W American Airlines Arena Miami Heat znowu dali popis swoich umiejętności. Po 2 dogrywkach pokonali Sacramento Kings 141-129, którzy dzielnie stawiali opór przez 53 minuty tego spotkania. Goście trzymali się w grze głownie za sprawą Marcusa Thorntona, który zagrał najlepszy mecz tego sezonu(a może i kariery ?) i nie dawał nawet chwili oddechu obronie Miami. Na nic jednak zdały się jego poczynania, bo w końcu sprawy w swoje ręce wziął LeBron James i wypunktował gości z Sacramento w drugiej dogrywce.
Fajerwerki na Florydzie były już na rozgrzewce, kiedy to LBJ znowu pokazał, że jeśli wystąpiłby w konkursie wsadów to prawdopodobnie byłby to jeden z najlepszych konkursów w całej historii All-Star Weekend. Potem został jeszcze nagrodzony statuetką dla najlepszego gracza miesiąca i jest to już jego 3 takie wyróżnienie w tym sezonie. Miami miało na koncie 11 wygranych i Kings mieli być tylko kolejnym rywalem staranowanym przez rozpędzoną maszynę Heat. Stało się inaczej, a goście byli na prawdę godnym przeciwnikiem dla mistrzów NBA.
Już w pierwszej kwarcie obie ekipy narzuciły wysokie tempo gry. Lepiej mecz zaczęli goście, którzy wykorzystali niecelne rzuty Heat i osiągnęli już nawet przewagę 10 punktów po 5 minutach gry. Potem jednak czas wziął Spoelstra, a na parkiet wyszli zupełnie odmienieni gracze w czerwonych strojach i w swoim stylu zaliczyli run 21-3. W ekipie Kings odpowiedzialne za zdobywanie punktów było trio Thornton- Cousins- Evans, którzy uzbierali 18 na 22 punkty swojej drużyny. Po stronie gospodarzy, królował James i Wade i to głownie za sprawą ich 12 punktów(LeBron miał także 4 asysty) gospodarze wyszli na prowadzenie. Trójkę dołożył Lewis i Heat wygrali pierwszą część spotkania 27-22.
Druga odsłona to lepsza obrona gości, która pozwoliła im zniwelować straty. Chwilę odpoczynku dostał MVP ubiegłego sezonu i Kings wykorzystali ten moment, odskakując na kilka punktów gospodarzom. Pod nieobecność LBJ’a na parkiecie prym wiódł D-Wade, który rozgrywał kolejny świetny mecz i można już mówić o jego powrocie do formy sprzed kilku lat. Flash do przerwy uzbierał 17 punktów, a 2 trójki Allen’a w końcówce 2 kwarty pozwoliły Heat pozostać w grze. W drużynie gospodarzy wciąż rewelacyjnie grał Thornton, który w 12 minut uzbierał na swoim koncie 12 punktów. John Salmons dołożył 7 oczek i do przerwy to skazywani na porażkę Kings prowadzili w AAA 53-51.
Druga połowa to wciąż gra kosz za kosz obu ekip. Jednak po kilku minutach stało się to co dzieje się każdego wieczoru. Miami zaczęli swój popis i najpierw doprowadzili do remisu, a potem wyprowadzili run 12-2. Świetna obrona, mądrość LeBrona(12 pkt, 3 as) i trójka Chalmersa rozpaliły kibiców gospodarzy do czerwoności. Wydawało się, że Heat pójdą za ciosem i tradycyjnie zamkną ten mecz jeszcze w 3 kwarcie. Sprawy w swoje ręce wziął jednak Tyreke Evans, który zaliczył w tej kwarcie 10 oczek i po 2 przechwytach doprowadził do remisu. Tym samym gospodarze odrobili tylko 1 punkt i po 2 kwartach przegrywali na własnym parkiecie 85-84.
Ostatnia kwarta to popis gry D-Wade’a. Jego 8 pkt i 3 asysty dały Heat kilku punktową przewagę. Ray Allen dołożył w tej kwarcie 11 ze swoich 21 punktów i Miami sprawiało wrażenie, że nie oddadzą już tego zwycięstwa. Ani Chris Andersen, ani Chris Bosh nie radzili sobie jednak tego wieczoru z Cousins’em, który rozgrywał bardzo dobre spotkanie i w 4 kwarcie zaliczył 9 punktów i 4 zbiórki. Goście nie składali broni i walczyli do końca. Na minutę przed końcem przegrywali jeszcze różnicą 8 oczek. 2 trójki trafił jednak niezawodny Thornton i Kings wrócili do gry. Szybki faul i na linii wolnych stanął Flash. Nie trafił jednak ani razu i to goście mieli piłkę na 20 sekund przed końcem spotkania. Ostatnią akcję przeprowadził Isaiah Thomas, jednak Norris Cole świetnie go bronił i lay-up Thomasa nie znalazł drogi do kosza. Nie zastawiony był jednak Cousins i dobił piłkę z powietrza doprowadzając do remisu. Szansę na wygraną miał jeszcze D-Wade, który jednak nie trafił rzutu ze swojej klepki i po 48 minutach na tablicy widniał wynik 112-112.
Pierwsza dogrywka stała na wysokim, wyrównanym poziomie. Wreszcie do gry włączył się Chris Bosh i zanotował 6 punktów w 5 minut. Isaiah Thomas na minutę przed końcem trafił trojkę i Kings wygrywali 124-123. Na linię pomaszerował LBJ, lecz trafił tylko raz i doprowadził do remisu. Zostało 29 sekund i Kings wzięli przerwę na żądanie. Do końca swojego czasu starali się grać goście, jednak Isaiah Thomas mocno naciskany przez Chalmersa i Bosha nie trafił i piłkę zebrali gospodarze. Na 5 sekund przed końcem, piłka znowu trafia w ręce Wade’a, który dopatrzył wolnego LeBrona i podał mu pod sam kosz, gdzie blokiem popisał się Salmons. Gospodarzom zostało 0,4 sekundy, jednak rzutu rozpaczy nie trafił Chris Bosh.
Na początku drugiej dogrywki gospodarze rzucili szybkie 4 punkty, jednak Kings trafili zza łuku i Heat wygrywali 128-127. W tym momencie najlepszym rozwiązaniem dla kibiców gości było opuszczenie sali. LeBron James włączył swój poziom, którego na dzień dzisiejszy nie umie osiągnąć żaden koszykarz i w 5 minut zaliczył 11 punktów, zebrał 3 piłki i rozdał 3 asysty. Brał udział w każdej akcji Heat w drugiej dogrywce i wszystkie punkty padły albo po jego rzutach, albo asystach. Miami wygrało drugą dogrywkę 17-5, na 100 % skuteczności !! James rozbił w pojedynkę koszykarze Sacramento, którzy byli po prostu bezradni.
Miami odniosło 12 wygraną z rzędu i w piątek mają szanse przedłużyć swoją passę do 13 spotkań, jeśli pokonają u siebie Grizzlies. Na pewno wielkie słowa uznania należą się gościom, którzy postawili bardzo wysokie warunki i stworzyli dobre widowisko. Wielki mecz rozegrał Thornton a dzielnie towarzyszyli mu Evans i Cousins.
Gospodarze ciągle są na nieosiągalnym poziomie. LeBron jest MVP zawsze kiedy pojawia się na parkiecie. Dominuje i zalicza genialny sezon. Jego forma już nikogo nie dziwi i nawet najwięksi hejterzy powinni zacząć bić brawo James’owi. Różnicę robi na pewno dyspozycja Dwyane’a Wade’a, który znowu wygląda jak w 2006 roku.
Miami Heat – Sacramento Kings 141:129
Heat : James 40 pkt, 8 zb, 16 as, Wade 39 pkt, 8 zb, 7 as, 2 bl, Allen 21 pkt, 4 zb, 3 as
Kings : Thornton 36 pkt, 2 zb, 3 as, Evans 26 pkt, 4 zb, 4 as, 5 prz, Cousins 24 pkt, 15 zb, 5 as
Brawo.