W spotkaniu, w którym Dwyane Wade przekroczył barierę 16 tys. zdobytych punktów LeBron James postanowił usunąć się lekko w cień. Heat absolutnie to nie przeszkodziło i ekipa trenera Spoelstry zaliczyła już 10 wygraną z rzędu.
Wade zakończył wieczór z 33 punktami i 6 zbiórkami, a LBJ zaliczył ciche triple-double (16 punktów, 10 zbiórek, 11 asyst). Ciche, ponieważ zdobyty z niesamowitą łatwością.
Ps. W rozwinięciu czeka dodatkowa atrakcja – zdjęcie nowej fryzury Andrew Bynuma.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
Miami Heat | 39-14 | 27 | 29 | 31 | 27 | 114 |
Philadelphia 76ers | 22-31 | 24 | 23 | 24 | 19 | 90 |
Przebieg spotkania
76ers bardzo dobrze rozpoczęli spotkanie dzięki skutecznej grze duetu Turner – Young. Obwodowi gracze trafili swoje pierwsze 9 rzutów, a Heat wyglądali na lekko zaskoczonych.
Po chwili jednak wszystko wróciło do normy. Grający tego wieczoru w stylu pass-first LeBron James raz za razem odnajdywał niepilnowanych kolegów spośród których najskuteczniejszy był Dwyane Wade. Flash już po kilku minutach miał na koncie 9 punktów czym osiągnął granicę 16 tys. zdobytych punktów.
Z biegiem czasu Heat zaczęli coraz bardziej rozkręcać się w ataku i sprawiać więcej problemów gospodarzom w obronie. Dobrze prezentowali się zmiennicy trenera Spoelstry, a zwłaszcza Cole, Allen i Andersen.
Sixers dramatycznie brakowało punktów z pomalowanego (zaledwie 26). Para Hawes-Allen trafiła tylko 3 z 12 oddanych rzutów z gry, a gracze obwodowi mieli problemy z wbijaniem się pod kosz przez co większość ofensywy koncentrowała się na rzucaniu z półdystansu i dystansu (aż 28 prób za trzy). Dopóki to wpadało, dopóty gra była wyrównana.
Po zmianie stron goście z Miami pokazali jednak dlaczego są w tej chwili najlepiej grającą drużyną w NBA (10 zwycięstw z rzędu).
Dzielenie się piłką, koncentracja i oddawanie tylko dobrych rzutów (garść statystyk niżej) sprawiło, że już wkrótce przewaga zaczęła oscylować wokół 10 punktów. Im bliżej było końca spotkania tym większą różnicę wskazywała tablica. Ostatecznie zakończyło się +24 Heat, którzy mają już 39 wygranych w sezonie.
Poszatkowana przez kontuzje drużyna gospodarzy nie mogła nic zrobić pomimo tego, że próbowała. Brak Bynuma, Thaddeusa Younga i Jasona Richardsona był zbyt duży by móc myśleć o lepszym wyniku przeciwko tak mocnej drużynie.
Końcówka sezonu dla Sixers nie będzie łatwiejsza. W tej chwili mają bilans 22-31, do będących na ósmym miejscu Bucks tracą 4 spotkania, a czekają ich jeszcze 3 mecze z Heat, wyjazdy do Chicago, Nowego Jorku, Los Angeles i zaledwie garstka spotkań z zespołami poniżej 50% wygranych. Z moich wyliczeń wynika, że do końca sezonu ich bilans powinien wynieść około 13-17, co ostatecznie da wynik około 35-48. Pa, pa playoffy.
Bynum alert
- Jest nowa fryzura (patrz niżej);
- Zaliczony został pierwszy udział w gierce 5on5, komentarze po niej trenera Collinsa – Drew jest bardzo daleko od bycia w formie;
- Data powrotu na boisko wciąż nieokreślona (mówi się o końcówce marca);
- Brak informacji o najbliższych wyjściach na kręgle.
Pozostałe notatki:
- Trener Spoelstra powiedział, że podczas Weekendu Gwiazd Jrue Holiday co chwilę go wypytywał o zwyczaje treningowe i sposoby przygotowywania się do spotkań Wade’a i Jamesa – widać, że młody rozgrywający chce sie rozwijać.
- Dorrell Wright jest jedynym graczem w historii Heat, który został wybrany w drafcie wprost ze szkoły średniej.
- Efektywność Heat? Całkiem wysoka – w sumie tylko 10 fauli (rekord sezonu), 6 strat, 58.4% z gry.
- Sixers zdobyli 0 (zero) punktów w szybkim ataku.
Filmowe podsumowanie spotkania
Boxscore
Heat: Haslem 4, James 16, Bosh 13, Chalmers 14, Wade 33, a także Varnado 0, Lewis 0, Andersen 2, Jones 0, Battier 6, Anthony 2, Cole 12, Allen 12
Sixers: Allen 6, Turner 16, Hawes 2, Holiday 21, N. Young 19, a także Moultrie 0, Wright 17, Pargo 7, Ivey 0, Wilkins 2
Szkoda, że Miami gra na Wschodzie, bo nie ma tam im zbytnio kto zagrozić. Celtics, 76ers, Bulls walczą, ale z urazami, Hawks tradycyjnie potencjał na max drugą rundę (choć przy problemach innych to kto wie…), a w maszynce Knicks już się coś zacina. Praktycznie tylko Pacers mogą się bardziej postawić, ale im z kolei brak gwiazd na dłuższą metę. Ciekawe jestem jak Miami wyglądałoby na Zachodzie, LAC, Thunder, SAS, tam o awans do Finals to się będą nieźle napierdalać, a LBJ i spółka znów dostaną podmęczonych rywali, jak przed rokiem (nie żebym umniejszał ich sukces)