Prowadzeni przez powracającego do wielkiej formy Tony’ego Parkera San Antonio Spurs ponownie nie pozostawili złudzeń pewnie ogrywając Los Angeles Lakers.
Francuz w całym spotkaniu uzbierał 28 punktów (9/20 z gry), a dodatkowo miał solidne wsparcie w osobach Kawhi Leonarda i Tima Duncana (obaj po 16 oczek).
Drużyna | Stan serii | I kw. | II kw. | III kw. | IV kw. | Wynik |
Los Angeles Lakers | 0-2 | 23 | 25 | 20 | 23 | 91 |
San Antonio Spurs | 2-0 | 28 | 28 | 22 | 24 | 102 |
Przebieg spotkania
Spotkanie lepiej rozpoczęli Spurs, którzy punktowali z półdystansu rękami Duncana i Leonarda (8 oczek w pierwszej kwarcie). Tym razem jedna Lakers szybko odpowiedziali trafieniami z dystansu (Blake, World Peace) i wydawało się, że spotkanie może mieć inny przebieg niż G1.
Pomimo niezłej gry w ofensywie LAL wynik cały czas oscylował wokół remisu. Różnicę znów zrobił Manu Ginobili. Argentyńczyk zdobył w ciągu niecałej minuty 5 punktów, a po trójce Neala przed drugą odsłoną mieliśmy 28-23.
Dobrą zmianę w zespole D’Antoniego dał Antawn Jamison, który na początku drugiej odsłony zameldował się w boxscore dwoma blokami i rzutem z dystansu. Wynik wokół remisu utrzymywał się tylko do czasu Popovicha. Po nim gospodarze powrócili do swojej gry i znów zaczęli uciekać.
Fantastycznie cały czas prezentowała się para Leonard – Duncan, na którą Lakers nie mieli żadnej riposty. Co prawda na 3 minuty przed syreną po celnym rzucie wolnym Howarda (w całym meczu miał 2/4) LAL prowadzili 44-43, ale końcówka należała do Spurs. Po dwa razy trafili Bonner i Ginobili (3/3 z dystansu), a ich akcje przerwał wsad Leonarda i do szatni miejscowi schodzili z prowadzeniem 56-48.
Drugą połowę znów lepiej rozpoczęli gracze z San Antonio, którzy wykorzystywali straty rywali i powiększali różnicę. Przewaga ponownie jak w pierwszym starciu ustabilizowała się wokół 10 oczek podlegając niewielkim wahaniom w jedną i drugą stronę.
Z minuty na minutę coraz bardziej rozkręcał się Tony Parker. Francuz był absolutnie nie do zatrzymania notując w odsłonie 15 z 22 punktów gospodarzy. Lakers ratowały rzuty z dystansu, ale co ciekawe nie było tak zapowiadanej dominacji gości w pomalowanym. Howard i Gasol mieli problemy ze skutecznością (szczególnie ten drugi), a LAL brakowało po prostu ofensywy.
Czwarta kwarta rozpoczęłą się znany już sposób. Spurs szybko zapunktowali kilka razy odskakując do wyniku 84-70 i w pełni kontrolując sytuację. Sytuację Lakers próbował ratować bardzo aktywny tego wieczora World Peace, ale szybko odpowiedział Duncan i Bonner.
W ostatnich minutach ponownie ożywił się Parker, który nawet trafił z dystansu. Gwóźdź do trumny wbił Dany Green, którego layup był jednym trafieniem w spotkaniu.
Podsumowując mecz trzeba się zastanowić, czy podobny przebieg będą miały pojedynki w Los Angeles. W tej chwili wygląda na to, że dysproporcja (szczególnie w ofensywie) jest nie do przeskoczenia. Jeżeli Lakers chcą odnieść zwycięstwo to muszą zatrzymać Spurs poniżej granicy 90 oczek.
Czy są do tego zdolni? Tak. Czy tak zrobią w LA? Osobiście w to nie wierzę.
Ciekawostka: jednym z najważniejszych graczy tej serii jest w tej chwili Matt Bonner. Bilans „Mamb” musi się zgadzać.
Boxscore
Lakers: Gasol 13, World Peace 13, Howard 16, Nash 9, Blake 16, a także Jamison 6, Clark 4, Hill 2, Sacre 0, Goudelock 5, Morris 7
Spurs: Duncan 16, Leonard 16, Splitter 8, Parker 28, Green 2, a także Baynes 0, Bonner 10, Blair 0, Neal 7, Joseph 2, Ginobili 13
Dziwi mnie, że po raz kolejny nie ma żadnej opinii na temat tej serii. Pewnie wynika to z faktu, że znaczna część obstawiła na Lakersów i po pierwszych dwóch meczach zupełnie nie ma o czym dyskutować. Ofense Lakers w ogóle nie istnieje, a x-factor Howard pokazuje że nie bardzo jest w stanie wziąć na siebie odpowiedzialność. Ja osobiście stawiałem wynik 4:1 dla spurs, ale po dwóch meczach wygląda to na łatwy sweep. Może mecze w L.A coś zmienią, ale póki co się na to nie zanosi,
Mnie też, ale mam swoją teorię o której pisałem na Twitterze: W serii #Lakers ze #Spurs fani pierwszych siedzą cicho bo dostają bęcki (miało być tak pięknie), a drugich dlatego że boją się zwrotu akcji.
sensacji raczej nie będzie bo Lakersom wypadł Steve Blake.