Bez kontuzjowanego Kirka Hinricha oraz tym razem z zagrzewającym kolegów do boju i rozgrzewającym się przed meczem Derrickiem Rosem, przystąpili do bitwy o L.A. podopieczni Toma Thibodeau. Byki mają w nogach fatalny luty i w ostatnich 10 spotkaniach wygrywali tylko 5 razy. Lakers z kolei w ostatnich spotkaniach odnieśli wartościowe wygrane, po wielkich come backach i przy rosnącej formie duetu Bryant – Howard. Wydawało się, że to walczący o ósme miejsce na Zachodzie Jeziorowcy będą faworytem potyczki z piątą drużyną Wschodu.
Pierwsza kwarta rozpoczęła się pomyślnie dla Lakers od skutecznych zagrań Dwighta Howarda i Steve’a Nasha. Niestety dla gospodarzy drogi do kosza nie mógł znaleźć Kobe Bryant (przestrzelił trzy pierwsze próby). Goście natomiast korzystali z nonszalanckich zagrań miejscowych i przy kolejnych stratach rywala utrzymywali się w grze. Trzeba jednak podkreślić, iż środkowy fragment pierwszej kwarty to nie było widowisko, na które czekaliśmy w niedzielę z NBA (20-16 dla LAL po I kw).
Druga odsłona rozpoczęła się lepiej dla Bulls. Akcję 2+1 zanotował Nazr Mohammed, a po chwili po paru nieudanych próbach punkty zdobył Marco Belinelli. Na pojedyncze trafienia Dwighta Howarda i Metta World Peace’a znów skutecznie odpowiedzieli Robinson z Belinellim. Kiedy Byki zbliżyły się na jeden punkt (25-26) dwa kolejne trafienia przy Jimmym Butlerze zanotował Bryant. Jego akcje pobudziły Staples Center, ale wrzawę szybko zatrzymał trójką Robinson. Trzy kolejne pudła Howarda, MWP i Nasha – przy udanych kontrach Denga i Boozera wyprowadziły gości na pierwsze prowadzenie (36-34). Dzięki trafienom dystansowym Jodie Meeksa i Earla Clarka Lakers schodzili z przewagą 4 oczek po pierwszej części gry (44-40).
Steve Nash był zawodnikiem czyniącym różnicę w tym spotkaniu i iskrą Lakers w trzeciej ćwiartce. Jego 10 punktów z 19 drużyny, podczas runu 19-6 w decydującej o wyniku kwarcie, stworzyło mocne podwaliny pod trzecią z rzędu wygraną Lakers. Zespół Mike’a D’Antoni rozstrzelał się na dobre, a Bulls zostali bez odpowiedzi. Nic dziwnego, skoro Marco Belinelli trafiał co trzeci rzut (5-15), jeszcze gorzej radził sobie Luol Deng (5-16), a presji obrony Ron Rona nie wytrzymywał Carlos Boozer (4-16). Goście z Chicago grali tylko na 37% skuteczności. L.A. wygrali kwartę 29-21.
Finałowe 12 minut udanie rozpoczął Howard, czterema oczkami z rzędu. Superman w kolejnym podczas tygodnia spotkaniu wyglądał na głodnego gry i przede wszystkim zadowolonego ze swojej postawy. Howard (16pkt i 8-14 z gry)serwował nam alley oop’y po podaniach Bryanta i Blake’a, zebrał aż 21 piłek (11 do przerwy) i dyrygował swoimi kolegami w obronie (rozdając 4 czapy; tyle samo miał MWP). Z drugiej strony wcale nie gorzej radził sobie Joakim Noah, który obok Nazra Mohammeda był drugim graczem Bulls powyżej progu 50% skuteczności (7-12). Francuz z 18pkt i 17zb zanotował 30 double double w sezonie, i ma ich o trzy mniej niż Howard (lider zbierających).
Następnie przez 4 minuty gościom udawało się trzymać Kobego i spółkę bez punktu. Na nieszczęście dla Toma Thibodeau jego gracze pudłowali sporo i żaden zawodnik pierwszej piątki nie był w stanie pociągnąć swojej drużyny do jakiegoś większego zrywu. Seryjne pudła z bliższej i dalszej odległości nie mogły dać Bykom wygranej. Z przestoju drużyny wyrwali się w końcowych minutach Howard, MWP i Bryant a po 4 punktach Kobego Lakers na niespełna 2 minuty przed syreną prowadzili 90-76.
Pomeczowe notki:
– Wszyscy gracze pierwszej piątki Lakers zdobyli dwucyfrową liczbę punktów.
– Dwight Howard zanotował 62 występ w karierze na granicy 20 (lub więcej) zbiórek.
– od 24 stycznia Lakers notują bilans 16-6 i z 12. miejsca na Zachodzie weszli na 8.
– World Peace spudłował wszystkie 6 prób na dystansie, z czego 2 z nich to air balle
– Bulls zagrali tylko ósemką graczy, w wśród nich Marquis Teague tylko 3 minuty.
– Kobe Bryant zanotował 19pkt-9as-7zb.
– mimo słabej skuteczności kolejny dublet ustrzelił Carlos Boozer (12pkt i 10zb)
Wynik: 90-81 dla L.A. Lakers
Punkty: Bryant 19, Howard i Nash po 16, MWP 12 oraz Robinson 19, Noah 18 i Boozer 12.