Kevin Garnett znalazł pod koszem Jeffa Greena, którego lay up na 0,5 sekundy do końca spotkania zapewnił Celtics 2-punktowe prowadzenie i ostateczne zwycięstwo na wyjeździe z trzecią drużyną Wschodu – Indianą Pacers.
Pacers prowadzili praktycznie przez całe spotkanie. Od pierwszej kwarty, kiedy to David West wykorzystał jeden z dwóch rzutów wolnych i wyprowadził Indianę na prowadzenie 14:13, do ostatniej akcji meczu. Gospodarze w pewnym momencie prowadzili nawet 14 oczkami, jednak Celtics to zbyt doświadczony zespół. Udało im się odrobić stratę, a losy meczu rozstrzygnęły się dopiero w końcówce czwartej kwarty.
Tą lepiej zaczęli zawodnicy Bostonu. Jeszcze na jej starcie przegrywali 58:68, ale po runie 11-2 zbliżyli się do Pacers tylko na 1 punkt. Indiana w tym czasie spudłowała 9 pierwszych rzutów z gry i trener Frank Vogel był zmuszony poprosić o czas. Przerwa w grze podziała mobilizująco na zawodników gospodarzy i odpowiedzieli serią 11-3, na które złożyły się dwa rzuty za trzy i wsad Georga Hilla oraz trójka Paula Georga i Indiana wyszła na 9-punktowe prowadzenie.
Jak się jednak później okazało to były ich jedyne celne rzuty z gry w czwartej kwarcie. Później spudłowali kolejne 7 rzutów i popełnili 4 starty, a jakby tego było mało popełnili błędy w decydujących akcjach w obronie, które miały miejsce w ostatnich półtorej minutach meczu.
Najpierw Kevin Garnett znalazł pod kosze niepilnowanego Avery’ego Bradley’a i obrońca gości łatwym lay upem doprowadził do remisu po 81. Później kolejne rzuty spudłowali odpowiednio West i Paul Pierce i piłka znalazła się w rękach zawodników Pacers. Ci bardzo długo ją przetrzymywali nie mogąc znaleźć czystej pozycji do rzutu i Roy Hibbert zmuszony był oddać rzut z 6 metrów na wprost kosza. Piłkę zebrał Garnett i Doc Rivers poprosił o czas.
Po wznowieniu gry Celtics rozegrali perfekcyjną zagrywkę. Piłkę prze długi czas na 10 metrze trzymał Jeff Grenn i gdy kończył się czas podał ją do ustawionego na 6 metrze Garnetta. The Big Ticket obrócił się, a zresztą zobaczcie sami…
Duże brawa należą się także w tej akcji Piercowi, który postawił świetną zasłonę Greenowi, dzięki której rezerwowy Bostonu miał czystą drogę do kosza. Po jego celnym rzucie na zegarze zostało jeszcze co prawda 0,5 sekundy, ale było to zdecydowanie za mało, by Pacers mogli coś jeszcze ugrać w tym meczu.
Najwięcej punktów dla Celtics rzucił Garnett – 18, który jako jedyny nie miał kłopotów ze skutecznością i trafił 7 z 10 rzutów z gry, podczas gdy reszta zespołu rzucała z 37 proc. skutecznością. Zebrał także 10 piłek i miał 2 asysty. Obie w dwóch ostatnich akcjach Bostonu, które zapewniły im czwarte zwycięstwo z rzędu.
Po 13 oczek dodali Pierce i Bradley, 11 Green, a 10 Jason Terry, z czego 8 w czwartej kwarcie.
Dla Indiany najwięcej rzucił George – 16, ale był tylko 7/22 z gry i 2/9 za trzy. 14 zdobył Hill, 11 West i 16 zbiórek, a po 12 dołożyli Lance Stephenson i Roy Hibbert. Center gospodarzy wszystkie swoje punkty zdobył już w pierwszej kwarcie. Zebrał także 12 piłek i 6-krotnie zablokował rywali.
Pacers przegrali trochę na własne życzenie, ponieważ przez 36 minut meczu byli lepszym zespołem, a o wszystkim zadecydowała czwarta kwarta, w której trafili tylko 4 z 20 rzutów z gry i zdobyli tylko 13 punktów przy 25 Celtics. Do tego przez trzy kwarty zdobyli 42 punkty w pomalowanym, by w ostatniej zostać ograniczonym tylko do dwóch. Ponadto rzucali z 36,4 proc. skutecznością, w tym trafili jedynie 6 z 27 trójek.
Kolejne mecze oba zespoły zagrają u siebie. Boston zmierzy się z Atlantą Hawks, a Indiana z Orlando Magic.
Boston Celtics – Indiana Pacers 83:81 (19:27, 23:22, 16:19, 25:13)
Liderzy zespołów:
Punkty: Garnett 18 – George 16
Zbiórki: Garnett 10 – West 16
Asysty: Pierce, Bradley, Green, Terry 4 – West 4
Przechwyty: Lee, Wilcox 2 – Stephenson 5
Bloki: Garnett, Green, White 2 – Hibbert 6
Wielkie zwycięstwo. Trojki Jeta dały nadzieje. W ostatniej kwarcie Idiana kompletnie nie miała pomysłu w ataku.