Houston Rockets wysoko pokonali Phoenix Suns 111-81 i tym samym zrewanżowali się graczom z Arizony za niedzielną porażkę. Dzisiejsze spotkanie było pierwszym z serii siedmiu kolejnych gier, które Rakiety rozegrają na własnym parkiecie, co jest sporym handicapem w perspektywie walki o play-off podopiecznych Kevina McHale’a.
W niedziele w Phoenix doszło do małej niespodzianki, kiedy to Suns pokonali Rockets 107-105. W dniu dzisiejszym jednak goszczący w Teksasie zawodnicy Lindseya Huntera nie mieli zbyt wiele do powiedzenia.
Słońca tylko w początkowej fazie gry były równorzędnym rywalem dla gospodarzy. W pierwszej kwarcie lekką przewagę mieli gracze Kevina McHale’a, ale nie potrafili tego udokumentować wyższym prowadzeniem.Pozytywnie zaskakiwał od pierwszego gwizdka Donatas Motiejunas, który już po 12 minutach był najlepszym strzelcem z dorobkiem 7 pkt. Pod koszami w ekipie Suns dobrze radzili sobie bracia Morris, a także Jermaine O’Neal, który powrócił do składu Phoenix po krótkiej przerwie spowodowanej chorobą córki. To oni sprawiali, że ich drużyna pozostawała w grze.
W drugiej kwarcie energii na walkę zespołowi z Arizony starczyło tylko na sześć minut. Wtedy to też objęli najwyższe prowadzenie w meczu 43-38 po trójce Jareda Dudleya. Następnie jednak do pracy wzięli się Teksańczycy i zakończyli drugą odsłonę runem 22-2 i zyskali wysokie prowadzenie, które umożliwiło im kontrolę meczu w dalszej jego fazie.
Po przerwie znowu przewaga leżała po stronie Rockets. Trzecią kwartę zaczęli od serii 10-3 pokazując jednocześnie rywalom, kto jest lepszy tego dnia na parkiecie Toyota Center. Swoją dobrą grę kontynuował Motiejunas. Litwin zupełnie nakrył czapką Louisa Scole, który niedawno grał na jego pozycji w trykocie ekipy z Houston.
W obliczu wysokiego prowadzenia McHale’ pozwolił zameldować się na parkiecie na dłużej graczom z ławki, a ci spisywali się bardzo dobrze na tle zagubionych zawodników z Phoenix. Thomas Robinson oraz Greg Smith absolutnie zdominowali strefę podkoszową. Pokazuje to jednak jak wielkie znaczenia dla podopiecznych Huntera ma Marcin Gortat, który oczywiście z gipsem na nodze oglądał poczynania kolegów z trybun.
Najważniejszym wydarzeniem czwartej kwarty był debiut (a raczej powrót) w zespole Rockets Aarona Brooksa. Gracz z numerem zero spędził na boisku zdobył trzy punkty i zaliczył w krótkim czasie 3 straty. Nie miało to już jednak żadnego znaczenia dla przebiegu gry i Houston pewnie pokonuje ekipę z Phoenix 111-81.
Rakiety zdemolowały rywali w walce pod koszami mając w sumie 46 zbiórek przy 29 rywali. Wykazali się także lepszą skutecznością z gry oraz w rzutach za trzy punkty. Gracze Słońc również nie potrafili zatrzymać akcji ofensywnych przeciwników ze strefy podkoszowej o czym świadczy dysproporcja pomiędzy obiema drużynami w punktach zdobytych z „pomalowanego” pola. (50-32 na korzyść Rox)
Aż sześciu zawodników z Houston rzuciło 10 lub więcej punktów, w tym każdy z graczy wyjściowego składu łapie się w tej statystyce. Najlepszym strzelcem był wspomniany Motiejunas, który z 19 punktami ustanowił swój rekord kariery na parkietach NBA. Innym graczem Rockets, który ustanowił nowy rekord kariery jest Greg Smith, a to dzięki 12 zebranym piłkom. Tym samym był najlepszy tego dnia w tym aspekcie w zespole gospodarzy. Udowodnił jednocześnie, że ma potencjał, żeby być solidnym wsparciem dla Omer Asika w walce pod koszami.
Dla Suns najlepiej punktował Wesley Johnson – autor 15 oczek. Po 10 pkt do dorobku Słońc dodali Kendall Marshall oraz Marcus Beasley. Ten pierwszy jednocześnie z 6 asystami czyli tyle samo co jego vis-a-vis z ekipy przeciwnej Jeremy Lin i tym samym był najlepiej podającym w drużynie gości.
Teraz Rockets zagrają jeszcze sześć razy z rzędu we własnej hali. jest to o tyle ważna informacja dla ich kibiców, że z ostatnich ośmiu gier w Toyota Center wygrali siedmiokrotnie. Następnym oponentem będzie Minnesota TimberWolves. Słońca natomiast w najbliższym czasie zmierzą się z Atlanta Hawks, a spotkanie rozegrane zostanie w piątek w hali Philips Arena.
PHOENIX SUNS (22-43) – HOUSTON ROCKETS (35-30) 81-111
(25-30, 20-28, 17-29, 19-21)
W. Johnson 15 pkt, M. Beasley oraz K. Marshall po 10 pkt – D. Motiejunas 19 pkt, J. Harden 18 pkt, O. Asik 14 pkt
You must be logged in to post a comment.