Dzisiejszej nocy w hali United Center w Chicago odbyło się spotkanie, które za każdym razem jest niezwykłym pojedynkiem. Tamtejsi Bulls podejmowali mających serię 13 zwycięstw z rzędu nowojorskich Knicks.
Zespół z Nowego Jorku w tym spotkaniu miała poważny problem pod tablicami, ponieważ w tym spotkaniu nie grał Tyson Chandler, Kenyon Martin, Marcus Camby oraz kilku innych zawodników podkoszowych, których dopadła kontuzja. Po stronie gospodarzy w tym pojedynku brakowało Joakima Noah oraz Taja Gibsona. Mimo dużych braków w obu drużynach, mecz zapowiadał się ciekawie choćby, dlatego że ostatnio świetną formę utrzymuje Carmelo Anthony, lecz dzisiaj w defensywie zajmie się nim Jimmy Butler, który jak wiemy, jest świetnym obrońcą. Jest to już czwarty pojedynek tych zespołów tym sezonie a w każdym poprzednim wygrywały Byki.
Na początku spotkania zdecydowanie dominowali goście. Trafiali z bardzo dobrą skutecznością zarówno za 2 jak i za 3 punkty. Byki nie mogły się wstrzelić, a Knicks zwiększali swoją przewagę. Zaledwie po 6 minutach gry nowojorczycy prowadzili już 23:6, lecz po celnej „trójce” Jimmy’ego Butlera gospodarze przebudzili się i w końcu zaczęli zdobywać punkty, natomiast tym razem to Knicks mieli problem ze skutecznością. Po trafieniu J.R. Smitha za 3, przyjezdni tę kwartę wygrali 30:23.
Drugą kwartę kolejnymi punktami rozpoczął Raymond Felton, który najpierw trafił za 2, a chwilę później zaliczył celną „trójkę”. Bulls znacznie lepiej radzili sobie ze skutecznością, dzięki czemu zmniejszyli przewagę zaledwie do 2 punktów. Spotkanie zrobiło się bardzo wyrównane oraz było niezwykle ciekawe. W końcówce tej kwarty bardzo dobrze punktował duet Anthony–Smith. Dzięki nim Knicks nie stracili prowadzenia i po pierwszej połowie wygrywali 59:54.
Trzecia odsłona zaczęła się równie ciekawie jak poprzednia, bowiem ponownie 3-punktowym trafieniem popisał się Felton oraz Butler. Bulls po raz kolejny stracili kontrolę i przez kilka minut obijali obręcz. Knicks w tym momencie wyszli nawet na 15-punktowe prowadzenie i wydawałoby się, że tak grająca drużyna nie może stracić tego prowadzenia. Niestety, na 4 minuty przed zakończeniem tej odsłony nowojorczycy nagle przestali trafiać, co dało okazję Bykom na odrobienie strat. Tak też się stało, a 3 sekundy przed sygnałem syreny za 3 trafił Nate Robinson i po 36 minutach różnica wynosiła już tylko 2 punkty.
Ostatnią kwartę tego tego niesamowicie ciekawego pojedynku tym razem znacznie lepiej rozpoczęli gospodarze, bowiem wyszli na 3-punktowe prowadzenie. Byki bardzo dobrze trzymały się swoich założeń, przez co po 6 minutach prowadzili 99:90. Niestety jednak Knicks i ich Anthony i Smith nie okazali się słabsi i po rzutach wolnych doprowadzili swój zespół do dogrywki.
W dogrywce już od początku znacznie lepiej punktowali gospodarze. Na te dodatkowe 5 minut zawodnicy Knicks zaliczyli tylko trzy celne trafienia, a po stronie Bulls bardzo dobrze grali Robinson i Deng. Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 118:111 na korzyść Byków.
Filmowe podsumowanie spotkania
Boxscore
Knicks: Anthony 36, Shumpert 7, Copeland 14, Felton 19, Prigioni 7, a także Novak 0, Kidd 0, Smith 28
Bulls: Boozer 13, Deng 16, Butler 22, Hinrich 11, Belinelli 7, a także Thomas 0, Teague 0, Robinson 35, Cook 0, Hamilton 14
Po stronie gospodarzy w tym pojedynku brakowało Joakima Noah, Luola Denga oraz Taja Gibsona. chyba wkradł się jakiś chochlik bo Deng zagrał w tym meczu i sam o tym piszesz
Coś mi się punkty byków nie zgadzają. Zdobyli 118 a suma zdobyczy poszczególnych graczy daje 83… Kogoś pominales albo obciąles ilosc zdobytych punktów
Po takich meczach cieszę się, że mam Robinsona w fantasy :)
Dobrze jakby Bulls zatrzymali Robinsona na następny sezon.
Będzie na zmianę z Derrickiem wchodził. Zamęczą każdy backcourt.
Ten mecz pokazał, że jeśli NYK mają kłopoty ze skutecznością (zwłaszcza Melo i JR) to kicha, może gdyby grał Chandler jakoś by to równoważyl po bronionej stronie, no nic. Wschód jest tak wyrównany, że każdy na pozycjach 2-7 moze wygrać z każdym, będzie ciekawie.
Z mojej strony wyglądało to tak:
Byki jak to w ostatnich meczach zaczęły słabo w ataku jak i w obronie. Kompletnie nie pilnowani zawodnicy z NY co chwila trafiali 3 a gospodarze zamiast uczyć się na błędach nadal nic z tym nie robili (znaczy nie dochodzili bliżej) i z tego wziął się wynik 23:6.
Odglądając tę partie meczu można było przypuszczać ze jeśli Byki zdecydowanie nie poprawią obu elementów gry a goście nie zaczną wreszcie pudłować to będziemy mięli pogrom.
Jednak byki jak to byki. Rozjuszone przez swoją płachtę którą jest ich trener zaczęli lepiej bronić i wreszcie trafiać. Na tyle dobrze e udało im się pod koniec 2 kw dojść naprawde blisko. Jednak nie ma tyle dobrego i przecież przeciwnik nie będzie ciągle pudłować. Dlatego w 3 kwarcie swój run mięli Knicksi a Byki znów musieli ich gonić. Wychodziło im to na tyle dobrze i energetycznie że oczywiście wzbudzili tym entuzjazm całej hali przez co Ny znów przygasło i przez to odwrotnie jak w 1 kwarcie – tym razem nie wchodziła prawie żadna trójka.
Poza tym zawodnicy Chicago naprawdę dobrze i krótko bronili.
Dlatego pod koniec ostatniej kwarty prowadzili az 9 punktami.
Akcja która najbardziej mi si podobała to obrona Butlera gdy bodajże Anthony przechwycił piłkę a Butler dogonił go i biegł doklejony do niego plecami. Świetna obrona!
Butler jest naprawdę w wyśmienitej formie a i ma łeb na karku. Może być z niego kiedyś czołowy zawodnik ligi.
Świetny był też wsad kóregoś z graczy Knicks na dobitce z rozbiegu.
wiadomo co z podkoszowymi NYK ? Kto i kiedy wraca ?
Rose? Ogolnie lubie goscia,ale z tym jego powrotem robi show … Powinien juz probowac grac,a nie sciemniac i zwodzic kibicow …
Ja tam go rozumiem. Po pierwsze nie che wrócić zbyt szybko żeby kontuzja mu sie nie odnowiła (jakiś czas temu mówił ze jeszcze go pobolewa a to niezbyt dobrze) a poza tym to osoba publiczna, były MVP którego każdy wynik zapisuje się w statystykach. Dlatego lepiej wrócić gdy piłka będzie dobrze leżeć w dłoni a zwody będa równie dobre niż słyszeć ze gra gorzej niż przed kontuzją.
Myślę, że Tibs trzyma Derricka jako asa w rękawie i wypuści go tylko wtedy, gdy będzie musiał. Jak będą grać Noah i Gibson, to Chicago stanowią potęgę na tablicach i z zespołami pokroju NY czy BN czyli głównie ofensywnymi mogą bez Derricka sobie poradzić. Wszystkie mecze w tym sezonie Chicago grało osłabione przeciwko NY i wszystkie wygrali. Z drugą drużyną wschodu!!! Tibs zaryzykuje zdrowie Rose’a tylko wtedy jeśli będzie niezbędny.
Tutaj pewnie bardzo mało zależy od samego Derricka.
Ja po cichu liczę, że Chicago wyciągnęło wnioski z minionych sezonów i szykują pełny skład na PO. Dlatego teraz w meczach ze słabszymi zespołami wyraźnie się oszczędzają nawet kosztem przegranych. Zwróćcie uwagę z kim wygrywają, a z kim przegrywają. Wydaje mi się, że będzie lepiej niż rok temu, bo Chicago nie walczy już o liczbę zwycięstw w RS. Mają bardzo długą ławkę graczy, którzy mogą zdobywać dużo punktów i mogą się często zmieniać jako liderzy.
piszesz tak jakby NYK nie byli osłabieni, Rose w tym sezonie pewnie nie wroci. Mam nadzieje, że kontuzja nie zrobiła mu kuku na muniu, nie będzie się bał i będzie potrafił grać tak jak przed kontuzją. Nie przepadam za nim jak i za całą organizacją pod szyldem Bulls, ale zawsze to dobry gracz i jakieś urozmaicenie
z nimi wygrywają bo NY nie broni tak dobrze. Prawda jest taka ze mecz wygrywa się skutecznością. Jej Byki nie mają. Wygrywają zatem swoją walecznością czytaj walką o zbiórki i dobrą obroną która sprowadza przeciwnika do skuteczności którą maja oni. Jeśli nie funkcjonuje któreś z tych elementów to mają problem. Jeśli dodatkowo przeciwnik dobrze broni i sprowadzi ich skuteczność do granicy 40% to jest duże prawdopodobieństwo przegranej.
Tak jest bodajże z Indianą.