Trener Spoelstra wybrał idealny moment by dać odpocząć LeBronowi Jamesowi, Dwyane Wade’owi i Mario Chalmersowi. Nie dość, że jego drużyna wygrała w San Antonio, to jeszcze Spo zagrał na nosie Greggowi Popovichowi, który zastosował podobny manewr w pierwszym spotkaniu tych zespołów w Miami (wówczas Spurs jednak przegrali).
Bohaterem gości był wczoraj Chris Bosh, który trafił 3/5 z dystansu i zakończył wieczór z 23 punktami i 9 zbiórkami.
Drużyna | Bilans | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
Miami Heat | 58-15 | 22 | 18 | 31 | 17 | 88 |
San Antonio Spurs | 55-18 | 24 | 21 | 19 | 22 | 86 |
Przebieg spotkania
Bosh miał prawo czuć się na boisku jak kiedyś w Toronto Raptors gdy większość ofensywy zależała od jego indywidualnych umiejętności. Wczoraj już w pierwszych minutach pokazał, że jest gotowy prowadzić osłabionych Heat, a po dwóch trafieniach z dystansu w niecałe 5 minut miał już na koncie 10 punktów.
Spurs po kilku kolejnych minutach odrobili straty, a po trafieniu z dystansu de Colo wyszli na prowadzenie. Trzeba jednak przyznać że mieli wiele szczęścia, bo gracze gości pudłowali z czystych pozycji.
Gospodarze zaczęli systematycznie powiększać przewagę, a Heat w grze utrzymywał przede wszystkim skuteczny Ray Allen. Do końca kwarty obraz gry się już nie zmienił i Spurs schodzili do szatni przy prowadzeniu 45-40.
Początek trzeciej kwarty wskazywał, że Heat mają zamiar na poważnie powalczyć o wygraną. Goście z Miami bardzo poprawili obronę za każdym razem agresywnie atakując zawodnika z piłką. O ile na początku odsłony Spurs udawało się jeszcze punktować, to z biegiem czasu ich rzuty przestały znajdować drogę do kosza, a z drugiej strony drużyna Spoelstry świetnie dzieliła się piłką i szybko wyszła na prowadzenie.
Spurs po chwili przegrywali już 8 punktami. Zawodziła rotacja w obronie, co skutkowało trójkami z wolnych pozycji, a jakby tego było mało goście wykorzystywali każdą okazję do punktowania po stracie SAS.
Gospodarzy ratowali zadaniowcy Jackson i Diaw, ale Heat za każdym razem potrafili się przegrupować i ponownie zbudować przewagę. Po kolejnych punktach Battiera i Allena przed czwartą odsłoną goście prowadzili 71-64.
Spurs walczyli, ale przez długi czas nie mogli złamać granicy 4 punktów przewagi Heat. Udało się dopiero w połowie odsłony po kolejnej trójce Danny’ego Greena. Po chwili dwukrotnie Tony Parker doprowadzał do remisu, a na 3 minuty do końca Tim Duncan dorzucił się z półdystansu i miejscowi już prowadzili 84-83.
W tym momencie wydawało się, że pozbawiona Jamesa i Wade’a drużyna gości pęknie. Nic z tych rzeczy. Co prawda po serii złych zagrań ponownie zapunktował Duncan, ale za chwilę z rzutów wolnych do wyniku 85-86 doprowadził Cole – co istotne w tej akcji nie było faulu Leonarda. Piłka znów trafiła do Timmy’ego, ale tym razem jego rzut z 3 metrów okazał się niecelny i posiadanie wróciło do Miami.
Goście nie wzięli czasu. Ray Allen przedryblował z piłką i znalazł zupełnie niepilnowanego Chrisa Bosha na dystansie. Podkoszowy trafił swoją trzecią trójkę i zagwarantował swojej drużynie emocjonalną wygraną.
Spurs mieli szanse i w normalnej dyspozycji by wygrali ten mecz. Byli jednak zbyt przekonani, że są tego wieczoru lepsi i Heat ich prawidłowo skarcili. Oj Popovich miał używanie na swoich graczach w szatni…
Muszę uchylić kapelusza przed drużyną z Miami bo była w stanie ograniczyć Spurs na swoim boisku do zaledwie 86 punktów. To właśnie defensywa pozwoliła im na zwycięstwo, a na boisku przez większość czasu w miejsce Wade i Jamesa byli przecież tacy gracze jak Lewis, Miller czy Allen. Żaden z nich nie jest uważany za dobrego obrońcę.
Pozostałe notatki
- Ciekawostką spotkania było to, że Heat ograli Spurs przy pomocy broni San Antonio – rzutów z dystansu. Trafili 12 z 28 prób przy 7/24 gospodarzy i w samych rzutach zza łuku mieli bilans +15.
- W meczu, w którym wydawało się, że zmiennicy Spurs muszą mieć przewagę rezerwowi Heat wygrali 25-21.
- Spurs często w tym spotkaniu brakowało koncentracji co owocowało złymi podaniami i aż 17 stratami.
- Przed spotkaniem trener Popovich powiedział, że powrót do gry Manu Ginobiliego jest bardziej kwestią tygodni niż dni.
- Zapytany natomiast o odpoczynek dla liderów Miami z uśmiechem na ustach mówił, że „to niesamowite i że nigdy by o czymś takim nawet nie pomyślał” :)
Filmowe podsumowanie spotkania
Boxscore
Heat: Lewis 7, Haslem 8, Bosh 23, Cole 13, Miller 12, a także Andersen 4, Jones 0, Battier 6, Anthony 1, Allen 14
Spurs: Duncan 17, Leonard 17, Splitter 7, Parker 12, Green 12, a także Bonner 0, Jackson 11, Diaw 2, de Colo 3, Neal 5
Czemu Miami nie dostało kary tak jak wtedy Sas
Racja. Nie podoba mi się traktowanie Miami na specjalnych zasadach.
Ten mecz nie leciał w National TV, więc może dlatego
Spurs nie powinni przegrać tego meczu… W tych ostatnich sekundach chyba za bardzo się rozluźnili…
Na specjalnych zasadach? nie wiesz o czym piszesz .. najpierw przeanalizuj a potem pisz ;)
1. Mecz nie leciał w telewizji krajowej ani w żadnej większej jak w TNT w tamtym meczu.
2. Gracze Miami czyli LeBron, Wade i Mario są wpisani na liste kontuzjowanych z dopiskiem 'Day-to-Day’ (zawodnicy Spurs nie byli, Pop po prostu ich nie wpuścił na boisko)
3. Specjalnymi prawami rządzą sie mecze w Czwartki gdyż rozgrywane są zazwyczaj w te dni szlagiery a własnie w czwartek rozgrywany był poprzedni mecz pomiedzy SAS – Miami.
rzepik: różnica tylko taka, że Heat zastosowali wymówki, a Spurs nie. James i Wade niby grali całe mecze z kontuzjami z Nowym Orleanem i Bykami (tu mi czołg jedzie). To taki prztyczek w nos Popovichowi. Nie ma takich dziwnych przypadków. Następnym razem Pop też powinien zadbać o opinie lekarza i nie martwić się o grzywny.
Szuwarek – przecież rzepik wszystko opisał – tu nie chodziło o wymówki tylko o transmisję. Czytajcie ze zrozumieniem ludzie.
Stern wtedy stracił dużo kasy na tym meczu bo był w TV ogólnokrajowej i musiał sobie to też odbić :) teraz nie ma takiego sensu bo nie był w ogólnokrajowej :)