Jesteśmy w połowie sezonu i ciągle wiele osób zadaje sobie pytanie, kto na dzisiejszą chwilę jest lepszym zawodnikiem, LeBron James czy Kobe Bryant? I gdzie w zestawieniu z Michaelem Jordanem znajdują się obaj zawodnicy. Dyskusje odżyły na nowo podczas świętowania 50-tych urodzin Michaela Jordana. Dziennikarze zaczęli dysputę o tym, kto jest najlepszy, kto może się zrównać z Jordanem i jeśli Jordan jest najlepszy, to kto jest zaraz po nim.
Paweł Panasiuk: Cykl największych gwiazd w naszej lidze zawsze jest taki sam.
Stara gwiazda kończy karierę. Odkrywamy nową gwiazdę. Nowa gwiazda jest porównywana do starej.
Fani starej gwiazdy nie aprobują tych porównań.
Nowa gwiazda zaznacza, że przede wszystkim nie chce być porównywana do starej. Nowa gwiazda zalicza po kolei wszystkie ważne osiągnięcia i zdobywa ważniejsze nagrody. Wszystko to kończy się tym, że nazwisko nowej gwiazdy jest wymieniane w tym samym zdaniu, co słowa Hall of Fame. Stara gwiazda oczywiście przypomina wszystkim, że nowa miałaby problemy i nie poradziłaby sobie grając w czasach starej.
Kilka lat mija, powtarzamy to samo.
Mateusz: Zawodnik Miami Heat co prawda ostatnio był w nieziemskiej formie i to on dominuje w każdym meczu, ale Black Mamba już od wielu lat utrzymuje stałą, świetną formę i nadal jest bardzo ważną ikoną dzisiejszego basketu na całym świecie. LeBron jest w naprawdę znakomitej formie, a jego gra często powoduje szok oraz niedowierzanie. James zdobywa punkty po szybkich atakach, ale także dzielnie walcząc pod koszem czy nawet wjeżdżając niczym buldożer na obronę rywali. Po prostu miażdży konkurencję.
Na temat jego gry wypowiadają się również dawni zawodnicy oraz weterani ligii. Jedną z takich osób jest na co dzień stały pracownik amerykańskiej telewizji TNT – Charles Barkley.
Była legenda Phoenix Suns mówi:
LeBron obecnie gra na poziomie Michaela Jordana.
Oczywiście nie wszyscy zgadzają się z tymi słowami, a sam Jordan wypowiada się w ten sposób:
Jeśli miałbym wybierać, zdecydowanie wybrałbym Kobe’ego Bryanta, ponieważ „piątka bije jedynkę”.
Michaelowi oczywiście chodziło o mistrzowskie pierścienie zdobyte przez obu graczy.
I tu zaczyna się dyskusja, czy pierścienie w tym przypadku naprawdę robią taką różnicę? Zdania w tej sprawie są podzielone. Ja osobiście nie mam sprecyzowanej opinii na ten temat, aczkolwiek uważam, że obaj zawodnicy to jedni z najlepszych, zaraz za MJ, graczy w historii NBA. Różnicą między tymi zawodnikami jest to, że jeden mówi, że jest za dobry, natomiast drugi twierdzi, że nie gra jeszcze na maksimum swoich umiejętności i nie jest jeszcze wystarczająco dobrym koszykarzem.
Paweł Panasiuk: Okej, Michael. Może każdy z nas niech wybierze sam. Jako właściciel Bobcats, Michael Jordan wybrał Kwame Browna zamiast Tysona Chandlera i Pau Gasola. Potem wybrał Adama Morrisona zamiast Brandona Roya czy Rudy’ego Gaya. Potem zmienił trenera z Larry’ego Browna na Paula Silasa, następnie oddał najlepszego zawodnika za Joela Przybillę (sorry Joe), a na koniec oddał najlepszego punktującego za Bismacka Biyombo.
Jordan na pewno był jednym z najlepszych zawodników w historii ale jeśli chodzi o decyzje związane z jego drużyną, było wielu lepszych. I nie trzeba być znawcą ligi, żeby o tym wiedzieć. Wystarczy popatrzeć na wymienione przed chwilą nazwiska.
Mateusz: LeBron na wypowiedź legendy Chicago Bulls odpowiedział:
Michael wybrał Kobego, ponieważ uważa, że piątka jest lepsza od jedynki. Pierścienie nie zawsze określają czyjąś karierę. Jeśli by tak było wybrałbym Russella, a nie Jordana. Ale nie. Russell ma 11 pierścieni, Jordan 6. Jeśli by tak było, wybrałbym Roberta Horry’ego, a nie Kobego. Patrick Ewing jest jednym z największych zawodników w historii. Reggie Miller również. Oni nie wygrali żadnego mistrzostwa. Nie gram, żeby inni oceniali mnie w ten sposób.
Myślę, że LeBron przez swoją wypowiedź chce nam m. in. powiedzieć o tym, że ma przed sobą jeszcze wiele lat gry i może jeszcze dużo osiągnąć. Co by było, gdyby Jordanowi w wieku 28 lat ktoś powiedział, że Magic Johnson lub Isiah Thomas jest od niego lepszy? Kiedy Jordan był w wieku LeBrona, miał wówczas tyle samo mistrzostw, ile teraz ma James, czyli jedno. Na pomoc w zdobyciu mistrzostw Jordanowi przybył Scottie Pippen. Zanim przybyła „pomoc” LeBrona (Mo Williams), James doprowadził Cleveland do finałów NBA. MJ tego nie dokonał. Kobe w swojej drużynie miał Shaq’a, co prawda nie do końca się dogadywali, ale Black Mamba miał zapewnione olbrzymie wzmocnienie pod tablicami.
To co wyprawia James zdecydowanie przechodzi do historii i wszyscy możemy się z tym zgodzić. W końcu LeBron w poprzednim miesiącu trafiał 64% swoich rzutów, zdobywał 29,7 punktów, a do tego średnio notował 7,5 zbiórek, 7,8 asyst i 1,8 przechwytów.
Paweł Panasiuk: Dwyane Wade, na pytanie od kogo zacząłby budowanie drużyny odpowiedział:
Nie wiem, naprawdę nie wiem. Jeśli obaj byliby w tym samym wieku, to chyba bym losował. Nie mógłbym się zdecydować.
3 lata temu, legenda Los Angeles Lakers, Mr Clutch, Jerry West, w rozmowie z Reuters powiedział, że LBJ jest lepszym zawodnikiem niż Bryant.
Ma szansę przejść do historii, jako najlepszy zawodnik wszechczasów.
West podziwiał to, jak w sezonie 2006/2007 James poprowadził Cavaliers, z bardzo słabym składem w mniemaniu Westa, do finałów NBA (przegrali 4-0 ze Spurs, przyp. red.)
Ile meczów byliby w stanie wygrać bez LeBrona? No właśnie. Jest taki dobry!
West pozytywnie oceniał Jamesa jeśli chodzi o defensywę.
Jest większy, szybszy i silniejszy niż Michael. Jeśli będzie trafiał z dystansu jeszcze częściej, będzie nie do zatrzymania. Przy wejściach na kosz ma niesamowitą kontrolę nad swoim ciałem, to jest wprost nieprawdopodobne. No i dodatkowo, świetnie odnajduje się jako lider drużyny.
LeBron wygrał swoją pierwszą nagrodę MVP osiągając średnie 28.4 pkt, 7.6 zb oraz 7.2 as, prowadząc przy tym Cavaliers do 66 zwycięstw. Jego największym rywalem wtedy był właśnie Bryant.
Jeśli chodzi o ostatni rzut, West bardziej zaufałby Kobemu.
To pewniak, jeśli chodzi o tego typu rzuty.
Po chwili jednak dodaje:
Pomimo tego, że ciężo mi być obiektywnym, sprowadziłem Kobego do Lakers, uważam, że LeBron przegonił Kobego, jeśli chodzi o prymat w pozycji najlepszego zawodnika w NBA.
Cieszę się, że to co wyprawiał LeBron kilka tygodni temu zbiegło się z urodzinami Jordana. Wszyscy łapali się za głowę twierdząc, że jest to najlepsza koszykówka zagrana na przestrzeni 6 meczów. Niestety, nie mogli się bardziej mylić. JEDNA z najlepszych. SportsCenter spytało czy kiedykolwiek byliśmy świadkami takiej serii. W 6 meczach z rzędu LBJ miał ponad 30 punktów na ponad 69% skuteczności. Odpowiedź jest prosta – tak widzieliśmy. Pozwolę sobie zacytować Mike’a Wilbona z ESPN, który wymienił niesamowitą serię Jordana z sezonu 1988-1989.
Obsesyjnie śledziłem karierę Jordana, większość jego meczów widziałem na żywo, jako dziennikarz Washington Post. W 1989, kiedy Michael był w szczycie swojej formy, miał 10 triple-double w 11 meczach. W ciągu tego okresu osiągał 34 punkty, 11 zbiórek i 11 asyst, rzucając 51% z gry. Jeden z moich kolegów po fachu, z Chicago, który również śledził wyczyny Jordana, z niedowierzaniem odpowiedział: „To niemożliwe. Coś jest nie tak”.
Szczerze mówiąc pomyślałem podobnie, no bo kto w dzisiejszej NBA coś takiego robi? Na pewno nie LeBron, Kobe też nie, nawet Jason Kidd nie potrafi. Sprawdziłem. To prawda, jak wół napisane na basketball reference, od 25 marca do 14 kwietnia.
Wilbon wspomina reakcję Magica Johnsona, który już w tamtym roku powiedział, że LeBron James może okazać się najlepszym zawodnikiem w historii NBA. Magic dowiedział się o serii Jordana dzień po tym jak LeBron zakończył swoją.
Powinienem o tym wiedzieć. Powinienem wiedzieć, że Michael miał taką serię meczów, lepszą serię.
Można się spierać o to, która seria jest lepsza – ponad 30 punktów na mecz na 69% skuteczności czy 10 triple-double w 11 meczach. Moim zdaniem wyczyn Jordana wygrywa tutaj bez dwóch zdań.
Tak przy okazji, w ostatnim meczu przed rozpoczęciem serii, zanotował 34 punkty i 17 asyst.
Tak przy okazji 2, mecz, w którym nie miał triple-double w tej serii? Co powiecie na 40 punktów, 11 asyst i 7 zbiórek? 61% skuteczności. Jeśli jakikolwiek zawodnik rozegrałby teraz 5 meczów w 7 dni i zanotowałby 4 triple-double i byłby o 3 zbiórki od piątego TD, Facebook i Twitter zostałby zaspamowany!
Jeśli już wracamy do historii z lat 80-tych, to możemy się cofnąć do lat 60-tych i zawodnika, który jako jeden z pierwszych zdominował ligę. Kto wie czy nie najbardziej, jeśli chodzi o zdobycze punktowe. Wilt Chamberlain, w sezonie 1961-1962, 12 razy w 13 spotkaniach zdobywał 50 lub więcej punktów. Ba, kilka sezonów później, w 1967-1968 miał 9 triple-double z rzędu.
Wszyscy znamy Wilta z meczu, w którym zdobył 100 punktów. W sezonie 1962 miał taką serię: 78, 61, 55, 54, 52, 43, 50, 57, 55, 59, 51, 53, 60. Tak, to są punkty, które zdobywał w meczach. Tego wieczora, kiedy miał 78 punktów, zebrał 43 piłki. W tym sezonie miał jeszcze mecze gdzie miał 65 pkt i 23 zb, 61 i 28, 58 i 35 oraz… 100 punktów i 25 zbiórek. Przypominam jeszcze raz – te wszystkie statystyki pochodzą z pojedynczych meczów.
Są też ludzie, którzy uważają, że wielkość zawodnika określa się po tym jak reszta drużyny wypada w grze z nim na parkiecie. Sezon 1984-1985, Magic Johnson i Los Angeles Lakers. Po drodze do mistrzostwa, w playoffach zagrali 19 meczów, Magic miał ponad 10 asyst w każdym meczu. Przysłowiową kropkę nad i postawił w następnym sezonie, kiedy w playoffach, w 13 z 14 meczów, również miał średnio ponad 10 asyst w meczu. Ile miał w tym czternastym? Dziewięć.
10 triple-double w 11 meczach, 9 triple-double z rzędu, ponad 10 asyst w 19 meczach… brzmi fenomenalnie, prawda? Jest gość, na którym nie robi to wrażenia. Nazywa się Oscar Robertson. W sezonie 1961-1962 jego średnie na mecz wynosiły 31 punktów, 12.5 zbiórki oraz 11.4 asysty. Przypominam, że w sezonie NBA gra się 82 spotkania. Big O, jak nazywano Oscara, może sobie teraz pomyśleć: „Chwalą Jordana czy Chamberlaina, którym udało się osiągnąć triple-double 10-11 razy z rzędu, podczas gdy ja wykręcałem to w każdym meczu przez cały sezon?!”
Kobe powoli kończy swoją karierę. Jeśli mamy porównać go do Jordana pod względem statystycznym, Jordan wygrywa bezapelacyjnie. Niecałe 5 punktów więcej na mecz, w zbiórkach 6.2 do 5.3 dla Jordana. Asysty 5.3 do 4.7 dla Jordana. Skuteczność 49.7% do 45.4% dla Jordana. Kobe wygrywa nieznacznie, jeśli chodzi o skuteczność za 3, 33.6% do 32.7% Jordana.
Uważam, że jeśli LeBron będzie zdrowy do końca swojej kariery, dalej będzie w stanie dominować w NBA i wygra kilka mistrzostw, co pozwoli mu na zrównanie się z Jordanem lub Bryantem. Na pewno ma ku temu lepsze warunki fizyczne, jest kilka centymetrów wyższy, kilkanaście kilogramów cięższy. Nie wiem jednak czy ma w sobie tyle woli walki i bezwzględności w stosunku do przeciwników, jak miał Jordan. Widać to nawet w tym sezonie. Heat wygrali mistrzostwo w poprzednim sezonie, aktualnie mają serię 18 wygranych meczów z rzędu, ale wciąż wydaję mi się, że mogą grać lepiej. Wciąż wydaję mi się, że LeBron nie gra na 100% swoich możliwości w każdym meczu. Po tym jak Chicago Bulls wygrali 72 mecz w sezonie i zdobyli mistrzostwo, Jordan nie osiadł na laurach. Następny sezon to 69 wygranych i kolejne mistrzostwo.
Odwieczny pojedynek między najlepszymi zawodnikami w historii NBA wciąż trwa. Moim zdaniem można ich ustawiać na podium na trzy różne sposoby.
Mistrzostwa, statystyki oraz indywidualne osiągnięcia (MVP, DPOTY, itd.)
Jeśli wzięlibyśmy pod uwagę mistrzostwa to bezapelacyjnie wygraliby zawodnicy Boston Celtics z lat 1957-1969:
Bill Russell w 13 sezonach zdobył 11 pierścieni. Sam Jones w 12 sezonach zdobył i 10. Dopiero na 7 miejscu jest ktoś spoza tej dynastii, to Robert Horry, ma 7 pierścieni. Czy są najlepszymi graczami w historii?
Pod względem statystyk bezkonkurencyjny byłby tutaj Wilt Chamberlain. Miał sezon, w którym rzucał średnio 50 punktów na mecz, w następnym rzucał ich 45 na mecz! Jest też jedynym graczem, który w ciągu sezonu rzucił 4000 punktów.
Jeśli chodzi o indywidualne osiągnięcia to na samym szczycie listy znalazłby się Kareem Abdul-Jabbar, wybrany 19-krotnie do Meczu gwiazd. 6 razy zdobył MVP sezonu. Zaraz za nim jest Michael Jordan, który ma 5 MVP oraz 14 razy powołany był do Meczu Gwiazd. Jordan dodatkowo zdobył 6 MVP finałów.
A jakie Wy macie zdanie na ten temat?
aa takie za przeproszeniem pie*dolenie. Za pare lat bedzie w NBA ktoś lepszy od LeBrona, a pare lat pozniej ktoś bedzię jeszcze lepszy itd.
Dywagacje, jakkolwiek medialne i chwytliwe, nieco pozbawione jakiegokolwiek sensu.
Inne charakterystyki, inne przebiegi karier (które jak wiemy nie zależą tylko i wyłącznie od samych graczy), inny kontekst i tło epoki.
Ale – jest jeden fakt świadczący niezaprzeczalnie o wielkości KB24 (pomijając czy jest on większy czy mniejszy od LBJ). Od nastu lat jest probierzem, miernikiem, punktem odniesienia. „X jest świetny, ale czy lepszy niż Kobe?”- to jest kluczowe pytanie w NBA od dłuższego czasu. Porównywano z nim najpierw graczy tej samej generacji – Cartera, Iversona. Potem porównywano młodszych – Jamesa i Wade’a. A następnie stał się punktem odniesienia dla Duranta. nuff said!
Uwielbiam tego typu dyskusje. Ludzie trzymają się kurczowo swoich idoli z dzieciństwa i nigdy nie przyznają, że LeBron lub Kobe mogą być lepsi od legendarnego już Michaela Jordana. Czas idzie do przodu :) świetni zawodnicy co roku dostają się do ligi, wystarczy popatrzeć na Griffina albo Irvinga, którzy stali się gwiazdami od razu po przyjściu do ligi. LeBron ciężko pracuje na miano najlepszego gracza ligi i gdy LBJ zakończy karierę to ja będę uważał go za najlepszego wszechczasów, bo byłem świadkiem jego dokonań. Oglądałem jego mecz przeciwko Pistons, gdy zdobył bodajże 29 z 31 ostatnich punktów drużyny (nie katujcie mnie jeśli to złe liczby), pamiętam gdy z wypiekami na twarzy oglądałem All-Star Game 2006 i pojedynek LeBron – Tracy McGrady. Dla mnie James jest tym czym dla większości z was był Michael Jordan. Gdy wy jaraliście się „Hej hej tu NBA” w TVP i wyczynami MJa, ja jarałem się LeBronem w Canal+. I nadal się jaram, gość jest dla mnie niesamowity. Tak samo Kobe. Nikt do NBA nie trafia z przypadku, dlatego szanuję wszystkich graczy. Jednak ci, którzy grając przeciwko absolutnej elicie światowej mogą tak dominować jak LBJ – to dla mnie coś nie z tego świata.
zdecydowanie kobe – LBJ zostawił cavs, nie potrafił wznieść się z jedną drużyną na wyżyny
dziś:
1. MJ
2. Kobe
3. LBJ
LBJ ma jeszcze trochę czasu by przeskoczyć obydwu chociaż wątpię by mu się udało latka lecą i ta maszyna będzie coraz słabsza
Ciekawe co by było jakby Lebron został w Cavs, wiem czego by nie było, pierścieni. Nie da się samemu wygrać mistrzostwa, potrzebna jest drużyna, kompletna drużyna. Niewątpliwie taką drużyną jest Miami Heat w tym sezonie. W Cavs jego statystyki byłyby jeszcze bardziej kosmiczne oprócz skuteczności rzecz jasna. Mj był najlepszy w swojej erze, Kobe w swojej, Lbj teraz. Nie ma co się martwić o dynamikę, bo on cały czas pracuje i rozwija się, ma jeszcze dużo czasu na dopracowanie gry tyłem do kosza. Pod koniec kariery będzie grał na 4ce. Jestem ciekaw co za 10 lat ludzie będa mówić o Lbj
Bardzo dobry artykuł. Naprawdę miło się go czytało.
Bardzo dobre spostrzeżenia.
gratki Mateusz, gratki
Przyznam ze chyba najlepszy artykuł jaki od dawna czytałem a ponieważ jest w nim dużo statystyk to chyba jestem lekko zamerykanizowany :-/.
Pierwszy taz tez oceniłem gwiazdkami – na 5
Co do mnie najlepszy zawodnik w historii to kompilacja statystyk, tytułów i tego co wnosił do gry swojej drużyny.
Michael tu wygrywa ponieważ prawi każdy uważa że grał w czasach gdy miał naprzeciwko siebie największą liczbę gwiazd, poziom ligi był najwyższy a dodatkowo to on sprawił że liga stała się tak popularna.
Wilt czy Oscar byli oczywiście graczami wybitnymi jednak wtedy poziom ligi nie był tak wielki jak za czasów Jordana i o to właśnie chodzi.
Co do Kobyego to oczywiście jordana nie prześcignie nigdy co nie znaczy że jest opoką NBA.
Lebron jest tak dobry i ma tak dobre warunki (zarówno fizyczne jak i zespołowe) że jest absolutnie w stanie pobić i statystyki jordana i ilość zdobytych pierścieni. czy wtedy będzie lepszym zawodnikiem niż Jordan? Zapewne tak jednak i tak zderzy sie ze ścianą jego popularności.
Bo Jordan to coś więcej niż statystyki.
Takie artykuły tylko potwierdzają, że wszyscy Ci co porównują tych 3 graczy nie mają zbytniego pojęcia ani o karierze samego Jordana ani tym bardziej o innych zawodnikach historycznych. Mike jest uważany za najlepszego zawodnika w historii, ale na jakiej podstawie porównuje się do niego koszykarzy, którzy są powiedzmy wśród kandydatów do bycia w pierwszej 10-tce? Bo zanim się ich zacznie porównywać z tym najlepszym to powinni najpierw udowodnić, że byli lepsi od wielu innych nazwisk. Druga sprawa, że właśnie to, że ludzie takich rzeczy nie wiedzą o czymś takim jak serie tpd Jordana potwierdza, że nie powinni się zabierać za takie porównania, bo ich pojęcia o przebiegu karier innych legend często są śmiesznie niskie… I o masie innych wyczynach innych historycznych koszykarzy na ogół także nie mają bladego pojęcia. Skończcie wreszcie te kretyńskie porównywania.
wrzuć trochę na luz kolego. Zacytuję siebie „nie podoba się – nie czytać”. Nikt za to nie płaci – to jest FUN przez DUŻE „F” a chłopaki poświęcili wpisowi trochę czasu. BTW. część redakcji ogląda NBA od pierwszych tytułów Jordana:-)
Woy Myśle że powinieneś zaprosić tego pana do waszego zacnego grona.
Widać ze się dobrze zna i może pomóc wam „niedoukom” w prowadzeniu tego bloga. hahaha
No i może przy okazji wam powie kto zabił Cennedyego i Leppera skoro jest taki dobry :-p
Mialem nie odpisywac na zadne hejty, ale w tym wypadku zrobie wyjatek. O roznych seriach wielu graczy moge nie miec pojecia bo nie jestem w stanie zobaczyc kazdego meczu w historii NBA.
Pojecie o zawodnikach, zarowno z historii NBA, jak i tych nowych mam dosc duze, interesuje sie tym juz „nascie” lat. Pomijam juz TB meczow, ktore obejrzalem i mam. Nie wspominajac o niewyobrazalnie duzej ilosci dokumentow i archiwalnych nagran, o ktorych wiekszosc z Was nie ma pojecia. Ten artykul to tylko zalazek takiego porownania, i tak jak napisalem na koncu, nie da sie wszystkich zadowolic, bo kazdy ma inne kryteria porownan. To jest nasza propozycja. Mozesz sie z nia nie zgadzac.
Pozdrawiam.
Świetny artykuł, gratulacje dla autora!!!
Dla malkontentów, którzy mają jakieś ale do tego typu rozważań – nie czytajcie.
A jeżeli Loko uważasz, że dla Ciebie Lebron jest najlepszy bo właśnie śledzisz jego karierę i się nim fascynujesz, przypominam: w latach 20 i 30 XX wieku był taki „polityk”, który zafascynował pół Europy, w tym Niemcy. Gdy skończyła się Druga Wojna Światowa jego wyznawcy też nie mogli uwierzyć, że źle robili, że się nim fascynowali, dali się ponieść jego retoryce. I też uważali, że był wtedy najlepszy i oferował im coś wyjątkowego.
Pope, komentarz nie na miejscu. takie porównanie nie wnosi nic a pokazuje małostkowość twojego myślenia. znalazłaby się setka porównań lepszych od twojego, bo porównywać fascynacje do koszykarza uwielbieniem dla najgorszego z dyktatorów zakrawa na absurd.
jeśli już chciałbyś porównywać to lepiej się odnieść do piłkarzy. dla większości najlepszy będzie zawsze Pele choć mało kto go na oczy widział z piłką u nogi, dla dzisiejszych obserwatorów Messi będzie najlepszy i też nie dają się przekonać. i to jest chyba dobra analogia. Pele jak Wilt wielcy byli ale lata świetlne temu, Maradona jak Jordan wyprzedzili epokę, a teraz Messi jak Lebron, bez dwóch zdań najlepsi w swoim czasie ale czy w historii? o tym będzie można podyskutować za 20 lat kiedy obrosną legendą.
Nie na miejscu wg mnie jest uwaga o Pele (nie tylko dlatego ,że to strona o baskecie). Powiem Ci tak, osobiście objerzałem wiele meczów NBA z dawnych czasów, poznając historię ligi, na kasetach, płytach a nawet na Youtube. Nie można mówić, że nie da się kogoś porównać i ocenić z dawnych czasów. Popatrz na Ervinga – czy on nie wyprzedził epoki? Przed Jordanem fruwał też Dominique Wilkins. Podejrzewam ,że wielu fanów piłkarskich oglądało Pele w akcji właśnie z kaset czy płyt i spokojnie mogą porównać pewne elementy w grze danego gracza z nowymi gwiazdami.
Przykład z NBA i dawnych lat, nawet na tle słabszych rywali można poznać jak znakomicie wyszkoleni byli centrzy w latach 80’tych. Dziś każdy center to drewniak bez zwodów czy umiejętnego rzucania. Wraz z końcem atletyzmu kończy się duże granie niejednego podkoszowego w NBA. A teraz odkurz sobie nazwiska średniaków jak Kevin Duckworth , Bill Cartwright oraz James Edwards. Z dzisiejszych środkowych mogliby zrobić przysłowiowe wiatraki.
Całkiem interesujący artykuł wam wyszedł. Woy9 jak zwykle cenne uwagi. Ja mam taką refleksję po ostatnim choćby meczu Lakersów- Howard ruszał się w nim słabiej aniżeli zdetereminowany finałami Luc Longley, a tak na poważnie- statystyk używałbym tylko w formie zabawy, bo one nie odzwierciedlają całego tła i specyfiki ligi- weźmy choćby średnie punktowe Chamberlaina i spójrzmy na to chociażby jakich miał zawodników przeciwko sobie- w zdecydowanej większości w lidzie nie było tylu wysokich graczy jak w czasach obecnych, czy w latach 80-90, specyfika gry była inna, stąd i Wilt stał pod koszem i wrzucał punkty za punktami.
Wg. mnie Bryant ma pewną wyższość doświadczenia nad Jamesem i w moim odczuciu bardzo ważną- mianowicie załapał się na grę ze starą generacją gwiazd NBA- ta wyższość niekoniecznie przejawiać musi się w statystykach,ale sam fakt, że rzucasz przeciwko Barkleyowi, Willisowi, Drexlerowi i innym robi wrażenie…
Pod względem determinacji sprawa dla mnie wygląda klarownie:Jordan, Bryant, James- jeśli chodzi tylko oczywiście o tych zawodników.
„Wg. mnie Bryant ma pewną wyższość doświadczenia nad Jamesem i w moim odczuciu bardzo ważną- mianowicie załapał się na grę ze starą generacją gwiazd NBA- ta wyższość niekoniecznie przejawiać musi się w statystykach,ale sam fakt, że rzucasz przeciwko Barkleyowi, Willisowi, Drexlerowi i innym robi wrażenie…”
Swietny komentarz!
1. Jordan
2. Bryant
3. James