To co nie udawało się podczas zeszłych gier posezonowych, czyli wygrywać bez Derricka Rose’a, przychodzi podopiecznym Toma Thibodeau w tym roku. Mimo problemów ze zdrowiem Joakima Noaha i Taja Gibsona oraz przy problemach z drugiej strony, ze stopą Joe Johnsona, United Center mogło cieszyć się z pierwszej wygranej swoich pupili. Pierwszy raz od pamiętnego meczu z Sixers, kiedy wiązadła kolanowe zerwał Derrick Rose. Spotkanie znów było pojedynkiem podkoszowych graczy, a w głównych rolach wystąpili Carlos Boozer i Brook Lopez. Do historii play off przejdzie popisowy slam dunk Taja Gibsona (który macie okazję obejrzeć w skrócie poniżej).
Pierwsza kwarta wcale jednak nie zapowiadała wygranej gospodarzy, bo Nets grali niczym w transie, trafiając 5 z 9 rzutów z gry i obejmując prowadzenie 17-5. Następnie gracze Toma Thibodeau włączyli większą uwagę w obronie i presję, z którą wiele problemów w tym sezonie miała ofensywa Siatek. Później już było tylko gorzej, bo do przerwy podopieczni PJ Carlesimo odczuli nacisk pit-bulli i trafiali z gry już tylko czterokrotnie (!).
Między szóstą minutą pierwszej odsłony i trzecią minutą drugiej kwarty goście trafili tylko 1 przy 25 próbach z gry. Ponadto wykorzystali 4 rzuty wolne. W pierwszych 24 minutach przyjezdni trafili 9 z 40 oddanych prób i zaliczyli pięć strat. Efektem byczej defensywy było prowadzenie gospodarzy do przerwy 41:34. Imponowali skutecznością Kirk Hinrich (12pkt) i Carlos Boozer (12pkt).
W całym meczu Deron Williams notował gorszą skuteczność (znów) niż obaj playmakerzy Chicago. D-Will trafił 5 z 14 prób, podczas gdy Kirk Hinrich miał 5 / 12 a Nate Robinson 2 / 3. Williams rozdał też tylko 4 asysty (tyle samo mieli dwaj gracze Bulls), a kluczową okazała się defensywa Joakima Noaha i Nazra Mohammeda przy hamowaniu pick n rolli z Lopezem w roli głównej. Mohammed, który miał być persona non grata w tej rywalizacji, już w drugim meczu z rzędu spisuje się powyżej oczekiwań fanów Bulls (5pkt i 6zb) po części odciążając nie w pełni sprawnego Noaha (0/7 z gry).
Miejscowi poszli za ciosem podczas trzeciej odsłony, w której ich przewaga sięgnęła już 13 oczek. Klasą dla siebie był ciężko pracujący w obronie Luol Deng. Angielski skrzydłowy podczas pierwszych minut III kwarty zaprezentował mały show, zdobywając 12 punktów z rzędu dla swojej drużyny. Deng biegał do kontry, trafiał po koźle, na dystansie czy popisał się akcją 2+1. Po osobistym Boozera, przewaga Byków w pewnym momencie wynosiła już 16 oczek (54-38).
Trzeba dodać, że Booz grał na najlepszym poziomie, przypominając sobie najlepsze lutowe występy tego sezonu. Chwilę po Dengu to on zaczął imponować rzutami z półdystansu i doprowadzał swoich obrońców do rozpaczy (polecam obejrzeć skrót z jego rzutami pod tekstem). Honoru Nets w tej ćwiartce próbował ratować Deron Williams i praktycznie w pojedynkę forsował dystansowymi rzutami defensywę Chicago (2 trójki).
Czwarta kwarta to totalne odwrócenie ról i koszmar dla fanów Chicago. Prawdopodobnie wysokie prowadzenie i serial punktowy Denga i Boozera uśpiły czujność graczy Thibodeau a miejscowi doznali nie pierwszego w tych rozgrywkach rozprężenia (podobne do tego z meczu z Dallas czy Detroit). Jeszcze do połowy finałowej odsłony, miejscowi prowadzili dwucyforowo i dzięki zagraniom swoich solidnych zmienników : Robinsona, Gibsona, Belinelliego i Mohammeda. Następnie byliśmy świadkami serii czterech strat, które obudziły graczy Nets. Przekroczony czas 24 sek na rzut, piłka w out czy złe podanie Noaha stworzyły podwaliny pod run gości.
CJ Watson, Brook Lopez i MarShon Brooks skorzystali z okazji a ich kolejne trafienia doprowadziły do stanu 74:78. Imponował wyraźnie Lopez, przypominając sobie najlepsze swoje momenty z all starowego sezonu. Zaczęła się nerwówka, bo jednego z dwóch wolnych przestrzelił Robinson, a okazji na zdobycie kolejnych punktów nie zmarnował D-Will (76:78). Po chwili małe deja vu w wykonaniu kolejnego Byka i jedno pudło z linii Noaha. Kluczowa akcja dla wyniku meczu miała miejsce na 4 sekundy przed końcem. Stojący w rogu, ex gracz Bulls, Watson mocno chybił zza łuku, a jego próba z pozycji zero nawet nie trafiła w obręcz. Bulls szczęśliwie uratowali wynik spotkania i zatarli nerwową końcówką dobre wrażenie z 3 ½ kwarty.
Podczas rozgrywek 67. sezonu zasadniczego i play off 2013 Chicago Bulls prowadzą już z Nets 5:2. Kolejny mecz również w United Center i miejscowi gracze mają dużą szansę na objęcie prowadzenia 3:1.
Pomeczowe notki:
– Nets w sezonie zasadniczym mieli trzeci wskaźnik procentowy pod względem ofensywnych zbiórek (30,9 % wszystkich zebranych piłek). W drugim z rzędu przegranym meczu zanotowali tylko 15,2% a to z kolei najgorszy ich występ w rozgrywkach.
– praktycznie tylko Reggie Evans udanie walczy o odskoki z wysokimi Bulls, drugi raz w tej serii przekroczył 10 zbiórek (12).
– najczęściej wykorzystywane zagrania Nets – izolacje, przejście z obrony do ataku kontrą, czy granie w post up zawiodło oczekiwania PJ Carlesimo. Najmocniejsze strony z sezonu zasadniczego przynosiły efektywność na poziomie tylko 25%.
– Nets mają tylko 15 celnych na 56 oddanych rzutów zza łuku w całej serii.
– Siatki nie wygrały ciągle meczu wyjazdowego w play offs od kwietnia 2007 (w Toronto).
– Bulls byli dopingowani przez 6-krotnego Mistrza NBA Scottiego Pippena, a Pająk dostał owację na stojąco w pierwszej połowie meczu.
Wynik: 79:76 dla Chicago (2:1 w serii dla Bulls).
Najlepsi strzelcy: Boozer (22pkt i 16zb), Deng (21pkt i 10zb), Hinrich (12pkt) oraz Lopez (22pkt i 9zb), Williams (18) i Johnson (15).
Boozer w koncu pokazuje to na co wszyscy w Chi Town czekali od kiedy dolaczyl do zespolu! brawo Bulls nastepna runda starcie z Miami. See Red!
Ja po tym meczu nie byłym taki pewny kto awansuję – końcówka +16 w 5 minut stracili. Tom brał 2 czasy i nie potrafił nic zmienić – a Nets nie grali w obronie jakoś wspaniale. Boozer nie łapie piłki sam pod koszem Noah wbiega pod kosz gubiąc piłke- Deng wymuszone rzuty.
Brooks był ważny w tym runie grał bardzo dobrze nie zdziwię się jak on przejmie minuty Bogansów Stockhousów i.t.p
To prawda Deng nie jest w zyciowej formie, Noah caly czas zmaga sie z kontuzja, Carlos mial slabszy moment, ale caly mecz ogolnie wielki plus. trzeba pamietac, ze Bulls sa slabi w ataku bez Rosa i dlatego glownie dobra obrona jest ich atutem. najwazniejsze jest to, ze potrafia dogrywac koncowki na swoja korzysc.
Nets czasu zabrakło jeszcze minut i moim zdaniem by wygrali. Przy -3 i 30 sekundach bodajże czy 20 musieli już faulować. Jakby nie musieli to Bulls nie wyglądali jakby mieli cokolwiek trafić i wszystko w rękach Joe oraz Derona. Swoją drogą Joe był wielki w końcówce mijał obronę Bulls jak chciał.