To było spotkanie jakich należało się spodziwać w tej serii, zwłaszcza, kiedy Bulls myśleli o zwycięstwie. Z siedzącym – w garniutrze – na ławce rezerwowych Derrickiem Rosem pewnie gra Chicago wyglądałaby inaczej, ale w przypadku gry bez swojego MVP – Tom Thibodeau zmuszony był nastawić swój zespół na najlepszą defensywę. Spotkanie numer dwa pierwszej rundy w Eastern Conference w ogóle nie przypominało meczy otwierającego serię, gdy Siatki mocno splątały nogi Bykom i łatwo wygrały w dwóch pierwszych odsłonach meczu.
Miejscowi już nie mieli takiego łatwego zadania i od pierwszych minut drugiego meczu natknęli się na agresywną obronę rywala, z naciskiem na połowie bronionej przez Bulls. Agresywne krycie gości dało się we znaki obwodowym, nie znajdującym zbyt wielu wolnych pozycji, Joe Johnsonowi a zwłaszcza Deronowi Williamsowi. Nets wypadali też gorzej w strefie podkoszowej, gdzie dłużej i skuteczniej przebywał Joakim Noah (tylko 14 minut podczas game 1).
Bulls mogli się podobać w transition game czyli przy przejściu z obrony do ataku. O tempo szybciej rozgrywane były akcje gości, przy skutecznej walce na tablicach i ograniczaniu pola manewru rywalom z Barclays Center. Kolejne dogrania Hinricha i Robinsona przy szybkim przemieszczaniu się do kontr Denga czy Bellineliego stwarzały przewagę przyjezdnym. W tym samym czasie tylko jedno trafienie z gry zanotował Deron Williams, który w całym meczu miał marne 1/9! Nieco lepiej wyglądał Joe Johnson, ale jego 6/18 z gry również nie zmuszało rywala do zmartwień. JJ’a trzymali na zmianę Deng z Butlerem i obrońca Nets nie miał łatwego życia.
Ważne – trzon Nets – Williams, Johnson i Wallace trafili tylko 8 z 34 prób z gry. Podczas gdy skuteczność rzutów zza łuku trzonu zespołu PJ Carlesimo wynosiła 3/13.
Zespół Thibodeau nie tylko imponował szybkim przejściem do ataku oraz skuteczną defensywą, ale również dzieleniem się piłką i zbilansowanym atakiem, w którym wyróżniali się Noah (11pkt-10zb), Boozer (13pkt-12zb) i Deng (15pkt-10zb). Każdy w wymienionych graczy zanotował double-double. Ponadto próg 10 zdobytych oczek przekroczyli też rozgrywający – Hinrich i Robinson.
X-factorem okazała się ławka Chicago, grająca na wysokiej skuteczności rzutów. 4 z 5 rzutów trafił Nazr Mohammed (miał być ogrywany w tej serii przez Lopeza, a tyczasem pokazał się z b.dobrej strony w ataku nieco zaskakując rywala), 4 z 7 dołożył Marco Belinelli, a wszystkie trzy próby zaliczył Taj Gibson. Ławka Nets nie była bierna w atakach ale żaden gracz rezerwowy Siatek nie zbliżył się do pułapu 50%.
Istotną statystyką była skuteczność: 48% – Chicago przy 35% – Brooklynu.
Kluczowym fragmentem spotkania okazała się odsłona numer trzy. Podczas pierwszej kwarty Bulls pozwolili rywalom na 17 punktów. Przyjezdni trafiali na lepszej skuteczności i dzięki kontrom wyszli na trzy punkty zaliczki (20-17). Druga kwarta okazała się być bardziej otwarta na ataki z jednej i drugiej storny, a obie strony rozkręciły się pod względem rzutowym. 5 z rzędu oczek byłego gracza Bulls CJ Watsona zniwelowały straty do przeciwnika w finałowych sekundach II partii (trójka z końcową syreną).
Momentum okazało się pierwsze pięć i pół minuty trzeciej ćwiartki. W tym czasie żaden gracz Siatek z przebywających na parkiecie nie był w stanie umieścić piłki w koszu atakowanym. Tylko próby rzutów wolnych Williamsa i Lopeza przyniosły cztery punkty. Zła seria prysła po zagraniu D-Willa, ale i tak to nie uchroniło to Siatek przed najniższą podczas dwóch spotkań zdobyczą – 11 oczek w 12 minutach. W tym samym czasie zespół Thibsa zdobył dwukrotnie większą ilość oczek i głównie za sprawą swojego front courtu (Boozer, Noah, Gibson i Mohammed) wyszedł na 13-punktowe prowadzenie (którego już nie oddali).
Podczas czwartej odsłony Nets na niespełna 4 minuty przed końcem zbliżyli się na 4pkt. Wówczas Luol Deng i Joakim Noah rozwiali swoimi trafieniami nadzieje miejscowej publiczności na zwycięstwo swoich pupili. W ostatnich trzech minutach Nets trafili tylko raz z pola – był to rzut Johnsona..
Ciekawostka: podczas czterech spotkań regular season Bulls zatrzymywali Nets na granicy 87.5 pkt , podczas gdy gracze z Chicago wygrali 3 z 4 spotkań. Minionej nocy ich obrona była jeszcze skuteczniejsza, bowiem zmusiła rywali tylko do 82 oczek.
Wynik: 90-82 dla Bulls (stan rywalizacji 1:1).
Strzelcy: 15 Deng, po 13 Hinrich i Boozer, po 11 Robinson i Noah oraz 21 Lopez, 17 Johnson i 10 Watson.
Apropo tego trzonu – to bez Lopeza wydaję mi się że tyle pozostała trójka trafiła