Triple double Paula Pierce’a i bardzo dobry mecz w ofensywie Jeffa Greena (27 punktów) pomogły Celtom w odniesieniu kolejnego zwycięstwa nad Hawks (3-1). Jest to o tyle ważne, że w przypadku, gdy oba zespoły będą miały na koniec sezonu zasadniczego ten sam bilans zwycięstw i porażek, to zespół Celtics będzie rozstawiony wyżej.
Oba zespoły przystąpiły do meczu mocno osłabione. Celtics przystąpili do meczu bez Kevina Garnetta i z dopiero dochodzącym do zdrowia Courtneyem Lee (zagrał dzisiaj 6 minut). Za to Hawks nie mieli do dyspozycji swojego lidera Ala Horforda (choroba, prawdopodobnie nie zagra również dzisiaj), Devina Harrisa (problemy ze stopą, również wątpliwy występ dzisiaj przeciw Magic) oraz cierpiącego na problemy z achillesem Zazy Pachulia (nie mamy informacji, kiedy może wrócić do gry).
Aby podwyższyć nieco skład Doc Rivers nominował do pierwszej piątki Chrisa Wilcoxa. Na pozycji nr 3 zagrał Jeff Green, a Paul Pierce został przesunięty na pozycję nr 2 (de facto przez większość spotkania był rozgrywającym). Początek meczu był bardzo wyrównany. Dwa efektowne bloki zaliczyli Jeff Green i Brandon Bass. Do pierwszej przerwy na żądanie po 4 minutach gry na tablicy widniał remis po 9. Zaraz po przerwie na żądanie efektownym dunkiem popisał się Green. Przez długi czas żadna z drużyn nie odskoczyła na więcej niż 4 punkty (po ładnej akcji 2+1 Brandona Bassa Celtics prowadzili 21-17). Pierwsi przełamali tą barierę gospodarze. Po kontrze i punktach Avery Bradleya na 2:56 do końca kwarty przewaga Celtów wzrosła do 25-19. W szeregach gości większość akcji w ataku pozycyjnym przechodziła przez Josha Smitha (11 punktów w pierwszej kwarcie). Prawdziwym motorem Hawks był jednak Jeff Teague (8 punktów w pierwszej odsłonie gry). Jastrzębie odrobiły stratę i po trójce Kyle Korvera odzyskały prowadzenie. Pierwsza odsłona zakończyła się jednak prowadzeniem Celtów 32-30, po rzucie za trzy równo z końcową syreną Jordana Crawforda.
Na początku drugiej kwarty gospodarze razili nieskutecznością. Przez pierwsze 3:12 tej części gry Hawks zaliczyli run 10-2. Rivers natychmiast wprowadził na parkiet Paula Pierce’a, który uspokoił grę i Celtics wrócili do meczu. Po dwóch trójkach Terry’ego był remis 40-40, a po chwili nawet objęli ponownie prowadzenie. Od stanu 40-34 dla Hawks, Celtics zanotowali run 20-6 przy dużym udziale rozdającemu kończące podania Pierce’a (aż 5 asyst w ciągu niecałych 5 minut). Trzeba powiedzieć, że w niesamowitej formie rzutowej był dzisiaj Jason Terry (4 trójki w pierwszej połowie, w całym meczu 5/7). Pierwsza połowa zakończyła się wysokim wynikiem 66-56 dla Cetlics. Celtics mieli niesamowitą skuteczność z dystansu – trafili w pierwszej połowie 8 z 12 rzutów zza łuku.
Druga połowa początkowo przebiegała pod dyktando graczy Hawks, którzy zbliżyli się do Celtics na 6 punktów. Trzeba przyznać, że gospodarze pudłowali na potęgę i przez pierwsze 5 minut trzeciej kwarty trafili tylko jeden rzut z gry. Potem jednak ciężar gry wziął na siebie Jeff Green. W drugiej połowie Green zdobył 18 punktów (27 w całym meczu) i to w dużej mierze jego skuteczna gra sprawiła, że gracze z Hawks nie potrafili zniwelować przewagi Celtics.
Zespół z Atlanty najbliżej wyrównania wyniku był w pierwszej połowie ostatniej kwarty. Po rzutach Kyle Korvera Hawks dwukrotnie zmniejszyli różnicę do 6 punktów (na 7:33 i 6:59 do końca). To było jednak wszystko na co ich było stać. Przewaga Celtics przez większość meczu oscylowała w granicach dziesięciu punktów i kibice w TD Garden nie mieli żadnego powodu do zdenerwowania.
Trójka Pierce – Green – Terry rzuciła w meczu 71 punktów. O dziwo w dzisiejszym meczu o zwycięstwie wcale nie zadecydowała defensywa Zielonych. Celtics mieli solidne 54% skuteczności z gry i trafili 11 z 23 rzutów za trzy punkty. W ekipie gości wyróżnić można rezerwowego Mike’a Scotta (19 punktów), który próbował poderwać kolegów do walki. Bezbarwnie poza pierwszą kwartą zagrał Josh Smith, autor 18 punktów (w całym meczu jedynie 7/23 z gry). Graczom Celtics udało się również zatrzymać w drugiej połowie Jeffa Teague – 17 punktów, 7 asyst.
W najbliższym czasie Celtics poza najbliższym meczem wyjazdowym przeciw Knicks grają głównie z drużynami notującymi bilans znacznie poniżej 50% zwycięstw (powyżej 50% zwycięstw mają tylko 3 mecze u siebie z Nets i Pacers, na wyjeździe przeciw Heat). Wydaje się więc, że nawet pomimo osłabienia zespołu batalia o 6 miejsce w konferencji jeszcze nie jest zakończona. Kalendarz Hawks co prawda również nie wydaje się specjalnie trudny (podejmują u siebie i na wyjeździe Knicks, u siebie Bucks i wyjeżdżają do San Antonio), ale wszystko jest jeszcze możliwe.
You must be logged in to post a comment.