Przed Wami najsłabsza i najmniej wyrównana dywizja wschodniego wybrzeża. Aż trzy drużyny z jej szeregów nie osiągnęły progu 30 zwycięstw, z czego dwie ledwo osiągnęły 20! Kto wie czy w off-season dwie najniżej notowane ekipy nie będą przechodziły kolejnego wietrzenia w składu by nie świecić słabą formą w 68. sezonie.
Miami Heat (66-16)
65 zwycięstw przed sezonem , przy dojściu do składu Ray’a Allena, brałem w ciemno. Ponadto w trakcie rozgrywek gracze Erika Spoelstry unikali groźnych kontuzji, które mogłyby zahamować ich próby obrony Mistrzostwa. Najczęściej z gry wypadał Dwayne Wade, ale praktycznie przy wybornej formie LeBrona Jamesa i uzupełnienia jakie dawał Ray Allen, Heat dominowali w Eastern Conference.
Heat poszli w dobrym kierunku, i w kwestii wzmocnień składu jak przystało na Mistrza, nie zaspali. Dojście Rasharda Lewisa, a pod koniec rozgrywek sezonu regularnego – niezwykle przydatnego – Chrisa Birdmana Andersena – przy wysokiej prezencji Ray’a Allena, trzeba uznać za strzały w 10-tkę. Erik Speolstra miał coraz więcej opcji w obronie i ataku by wyraźnie dyktować warunki kolejnym ekipom Wschodu.
Miami znów stało się twierdzą arcytrudną do zdobycia, a przy tym Heat świetnie radzili sobie w meczach z drużynami zachodniego wybrzeża (9 porażek). Znakomitym zwieńczeniem najlepszego sezonu w historii organizacji była seria niezapomnianych 27 zwycięstw. Trener Spoelstra, kandydat do nagrody Trenera Roku, wyprzedził wynik swojego mentora, Pata Riley’a, wygrywając 5 spotkań więcej od drużyny z 1997 roku (61-21).
Sam fakt, że lada dzień LeBron James odbierze najprawdopodobniej 4 nagrodę w karierze i zostanie ponownie MVP rozgrywek podkreśla charakter wyjątkowego gracza jakim jest skrzydłowy najlepszej drużyny sezonu zasadniczego.
Dzięki swojemu świetnemu wynikowi czy serii zwycięstw i Heat z LeBronem Jamesem są murowanym kandydatem do trzeciego z rzędu udziału w finałach NBA. Miami znów imponuje atletyzmem w swojej grze, efektywnością, wysokim tempem rozgrywanych akcji i zabójczymymi kontrami. Niestety dla ich rywali, nie każdy z nich potrafi na równi walczyć z lubującymi się w akcjach izolacyjnych – wykorzystujących swoje przewagi – LeBronem Jamesem i Dwaynem Wadem.
Czy w play offs znajdą się mocni na Mistrzów 2012?
P.S. Heat to najgorzej zbierająca drużyna w NBA , i wydaje się ,że po play off zapolują na jakiegoś solidnego podkoszowego, który będzie zdolny poprawić ich zbiórkowe osiągi. Obok Celtów są drugą ligową ekipą niezdolną do zebrania 40 piłek w meczu.
Atlanta Hawks (44-38)
Po odejściu Joe Johnsona zastanawialiśmy się czy Larry Drew znajdzie zastępstwo dla potencjalnie przepłacanego gracza. Również jak będzie prezentował się ofensywnie zespół z Atlanty. Okazało się szybko, że miejsce w składzie zalepił swoją wysoką formą przybyły z Sixers – Lou Williams oraz z Bulls – regularnie trafiający Kyle Korver. Niestety Williams złapał poważną kontuzję kolana i nie obejrzymy go w tegorocznych play offs. Ponadto do zespołu doszedł Devin Harris, ale tak naprawdę dopiero pod koniec regular season Drew zaczął mocniej na niego stawiać i chyba raczej przy pełnej dyspozycji Williamsa, ex gwiazda Nets poszłaby w tzw. odstawkę. Marzec dla Harrisa był najlepszym okresem combo – 14pkt na mecz – w nowym otoczeniu. Jednak w większości spotkań musiał on oglądać plecy bardzo regularnie występującego na solidnym poziomie Jeffa Teague’a. Playmaker Hawks rozegrał najlepszy sezon zasadniczy w karierze.
Kolejnym plusem w składzie Jastrzębi była równa dyspozycja, w pełni zdrowego Ala Horforda. Po urazie, który wyeliminował wieżowca z poprzednich rozgrywek Al prezentował się najlepiej w karierze, osiągając pierwszy raz w NBA średnie na poziomie double double – 17pkt i 10zb. (43x double double w RS). Był to najrówniej grający zawodnik z talii trenera Drew ; kto wie czy w play offs nie okaże się on największą bronią Hawks na Pacers?
Do trade deadline zastanawialiśmy się i bawiliśmy się w spekulacje na temat zmiany barw klubowych przez Josha Smitha. Ostatecznie Hawks nie dostali żadnego wartościowego układu ze strony potencjalnych nabywców i zatrzymali gracza z nadzieją, że w lato 2013 zawodnik wyrazi chęć pozostania w stanie Georgia. Trzeba zaznaczyć, że wszechstronny skrzydłowy znów okazał się wielkim niebecnym podczas Meczu Gwiazd.
Niestety w play offs nie ujrzymy wartościowego back upu Horforda, Zazy Pachuli. Kontuzja ścięgna achillesa Gruzina okazała się na tyle poważna, że sam gracz zmuszony był opuścić już 30 spotkań. Po operacji jaką przeszedł czeka go jeszcze długa rehabilitacja, byśmy za kilka miesięcy znów mogli go oglądać w walce z topowymi podkoszowymi NBA.
Patrząc dziś na Hawks trzeba powiedzieć, że ten zespół spełnił oczekiwania i nie zawiódł a awans od play offs spełnił pokładane przez management nadzieje w graczach. Do większej liczby wygranych, która patrząc na wcześniejszą formę Williamsa i Pachulii potrzebne było właśnie zdrowie tych brakujących ogniw. Kto wie czy z nimi nie byłoby magicznej 50tki?
Na koniec, warto powiedzieć o rekordzie organizacji Kyle’a Korvera, który przebił Mookiego Blaylocka i na dziś ma 43 mecze w serii z co najmniej jedną celną trójką.
Washington Wizards (29-53)
Na starcie mała dyrgesja do Hawks to kontuzja kluczowego (jeszcze bardziej ważnego gracza) Johna Walla, która już w pierwszych tygodniach weeliminowała Czarodziei z jakichkolwiek szans na play offs. Jak wiele drugoroczniak znaczył dla Wizards wystarczyło zaobserwować w II fazie rozgrywek i po jego powrocie. Gra Czarodziei wówczas zmieniła się o 180 stopni.
Zespół do powrotu Walla wyglądał na czerwoną latarnię ligi i oprócz słabej dyspozycji w ataku – braku klasowego PG i jakiegoś większego pomysłu na ułożenie ofensywy – kiepsko spisywał się w obronie (mimo takich graczy jak Nene, Emeka Okafor czy Trevor Ariza). Szczerze mówiąc, oglądając grę Wizards często odnosiłem wrażenie, że rzuca ten gracz, który ma w danym momencie piłkę, a AJ Price wydawał się graczem, którego 30 minut w pierwszej piątce wyraźnie przerastało.
Nawet przy powrocie lidera atak Wizards niewiele podniósł się w skali statystycznej , gdyż Wizards to dopiero 28 ekipa ligi, która w każdym meczu zbliża się tylko do pułapu 94 oczek. Jednak John W. pchnął zespół w dobrym kierunku, bo wraz z nim poprawiła się obrona stołecznej drużyny i zakończyła ona sezon na 8 miejscu. To właśnie poprawiona defensywa przyniosła serie wygranych spotkań czy zwycięstwa w 24 (do 25) potyczkach. Bilans przed powrotem Walla wyglądał na 5-28.
Bradley Beal, gdzieś po cichu dorastał do roli startera w nowym klubie, by w końcu w grudniu i styczniu zostać najlepszym debiutantem miesiąca. Idąc dalej rozegrał on 9 z rzędu spotkań z double figures i złapał kontuzję stopy, która nie pozwoliła mu brać udziału w grze w ostatnich 8 spotkaniach drużyny. Wall z kolei bił własne rekordy punktów (47) i asyst (17) w zwycięskich konfrontacjach z drużynami dziś biorącymi aktywny udział w play offs. Już dziś można zaryzykować stwierdzenie , iż zdrowa para Wall-Beal może pozwolić Wizards na walkę o play offs i poziom 40 zwycięstw w kolejnych rozgrywkach.
Gdzieś w naszych dyskusjach przejawiał się temat zakończenia współpracy z Randy Wittmanem, jednak od powrotu do składu swojego asa atutowego Wittman ocalił posadę i dostał kolejny kredyt zaufania od sterników klubu.
Po tak różnym sezonie, niczym sinusoida najpierw wyraźnie opadająca a następnie szybko wznosząca się (Bucks mieli szczęście wg mnie, że Wall nie wrócił 10 gier wcześniej, bo dziś pewnie z ósmej pozycji to Wizards startowaliby w play offs) należy pomyśleć o kolejnych rozgrywkach. Jeśli wiemy, że w składzie zostanie większość zawodników, a trener uratował posadę, to pierwszej kolejności sternicy muszą liczyć na farta w loterii draftowej. Następnie wydawać się może, że muszą oni znaleźć solidny back up dla Walla i jednego doświadczonego – niskiego skrzydłowego. Być może weteran z pewną ręką, regularnie trafiający zza łuku, też dodałby pewności Wizards na dystansie.
Podsumowując: Wizards jest jednym z nielicznych klubów w lidze, w którym nie trzeba wiele zmieniać. Należy im tylko życzyć zdrowia, a zwłaszcza młodym perspektywicznym liderom. Wall czeka na 5-letnią prolongatę do obecnej umowy, która tego lata może mu dać dodatkowe 79 mln USD za kolejne lata w klubie.
Charlotte Bobcats (21-61)
Niektórzy z Was uwierzyli w metamorfozę drużyny Mike’a Dunlapa, kiedy trener debiutant wygrał w pierwszycm miesiącu 7 spotkań, czyli dokładnie tyle, ile Rysie wygrały w skróconym, 66-sezonie. Chwilę później oglądaliśmy powrót do przeszłości i serię kolejnych porażek. Postęp w grze Byrona Mullensa oraz dojście do składu Bena Gordona, który wracał do swojej najlepszej dyspozycji topniały w naszych oczach. Nawet gra czołowego debiutanta Michaela Kidda-Gilchrista na niewiele się zdawała. Sprowadzony z Kalifornii w off-season Ramon Sessions nie był w stanie zmienić losów drużyny, w której ewidenntie brakuje klasowego lidera.
18 kolejnych przegranych przed sylwestrem 2012 zostało przerwanych w meczu przeciwko Chicago Bulls. W styczniu Rysie zwyciężyły w trzech, a w lutym w dwóch meczach. Poziom frustracji w drużynie rósł, i swoje niezadowolenie z gry w słabej drużynie coraz bardziej otwarcie wyrażał Ben Gordon. Coraz częściej do naszych uszu dochodziły informacje, o potencjalnej wymianie shootera to Brooklyn Nets. Do Charlotte miał przewędrować niechciany i przepłacanany Kris Humphries, ale ostatecznie do wymiany nie doszło. W ostatnich dwóch miesiącach wyraźne przebłyski formy miał Gerald Henderson (21 punktów do przerwy to najlepszy wynik sezonu do marca), bijące swoje życiowe rekordy w ilości zdobytych punktów. Jeszcze przebłyski wszechstronności notował Kemba Walker. Obaj zaprowadzili Bobacats to finałowych trzech wygranych sezonu. Nawiązali też do występów Geralda Wallace’a oraz Stephena Jacksona, którzy jako ostatni w 2010 roku okazali się parą zdobywającą po 30 oczek w jednym meczu. To trzeci taki przypadek w historii organizacji.
Drużyna do ostatniego dnia walczyła o przedostatnie miejsce na Wschodzie, bijąc w drodze o nie ostatnie dziś Orlando Magic. Znów Michael Jordan i jego koledzy będą czekali na loterię draftową i być może złożą jakąś konkretną ofertę jednemu mocnemu wolnemu agentowi, widząc największe luki pod koszem i w walce w defensywie.
Orlando Magic (20-62)
Na starcie rozgrywek chyba nieco więcej optymizmu przemawiało przez samych graczy i nowego trenera – debiutanta – Jacquesa Vaughna. Wydawało się, że weterani jak Jameer Nelson, Glen Davis i Hedo Turkoglu, przy wsparciu Aarona Afflalo i Nikoli Vucevica pozwolą Magikom osiągnąć pułap co najmniej 30. wygranych. Niestety z każdym kolejnym spotkaniem ten wynik się oddalał a rosnąca plaga kontuzji niszczyła szansę drużyny na walkę z najlepszymi na Wschodzie.
Maurcice Harkless, Gustavo Ayon, Josh McRoberts czy E’Twaun Moore nie gwarantowali drużynie lepszych dni, a jak się później okazało część z nich nawet nie dograła sezonu do 82. Meczu w barwach Magii, bo sternicy z początkującym w roli G.M.’a Robem Henninganem postanowili przetasować skład, wysyłając do Milwaukee JJ Reddicka czy Gustavo Ayona w zamian za Tobiasa Harrisa, Dorona Lamba i weterana Beno Udriha.
My z meczu na mecz przypatrywaliśmy się rosnącym akcjom stale czyniącemu postępy, Nikoli Vucevicowi. Czarnogórzec z meczu na mecz wypełniał solidnie lukę powstałą po transferze Dwighta Howarda, i zdobywał się na niejedno double double czy 4-krotne przekroczenie granicy 20 zbiórek. Do niego należy też rekord sezonu i 29 zebranych piłek przeciwko Miami Heat. Tyle nawet w historii organizacji nie zdobyli ani Dwight Howard, ani Shaquille O’Neal!
Vucević na dziś jest głównym kandydatem do nagrody za największy postęp, a jego średnie wzrosły do poziomu 13,1 pkt (z 5,5 w Sixers) i 11,9 zb (z 4,8 w Sixers).
Na drugim biegunie znalazły się akcje wicemistrza NBA z 2009 roku, Hedo Turkoglu. Gracza, który w minione lato zażywał niedozwolone w NBA sterydy, mające mu pomóc wyjść z kontuzji barku. Werdykt NBA był bezwzdlędny, a skrzydłowy odbył karę zawieszenia na 20 spotkań. Dziś to 20 spotkań to również poziom najniższej liczby zwycięstw ze wszystkich drużyn NBA.
Podczas gdy fani Magic z jednej strony rozpamiętują najlepsze czasy drużyny i dwukrotny awans do finałów NBA, sternicy klubu mają nadzieję na topowy wybór w drafcie 2013, bowiem wg ustalonych parę dni temu zasad, to Magic mają największe szanse na pierwszy wybór. Być może wówczas Henningan i spółka zdecydowali się tropami O’Neala i Howarda postawić na leczącego uraz wiązadeł kolanowych Nerlensa Noela? On bowiem w parze z Vucevićem mógłby zapewnić po części podkoszowe panowanie w Eastern Conference. Jednak to jest jak na razie mocna wycieczka w przyszłość, bo teraźniejszość rysuje się w szarych kolorach. I tylko warto wspomnieć, że przed blisko 2 laty Magicy za Howarda mogli dostać znacznie lepszych graczy, trzymających klub w nadziei na wyższy wynik niż marne 20 wygranych (tylko raz – w pierwszym roku gry – Magic wygrali mniej bo 18 spotkań).
„Kiepsko spisywał się w obronie (mimo takich graczy jak Nene, Emeka Okafor czy Trevor Ariza).”
Hmmm…zabrzmiało jakby Nene miał jakiekolwiek pojęcie o obronie. Okafor i Ariza faktycznie swego czasu bardzo mocni obrońcy, chociaż ten drugi sporo nie grał. Mimo wszystko to obrona Wizards jakoś źle nie wyglądała w tym sezonie.