Walczący o czołową ósemkę Zachodu zespół Utah Jazz pokonał we własnej hali ekipę Memphis Grizzlies 90-84. Kluczową dla przebiegu meczu była druga połowa, w której dominacja graczy z Salt Lake City była najbardziej widoczna w dość zaciętym i wyrównanym spotkaniu. Dzięki zwycięstwu gospodarze ciągle naciskają na Los Angeles Lakers i udowadniają, że łatwo nie odpuszczą udziału w rozgrywkach posezonowych.
Jak wspomniałem we wstępie podopieczni Tyrone Corbina muszą się martwić o grę w Play off, a zatem każda kolejna porażka może ich wiele kosztować w perspektywie aktualnych celów na finałową fazę sezonu zasadniczego. Zespół Memphis Grizzlies już raczej w play offs zobaczymy (chyba tylko totalna katastrofa musiałaby ich wyeliminować z tych rozgrywek) i skupiają się obecnie na rywalizacji o jak najlepszą pozycję startową z ekipami Denver Nuggets oraz Los Angeles Clippers. Optymalnie wydaje się, że mogą zająć trzecią lokatę, ale konkurencja nie śpi i wygrane z niżej notowanymi przeciwnikami są obligatoryjne z ich punktu widzenia.
Początek meczu w pełni odzwierciedlał miejsca w tabeli obu drużyn, ponieważ to goście zaczęli od prowadzenia 9-1, a z bardzo dobrej strony w premierowych minutach spotkania pokazywał się Zach Randolph.
Później spotkanie już się wyrównało, a w zespole Jazzmanów przypomniał sobie Al Jefferson, który rzucając w pierwszej kwarcie 8 pkt był głównym sprawcą powrotu do gry jego zespołu.
Drugie dwanaście minut to gra punkt za punkt, a rezultat oscylował w granicach remisu. Końcówka pierwszej połowy to czas Jerryda Bayless’a, który wchodząc z ławki Grizzlies w odstępie kilku minut zanotował 8 pkt ( w tym dwie celne trójki) i jego świetny finisz pozwolił zejść do szatni graczom Lionella Hollinsa z 5 pkt prowadzeniem (50-45).
Trzecia partia to bardzo zespołowa gra z obu stron. Obie ekipy starały się spokojnie kontrolować grę. Nawet fakt zgubienia buta przez Marca Gasola nie zakłócił skutecznego powrotu do obrony graczy z Tennessee i z jedną bosą nogą zastopował rywala pod bronionym koszem. Przy stanie 57-55 dla gospodarzy zaczęli oni bardziej naciskać i dzięki serii 12-2 udało im się uzyskać ponad 10 – punktowe prowadzenie.
W czwartej kwarcie przy wyniku 79-76 ponownie inicjatywa znalazła się po stronie koszykarzy ze stanu Utah i kolejne punkty Paula Milsapa oraz Gordana Hayworda dały ponownie prowadzenie przewyższające 10 pkt. O ile po trzeciej odsłonie gracze z miasta Elvisa Presleya szybko się otrząsnęli to na ponowne dogonienie już chyba zabrakło czasu. Jerryd Bayless w finałowych trzech minutach dokonywał niemal cudów zdobywając w tym okresie 8 pkt. Po jego trójce na 76 sekund przed końcową syreną było nawet już tylko 87-84 dla Jazz, ale chwile później zaliczył stratę, która w ostatecznym rozrachunku oznaczał porażkę ekipy „Niedźwiadków”. Przy posiadaniu piłki dla graczy Corbina trójką odpowiedział Hayword i ustanowił wynik meczu na 90-84.
Dla Memphis, którzy w EnergySolution Arena doznali trzeciej kolejnej porażki na obcym parkiecie najwięcej punktował Jerryd Bayless. Jego łupem padły 24 punkty, które zdobył w czasie 24 minut gry. Trafiał z bardzo dobrą skutecznością z gry (9 na 14 w tym 4 na 7 w rzutach z za łuku). Zach Randolph, który imponował na początki spotkania zakończył zawody z 19 punktami i 9 zebranymi piłkami.
Kluczową postacią w ekipie gospodarzy był Gordon Hayword, który po dłuższej nieobecności powrócił do wyjściowego składu. Najwidoczniej taka zmiana bardzo mu posłużyła, bo dawał swej drużynie bardzo ważne punkty w decydujących momentach. W sumie rzucił 17 punktów i zebrał 8 piłek co do spółki z Paulem Millsapem daje mu miano najlepiej zbierającego w tym meczu w obozie Jazzmanów. Drugim punktującym w Utah był Al Jefferson, który podobnie jak Randolph większość ze swoich 14 pkt zdobył w pierwszej połowie rywalizacji.
MEMPHIS GRIZZLIES (44-21) – UTAH JAZZ (34-32) 84-90
(21-22, 29-23, 9-24, 25-21)
J. Bayless 24 pkt, Z. Randolph 19 pkt, M. Conley 11 pkt – A. Jefferson 14 pkt, G. Hayword 17 pkt, P. Millsap oraz Mo Williams po 13 pkt
HaywArd a nie Hayword;)
No w końcu się obudzili Jazzmani, mam nadzieję, że nie jest to pokłosiem zmęczenia Memphis swoją serią, tylko zwiastun lepszych czasów dla Nutek.