 3 punkty).
W drużynie mistrzów poza LeBronem nie można wyróżnić w zasadzie nikogo poza Rayem Allenem (21 pkt). Chris Bosh po dobrej pierwszej kwarcie kompletnie zgasł. Wade nie miał swojego dnia. Najwięcej punktów dla Celtics zdobył Kevin Garnett – 24, który dodał do tego jeszcze 11 zbiórek. Zwycięstwo gospodarzy zapewne osłodzi nieco gorycz kontuzji Rondo. Pytanie pozostaje – czy tą drużynę jeszcze stać na cokolwiek? Powiedzmy szczerze, nikt w tej drużynie nie jest w stanie zastąpić Rajona Rondo. Jednak backcourt nawet bez Rondo nie jest słaby. Avery Bradley, Jason Terry, Courtney Lee i Leandro Barbosa to gracze, którzy potrafią grać na wysokim poziomie. Kluczową postacią w tej sytuacji dla Celtics wciąż jest Paul Pierce.
brawo james, brawo miami.
Pierce o mało nie przerżnął im tego meczu, ale koniec końców trafił game winnera. Green był niesamowity w obronie na Lebronie, wcześniej bronił go Pierce, dlatego tak to wyglądało. Ogólnie Boston bez Rondo już niestety się nie liczy w tym sezonie, ale pokazali charakter i serce do gry. Brawo!!!
Teraz chłopakom został tylko charakter
ano tys prowda
tę drużynę
Szkoda by było gdyby Celtowie nie weszli do Play off.
Bez Rondo będzie trudno, ale Doc Rivers to stary wyga na pewno coś wymyśli.