O ile Detroit Pistons nie liczą się już w walce o czołowe lokaty, które premiowały by ich grą w play off w swojej konferencji, to zespół z Salt Lake City nadal musi zaciskać zęby i wygrywać każdy możliwy mecz, aby w rozgrywkach posezonowych brać udział. Konkurencja jest spora i właśnie ze względu na pasjonującą sytuację w tabeli Western Conference spotkanie w Energy Solution Arena miało swój smaczek i spore znaczenie dla podopiecznych Tyrone Corbina.
Faworytem spotkania byli oczywiście koszykarze z Zachodu NBA, bo i stawka dla nich większa i notowania w tym sezonie także mają wyższe od rywali ze stanu Michigan. Pomimo osłabień w postaci braku Paula Milsapa oraz Jamala Tinsleya przegrana z Tłokami raczej nie wchodziła w grę, bo miałaby bardzo negatywne konsekwencję dla zespołu, który powoli osuwa się w dół tabeli Zachodu.
W Pistons trener Lawrance Frank nie mógł skorzystać z usług debiutanta Andre Drummonda.
Jakby tego było mało to w pierwszej kwarcie kontuzji doznał Brandon Knight i na parkiet już nie powrócił. Swoją drogą ostatnich dwóch spotkań młody gracz do udanych raczej nie zaliczy. Wczoraj zdemolował go DeAndre Jordan, a dziś udział w zawodach zakończył po kilku minutach gry. Jak pech to pech…
Pierwsze dwanaście minut to dobre i wyrównane spotkanie, w którym na uwagę zasługuje skuteczna gra podkoszowych Pistons w postaci Jonasa Jerebko oraz Greg’a Monroe’a. Obaj w początkowej fazie meczu zdominowali atakowany kosz i dzięki temu gracze z Mo-Town utrzymywali się w grze.
W drugiej kwarcie na parkiecie istnieli już głównie gospodarze, a bardzo ważnym momentem dla przebiegu tego meczu był run Jazzmanów 16-2 z samego początku drugich dwunastu minut. Bardzo fajnie wyglądała gra Gordona Hayworda oraz Mo Williamsa, którzy napędzali ataki swej ekipy. Dobre wsparcie pod koszem dawał również Enes Kanter i to dzięki dobrej dyspozycji tej trójki przewaga podopiecznych Corbina rosła z minuty na minutę. Jedynym jasnym punktem w zespole Pistons w tym czasie był Will Bynum, który jednak w pojedynkę nie wiele mógł zdziałać.
Po przerwie przebudził się Al Jefferson, który dostarczał sporo punktów dla swojej drużyny spod kosza. Ogólnie Jazz przenieśli ciężar rozgrywania akcji w pobliże pola trzech sekund. Dzięki temu łatwo punktowali i kontrolowali wydarzenia na boisku. Dopiero na 2 minuty przed zakończeniem trzeciej odsłony z pozytywnej strony ponownie pokazali się goście. Zaliczyli oni run 9-0 i zmniejszyli dystans do rywali na sześć punktów (70-76).
Zryw, który zaprezentowały Tłoki okazał się jednak mało groźny dla ekipy z Salt Lake City. Gracze gospodarzy pewnie utrzymywali przewagę oscylującą w granicach 6-10 pkt, a dzięki skutecznemu w końcowej fazie meczu Jeffersonowi wygrali całe spotkanie różnicą 13 punktów – 103-90.
Największy udział w 33 wygranej w sezonie Jazz miał Maurice „Mo” Williams, który zdobył 20 pkt oraz zaliczył 6 asyst. Al Jefferson, który brylował w drugiej połowie dzięki 16 punktom oraz 10 zebranym piłkom zaliczył dodatkowo double double. Drugi środkowy – Enes Kanter dał dobrą zmianę i grając z ławki rzucił ekipie Pistons 14 pkt i zebrał osiem piłek.
W zespole gości trzech graczy uzyskało po 15 pkt. Byli to Rodney Stuckey, Greg Monroe oraz Jonas Jerebko. Ten drugi dodatkowo dołożył 13 zbiórek i jako jedyny ze swojego zespołu mógł się pochwalić podwójnymi zdobyczami w dwóch kategoriach statystyk. Warto też wspomnieć występ Khrisa Middletona, który na pięć prób rzutów za trzy pkt trafił aż cztery razy i całe spotkanie zakończył z 12 oczkami.
Pistons kolejne spotkanie rozegrają teraz w środę w Oracle Arena przeciw Warriors. Jazzmani natomiast zmierzą się tego samego dnia z wicemistrzami NBA w Oklahomie.
DETROIT PISTONS (23-43) – UTAH JAZZ (33-31) 90-105
(19-20, 18-31, 33-25, 20-27)
G. Monroe, J. Jerebko, R, Stuckey po 15 pkt – Mo. Williams 20 pkt, A. Jefferson 16 pkt, E. Kanter oraz Ma. Williams po 14 pkt
You must be logged in to post a comment.