W połowie lat 90-tych mecze tych drużyn elektryzowały fanów NBA. Dziś starcie Orlando Magic i Indiana Pacers nie wzbudza już takich emocji, a wydarzenia na parkiecie Bankers Life Fieldhouse doskonale tłumaczą dlaczego tak jest. Gospodarze bez większych problemów pokonali rywali z północy Florydy 95-73, a samo spotkanie nie stało na zbyt wysokim poziomie. Dla Magic była to czwarta porażka z rzędu.
Gracze z Indiany zagrali bez Danny Grangera, który nie do końca jest jeszcze w pełnej dyspozycji oraz bez kontuzjowanego Davida Westa. Silnego skrzydłowego w pierwszej piątce zastąpił Tyler Hansbrough. W ekipie Orlando cały czas nieobecny jest Glenn Davis, a na dodatek trener Jacque Vaughn nie może jeszcze korzystać z usług Mirsada „Hedo” Turkoglu, który jest zawieszony przez NBA za stosowanie dopingu.
Pierwsza kwarta stała na bardzo słabym poziomie. Gracze z Indiany przestrzelili sześć pierwszych rzutów za trzy punkty. Obie ekipy z resztą nie grzeszyły skutecznością o czym świadczy rezultat 19-12.
W drugiej kwarcie punkty dla Pacers zdobywali głównie Gerald Green oraz rezerwowy środkowy Ian Mahinmi. W końcówce pierwszej połowy pod koszem bardziej aktywny był także Hansbrough, który po 24 minutach miał na swoim koncie 9 pkt i to dawało mu póki co miano najlepszego strzelca w zespole gospodarzy. Ciężko napisać cokolwiek dobrego o grze Magic, bowiem w drugiej odsłonie rzucili 17 pkt. Oznaczało to, że po dwóch kwartach zdobyli jedynie 29 oczek co jest ich drugim najgorszym wynikiem w historii.
W trzeciej części gry w ekipie z Florydy kilka razy z dobrej strony pokazał się Nikola Vucevic, ale tak szybko jak pozytywnie zaskoczył tak samo szybko powrócił do słabego stylu gry jaki prezentowała cała drużyna gości. Pewnymi punktami w Pacers byli Paul George oraz Roy Hibbert, a Indiana po 36 minutach gry prowadziła już 69-55.
Ostatnia kwarta to pełna kontrola gry przez podopiecznych Franka Vogela. Magicy robili wszystko, aby zatrzeć choć trochę fatalne wrażenie, które i tak po sobie pozostawili. W zespole gospodarzy swoje punkty ciułał Hansborough oraz dobrą skutecznością popisywał się Green. Znany z niesamowitego wyskoku gracz trafił w tej części dwie trójki.
Gra Magic była tak irytująca, że nie wytrzymał nawet ich trener. Jacque Vaughn, który nigdy wcześniej w swojej karierze szkoleniowej nie zarobił przewinienia technicznego został nim ukarany (podwójnie!) w trzeciej odsłonie i musiał opuścić ławkę. Po tym zdarzeniu już tylko Byron Scott (swoją droga były gracz Indiana Pacers pamiętający pojedynki z Magic w Play off w latach 90-tych) nie zarobił jeszcze upomnienia od sędziów w takowej postaci.
Orlando zagrali na fatalnej skuteczności. Przez większość meczu nie przekraczała ona 25%. Jedynie luźniejsza gra w czwartej kwarcie i możliwość zdobywania łatwiejszych punktów pozwoliła im poprawić ten wynik do 30%. W całym meczy trafili tylko trzy trójki na 15 prób. ( z czego dwie Jameer Nelson)
Najlepszymi strzelcami zespołu z Florydy byli Maurice Harkless oraz Aaron Affalo. Obaj zdobyli po 10 pkt, a były gracz Nuggets z 3 asystami był liderem wśród podających. Żaden z innych graczy Magików nie miał dwucyfrowej zdobyczy punktowej… i to pozostawmy bez komentarza. Nikola Vucević rzucił 9 pkt i zebrał 11 piłek będąc najlepszym w swoim zespole w tej drugiej kategorii.
Dla Pacers Paul George zdobył 19 pkt i był najskuteczniejszy w ekipie Frank Vogla. jeden z lepszych meczów w swej karierze zagrał Tyler Hansbrough, który skompletował double double dzięki 14 pkt oraz 14 zebranym piłkom. Jeśli chodzi o walkę na tablicach to zespół z Indianapolis całkowicie zdominował ten element gry (63-42). Świetny mecz rozegrał Gerald Green, który uzbierał 15 pkt (3 na 6 za trzy pkt) oraz zebrał osiem piłek. Najlepiej podającym natomiast był Orlando Johnson z liczbą pięciu asyst.
ORLANDO MAGIC (18-50) – INDIANA PACERS (42-26) 73-96
(12-19, 17-23, 26-27, 18-26)
M. Harkless oraz A. Affalo po 10 pkt, B. Udrih i N. Vucević po 9 pkt – P. George 19 pkt, G. Green 15 pkt, G. Hill oraz t. Hansborough po 14 pkt
You must be logged in to post a comment.