Przez następne tygodnie będziemy oglądać pasjonujący wyścig o play offs 2013 wśród ostatnich ekip Zachodu. Obok L.A. Lakers, Portland Trailblazers, Dallas Mavericks zagrożone miejsca okupują Houston Rockets, Golden State Warriors i bohaterowie kolejnego podsumowania z cyklu „Na półmetku rozgrywek” – Utah Jazz. Przyjrzyjmy się jaka przyszłość czeka Jazz-band Tyrone’a Corbina.
Problem rozgrywającego
Od czasów straty Derona Williamsa, grą Jazz-menów próbowali sterować Devin Harris, Earl Watson i Jamal Tinsley. Wszystkie ich starania kończyły się co najwyżej na pierwszej rundzie play offs i jak w poprzednich meczach posezonowych, odpadnięciu w pierwszej serii przeciwko San Antonio Spurs. Praktycznie od zakończenia w Salt Lake City ery Derona Williamsa zespół – mimo utalentowanego kolektywu graczy – nie ma lidera na obwodzie i po nie udanym podejściu z Devinem Harrisem zdecydowano się wymienić ex All Stara do Atlanty. Natomiast w Utah postawiono na weterana Mo Williamsa, w którego zainwestowanie w przeszłości zanegował sam Jerry Sloan (nie dawał mu sporo minut i rozgrywający szybko przeniósł się na Wschód). Niestety zawodnik mający najlepsze lata gry za sobą złapał kontuzję kciuka eliminującą go z kolejnych 32 gier i dopiero przed tygodniem wrócił na parkiet. Plan transformacji kompletnie nie wypalił, a sternicy klubu nie pozyskali w przeciągu okienka transferowego żadnego dodatkowego playmakera (choć czynili zakusy na Erica Bledose), który mógłby dziś być prawdziwym zbawieniem dla ofensywy Ty’a Corbina.
Brak gwiazdy
Kiedy w zespole z Utah był jeszcze Deron Williams cała ofensywna opierała się na jego barkach jak i filozofii grania pick’n’rolli i flexów (czyli realizacji taktyki Jerry’ego Sloana). Z każdym kolejnym rokiem Jazz-meni tracili wartościowe ogniowo w osobie Carlosa Boozera czy Kyle’a Korvera. Następnie udało się pozyskać Ala Jeffersona, przy rozwijającym się Paulu Millsapie. Jednak po odejściu Williamsa zespołowi ciągle brakuje clutch playera, mogącego w każdym spotkaniu decydować o losach drużyny. „Gwiazdy próbowano zrobić” z Jeffersona lub Millsapa, ale w obaj coraz bardziej przypominają weteranów znudzonych grą w niebiesko-białych barwach niż „silne konie pociągowe”.
Ciągłe kłopoty bogactwa pod koszem
Jeśli sięgamy pamięcią do spektakularnej wymiany z Nets to pamiętamy osobę nowego Kevina Garnetta w obronie, Derricka Favorsa, oraz perspektywiczny pick w drafcie, zamieniony zaraz na tureckiego kolosa, Enesa Kantera. Tylko, że od tego czasu minęły już 2 lata i zawodnicy ciągle są na ustach fanów, oczekujących ich przebłysków w grze, ale niestety realnie schowanych za plecami dwóch największych gwiazd Jazz-bandu – Paula Millsapa i Al’a Jeffersona. Dziś można przyznać, iż brak wymiany, któregoś z gwiazdorów może zahamować wyścig Utah Jazz po play offs 2013, zwłaszcza przy słabszej postawie obwodowych jak i lukach w składzie na niższych pozycjach. Jeśli popatrzymy na rówieśników obu wielkich potencjałem graczy to niektórzy z nich regularnie występują w pierwszej piątce i coraz częściej decydują o wynikach drużyny. W Salt Lake City ci dwaj ciągle czekają na dużą szansę; pytanie czy się doczekają koniecznie w stanie Utah jej?
Słaby, nie ewoluujący trener
Zbytnie poleganie na nieco znudzonych grą w tym samym systemie weteranach i słaba rotacja w składzie, w połączeniu z bojaźliwością – jeśli chodzi o dawanie szans młodszym zawodnikom, to wady systemu Corbina. Nie wykorzystany w pełni front court przy w/w nazwiskach młodzianów oraz zbyt częste granie na Al’a Jeffersona (nudne izolacje i sporo rzutów Big Ala) to kolejna recydywa patrząc na system trenera. Szkoleniowiec ewidentnie nie rozwija swojej filozofii grania oraz nagminnie realizuje kilka schematów gry, które nie do końca przynoszą pożądane efekty. Zdecydowanie za mało w grze zostają również Gordon Hayward i Alec Burks, mogący dać Utah powiew świeżości i nowe pomysły na granie. Trener znów woli zaufać weteranom jak Jamaal Tinsley i Earl Watson lub oddającemu masę rzutów Randy Foye’a. Wydaje się, że trzeci rok pracy z zespołem może być ostatnim – byłego gracza klubu – na stołku pierwszego trenera Jazz.
Monotonia w grze
W poprzednich punktach była krótka wzmianka o tym, ale jeśli patrzymy na grę Utah Jazz to widzimy atak skoncentrowany wokół Ala Jeffersona (49% z gry; izolacje i sporo rzutów), miotającego się między pozycją trzy i cztery Paula Millsapa oraz słabą jedynkę, nie do końca płynnie prowadzącą ataki Jazz. W końcu lubiącą odpalić kilka trójek w meczu dwójkę – Randy’ego Foye (39% z gry). Nie wierzę też do końca w fakt, że trener Corbin poświęca aż 25 minut na parkiecie na występy przereklamowanego Marvina Williamsa. Jak widzicie szkoleniowiec wyraźnie stawia na stare wygi, zamiast na młode i głodne gry wilki..Gordon Hayward, Alec Burks, Enes Kanter i Derrick Favors mogliby częściej i z powodzeniem decydować o wynikach drużyny. Pytanie czy z danym dziś trenerem? Jazz-menom dla przeciętnego kibica NBA brakuje tempa akcji, płynności gry, widowiskowości czyli cech, za którymi tęsknią od ery Karla Malone’a i Johna Stocktona. Wydaje się, że szlifująca swe talenty młodzież mogłaby zmienić etykietkę „nudnych spotkań” swojego klubu na bardziej przyciągające fanów (zwłaszcza nowych i młodych).
Słabe transfery
Właściwie Jazz-mani co rok tracą ważnego gracza z rotacji, przed tym sezonem był to CJ Miles a w zawieszeniu tkwił do wczoraj Raja Bell. Jazz niewiele czynią w drugą stronę by wypełniać luki w składzie wartościowymi uzupełnieniami czy liczącymi się weteranami. Wcześniej zespół opuszczali Andrei Kirilenko (ciągle prezentujący niezłą formę w Minnesocie), następnie Devin Harris (zamiana jego na Mo Williamsa nie miała okazji przełożyć się na wyniki, a wsparcie dla kontuzjowanego Williamsa nie nadeszło) i wydaje się, że po sezonie zespół opuści , ktoś z dwójki Millsap-Jefferson. Właściwie już dziś wypadałoby mieć plan jakie pozycje należy odpowiednio uzupełnić. Osobiście wskazuję na dwie pierwsze, gdyż pod koszem zdecydowanie wykorzystani w 100% powinni zostać Favors i Kanter, podparci z jednym pozostającym, w/w weteranem.
Stagnacja i co dalej?
39-43 w 2011, 36-30 w 2012 (ostatni to wynik poprzedniego – skróconego sezonu). Dziś Jazz-meni balansują na granicy 50% wygranych i są gonieni nie tylko przez L.A. Lakers ale i Portland Trailblazers oraz Dallas Mavericks. Przed nimi trudny terminarz gier, wcale nie pozwalający myśleć o łatwej przeprawie. Wprawdzie niedaleko od nich są też Houston Rockets czy Golden State Warrriors a to może tylko sugerować zaciętą walkę do samego końca rozgrywek i 82 meczu. Wydaje się tylko, że o ile Lakers łapią odpowiedni rytm w swojej grze, to Jazz-band go wyraźnie traci. Wiele wspólnego z tym mają nierówne występy czołowych graczy oraz brak nowych pomysłów na grę trenera Corbina. Jak myślicie zatem, czy Utah podniesie się jeszcze czy raczej będziemy oglądać ich spadek oraz wyglądać posezonowych zmian?
P.S. A teraz zamknijcie oczy na chwilę i wybraźcie sobie fani Jazz, że utalentowanych młodzianów przejmuje Jerry Sloan;-)
Niestety, Jazz nie mają PG, tak jak zauważyłeś już od odejścia Derona.
Najpierw był próbowany Harris, ale niczym się nie wyróżniał, pamiętam, że bywały takie mecze w których o wiele lepiej od niego podawał…Jefferson.
Teraz natomiast Mo Williams, który byłby dobrym zmiennikiem, ale jako starter? Nie można powierzać prowadzenia gry typowi, który ma inteligencję porównywalną z tuńczykiem. Największym atutem Mo jest to, że jako jedyny rozgrywający w Jazz umie przejść z piłką przez połowę boiska- i o dziwo, nie piszę tego ironicznie, lecz jak najbardziej poważnie, gdy nie było Mo a na minutę przed końcem Jazz prowadzili 2-5 punktami, rywale agresywnie bronili już pod tablicą Utah to około 50% wyprowadzeń kończyło się stratami. W tej statystyce zdecydowany prym wiódł Earl Watson, który prawdopodobnie nie poradziłby sobie obecnie w Eurolidze.
Co do wysokich graczy, to cóż, Jefferson w ataku nadal jest bardzo ważny graczem, natomiast co do obrony to już dyskutowaliśmy, a nie chcę się powtarzać, bądź co bądź, niewiele się od tamtego czasu zmieniło. Millsap zdecydowanie obniżył loty w tym sezonie, zdarzają mu się mecze w których jest nie do zatrzymania (niestety baaardzo rzadko) ale zwykle gra po prostu przyzwoicie w ataku i bardzo średnio w obronie.
Kanter to bestia, przyznam szczerze, że spodziewałem się, że to Favors będzie lepszym graczem w przyszłości, jednak Enes w tym sezonie rozwinął się niesamowicie, szkoda, że dostaje tak mało minut, przez to ciężej mu o regularność, jednak ostatnie 5 meczy ( w tym 23/22 z Bobcats) to był jego czas. Wiem, że brzydko życzyć kontuzji komukolwiek, a zwłaszcza graczowi swojej drużyny, niemniej gdyby Jefferson zachorował do końca sezonu to prawdopodobnie otworzyłbym szampana.
Favors, mhm, ciężko mi być obiektywnym w stosunku do niego, jest moim ulubionym Jazzmanem, ale gra w kratkę, rewelacyjne spotkania miesza z bezbarwnymi. Jego atutem jest gra w obronie, w tym sezonie dodatkowo poprawił rzuty z półdystansu, nadal nie jest to Duncan, ale gdyby dostawał tyle minut co Millsap to pewnie w tym sezonie kręciłby cyferki na poziomie 14/10. Minusem jest to, że łapie bardzo dużo fauli, jeśli to poprawi to za 2 lata ASG.
Co do braku gwiazdy, zgadzam się w 100%, od początku sezonu na to narzekam, znam jednak realia. Salt Lake City nie jest miastem marzeń Lebronów i innych Bryantów, dlatego Jazz muszą allstarów albo wyławiać z draftu albo podczas wymian, dlatego nie mogę przeboleć, że Jazz nie chciało pozyskać Hardena jak miało okazję przed sezonem. Tak samo jak za rok będę kląć, że nie zgodzili sie na wymianę spadającego kontraktu Sapa na D.Williamsa i Ridnoura. No i właśnie w ten sposób chciałbym przejść do punktów o słabych transferach i jeszcze słabszym trenerze.
Nie wiem czy to jakieś fatum ciążące nad Utah, czy kunszt Ty „Budynia” Corbina, sprawia, że większość nowych graczy prezentuje się słabiej niż w starych klubach ( D.Harris jak przychodził do Jazz, to nikt nie oczekiwał, że ponownie zagra w ASG, ale jednocześnie regres jaki zaliczył w grze był widoczny). Do tego nietrafione wybory- już pomijam tego Hardena, ale dalej- zdecydowanie się na Foye’a zamiast Garyego Neala,czy Millsap zamiast Derricka Williamsa (jak gra teraz Sap a jak gra Williams ). Jazz grają drugi sezon bez PG, drugi sezon na 1 gra ktoś kto nie umie kreować gry, przy jednoczesnym tłoku pod koszem, co robią więc Jazz? NIC. Już od grudnia mówiło się o możliwości pozyskania Calderona za Millsapa, czyli typa, który pasowałby idealnie do Jazz, grająego p’n’r, bez aspiracji gwiazdorskich, z dobrym podaniem, niezłą defensywą i białego. Była możliwość pozyskania Ridnoura (w pakiecie z WIlliamsem!) który wprawdzie nie jest jakimś wybitnym dystrybutorem, ale w porównaniu do Watsona to jak Seat czy Polonezie, ale także odrzucono tę opcję.
Nie wiem czemu tak to się wszystko potoczyło, jeśli miałbym strzelać, to pewnie, przez to, że początek roku Jazz mieli rewelacyjny (mimo gry bez „1”) i w niedalekiej przyszłości miał wrócić Mo, to jedyne racjonalne wytłumaczenie jakie znalazłem.
Apropo trenera to nie chce mi się nawet pisać, Budyń powinien zostać zwolniony dawno dawno temu, marnuje potencjał jakim dysponuje, beznadziejnie rotuje graczami (choć tutaj muszę dodać, że ostatnimi czasy jest niewielka poprawa) i chyba 2 razy już w tym sezonie trzech graczy z s5 nie zdobyło punktu w całym meczu, przecież to są żarty, jak można grać w NBA po 20-25 minut, być starterem i nie zdobyć ani jednego punktu. Takich rzeczy nawet w Charlotte nie widzieli.
Marvin to jest temat rzeka, obecnie więcej osób go krytykuje niż ceni, ja jednak nadal będę go bronił, jeśli tylko gra bliżej kosza to jest bardzo przydatnym graczem, choćby z Chicago było to widać, problem jest taki, że na siłę próbuje się z niego w Jazz zrobić Steve Novaka, ustawiając się go na rogu i licząc, że będzie ładował trójki seriami.
Bronię go głównie dlatego, że jest świetnym obrońcą, a w Jazz jest ich mniej niż otyłych Somalijczyków. Choć faktycznie, jest sporo przepłacony, zarabia 8 baniek, a jest wart 3-4.
Niestety znowu muszę się zgodzić co do punktu ze stagnacją. W końcu musi dojść do jakiś znaczących roszad (mimo tego, że przed tym sezonem również było ich niemało- Marvin, Foye, Mo) bo inaczej Jazz czeka los Milwaukee, które od wielu lat balansuje gdzieś na granicy PO. Po sezonie kontrakty kończą się większości graczy, stąd liczę na pozbycie się szrotu i pozyskanie Calderona/Jacka i jakiegoś sensownego SF, a pozbycie się Jeffersona, Foye’a, Tinsleya, Watsona i ewentualnie Mo Williamsa jeśli byłaby szansa na pozyskanie zarówno Calderona jak i Jacka.
PS.Cholernie chciałbym się mylić i jednak zobaczyć Jazz w PO, w porównaniu z GSW prezentują się i tak nienajgorzej, stąd wierzę, że wejdą ich kosztem- zwłaszcza, że mają ich pick tegoroczny;)
Fajny artykul i konkretny komentarz powyzej :) W JAzz wychodzi to, na co tak narzekalismy przy okazji deadline – brak transferow. Dzialacze przespali swoj moment i teraz przebudowe trzeba odlozyc do konca sezonu. Szkoda, bo tym samym zmarnowano jednak sporo czasu, gdzie ekipa moglaby sie juz zgrywac.
Qcin jak przystało na fana Jazz znakomicie podsumował sytuację.
Dobry85 coś w twych słowach z prawdy jest, można było być krok do przodu.
wlasciwie wszystko zostalo juz powiedziane wiec nie bede powtarzal, dodam tylko ze ja w playoffy juz specjalnie nie wierze i nawet specjalnie mi na tym nie zalezy. mam nadzieje ze ulatwi to pozbycie sie Corbina gdyz z nim na lawce Jazz nie osiagna nic! zreszta leagepass mam tylko do konca sezonu zasadniczego :P w razie jakiegos fuksa trzeba bedzie dokupic :)
co do rozgrwajacego to ja sie z calderonem niezbt zgadzam. uwazam ze potrzebujemy, mlodego dynamicznego rozgrywajacego chociazby takiego lowry czy bledsoe ktory bedzie rowniez w obronie potrafil cos zdzialac przeciwko westbrookom i innym rose`om. oczywiscie to przy zalozeniu zmiany trenera i taktyki. a zwlaszcza ze mamy mlodych, energicznych zawodnikow , ktorym szybsza gra na pewno bedzie odpowiadala.
tylko patrzac na pana Lindseya i to czego dokonal dotychczas, mam pewne pewne watpliwosci czy podola zadaniu.
p.s.to chyba pierwszy od dawna jazzowy artykul z ktorym moge sie zgodzic. dzieki :)