Jaka drużyną jest Oklahoma City Thunder bez Russela Westbrooka ? Wszyscy zadawali sobie pytanie, czy przy ewentualnym braku Russa, Thunder zyskają mistrzowski spokój i zespół na tym skorzysta, czy stracą swoją przebojowość z której są tak bardzo znani. Odpowiedź jak na razie nie jest w pełni znana. Grzmoty bez Westbrooka są innym zespołem niż jeszcze tydzień temu. Po Game 1 w którym gospodarze roznieśli w pył drużynę Rockets, wydawało się, że to będzie szybkie 4-0, ewentualnie 4-1. Kontuzja Westbrooka wszystko jednak zmieniła. Thunder nie radzili sobie z Rockets, którzy ewidentnie złapali wiatr w żagle i poczuli, że OKC są do ogrania. Świetnie grał Omar Asik i Chandler Parsons, a nie do zatrzymania był James Harden. Ostatecznie Kevin Durant Thunder pokonali w 6 spotkaniu Rockets i weszli do półfinału konferencji, gdzie czekają na nich już Grizzlies.
Spore problemy Thunder
Thunder kuleją bardzo mocno w ofensywie. Tutaj brak RW #0 jest aż nadto widoczny, ataki grzmotów nie kleją się tak jak zwykle i zespół bazuje raczej na indywidualnych zagraniach niż efektywnej grze zespołowej. Słabiej wygląda także gra z kontry, w której królował właśnie Westrbook. O ile w Game 3 udało się jeszcze uniknąć wpadki, o tyle w 2 kolejnych spotkaniach to Rockets z minuty na minutę rośli w siłę. Ostatnie spotkanie nieco zamazuje ten obraz, bo bardzo przyzwoicie zagrali Martin, Jackson i Fisher.
Rezerwowi Jackson i Fisher, może i zdobywają podobną ilość punktów co Westbrook, ale za to są znacznie słabsi w kreowaniu akcji kolegom. Brak Westbrooka jest widoczny, a tempo gry znacznie spadło po stronie Grzmotów. Rockets nadążali przez to w obronie się rotować i mogli spokojnie podwajać Duranta i wymuszać straty na Thunder. Rezerwowe jedynki OKC nie są takimi zawodnikami, jak Westbrook, ale na pewno nie można mówić, że Thunder zostali bez żadnego wartościowego rozgrywającego.
Lider zespołu z Oklahomy jest graczem, który nie czeka na reakcję obrony rywala, tylko zawsze wcześniej podejmuje decyzję jak zakończyć akcję. Czasami przynosiło to fantastyczny efekt, w postaci kompletnej demolki defensywy rywala, a czasami sprawiało, że fani Thunder mocno łapali się za głowę. Fisher i Jackson próbują grać rozsądnie co może i nawet im wychodzi, ale chyba nie do końca tego potrzebują Thunder. OKC to zespół zdecydowanie nastawiony na atak, szybki atak i w tym momencie sami sobie tą broń zabrali. Nic dziwnego, że Patrick Beverly był wygwizdywany przy każdym posiadaniu piłki.
Cała odpowiedzialność za grę Thunder spadła na Duranta, który robi co może. Wciąż był nie do zatrzymania dla Rockets, ale widać po nim, że kosztuje go to bardzo dużo siły i nerwów. Lekka frustracja, pogadanki z sędziami, ławką rezerwowych Houston, to nie są rzeczy naturalne dla Duranta, który chce po prostu grać w basket.
Rockets grali bardzo mądrze wiedząc, że Westbrook dowodził obroną na obwodzie i nie zaglądając Fisherowi w dowód, to nie jest ta sama jakość. Rakiety grały bezpiecznie, stawiając wysoko zasłony i zmuszając Thunder do zacieśnienia obrony, a wtedy szukali rozstawionych na obwodzie Hardena, Garcii i Beverleya.
Jeśli do roboty nie wezmą się Ibaka, Perkins czy Sefolosha to na miejscu kibiców Thunder nie spałbym spokojnie. Przed nimi niezwykle ciężka seria z Memphis Grizzlies. Duet Marc Gasol-Zach Randolph odprawił właśnie z kwitkiem Griffina i Jordana, a teraz Miśki mają chrapkę na Ibakę i Perkinsa. Nie powiem, że to Grizzlies są faworytem tej serii, ale serce podpowiada, że Thunder już w połowie mają będą mogli wyciągać z szafy wędki.
Historyczna szansa dla Rockets
Jeżeli Rakiety przeszłyby w 1 rundzie Playoffs Thunder to Patric Beverley zostałby prawdopodobnie świętym zawodnikiem tej organizacji, odebrałby złote klucze do miasta, jedna z ulic obok sali nosiłaby nazwę na jego cześć, a jego babcia zafundowałaby Jamesowi Hardenowi dożywotni zapas Pizza Rolls.
Tak się jednak nie stało i Patrick Beverley nie został królem nocy.
O ile w przypadku Thunder kontuzja Westbrooka była gwoździem do trumny, albo przynajmniej powodem do załamania, o tyle brak Jeremy’ego Lina nie bardzo martwił fanów Rockets. Bez niego Rakiety doprowadzili do 6 spotkania i były na prawdę bardzo blisko awansu do 2 rundy. Ciągle mam wrażenie, że kierownictwo Rockets za wszelką cenę chciało dostarczyć swoim kibicom jakąś niezwykła historię i tylko dlatego w składzie znalazł się Lin. Wydaje się jednak, że nie jest jeszcze gotowy(i możliwe, że nigdy ni będzie) aby być główną postacią w drużynie walczącej o wysokie cele. Jako rezerwowa jedynka jak najbardziej, ale Rockets bardzo dobrze radzą sobie pod wodzą Beverleya. Ostatnio więcej o tym pisał Paweł ->https://www.enbiej.pl/2013/05/03/5-powodow-dla-ktorych-rockets-powinni-pozbyc-sie-jeremy-lina/
Rockets przy kontuzji Westbrooka byli niewygodnym rywalem dla Thunder odkąd z dalekiej podróży wrócił Omer Asik. Center rodem z Turcji sprawiał ogromne problemy Perkinsowi i korzystał na tym, że często to Ibaka próbował zatrzymać Hardena i miał sporo wolnego miejsca pod koszem. Grzmoty musiały pomagać w pomalowanym swojemu Big Man’owi i tym samym zostawiały otwarte pole do gry obwodowym Rockets. Tak się składa, że Rakiety uwielbiają rzucać zza łuku, a do tego euro step Jamesa Hardena jest drugim najlepszym w całej lidze, zaraz po tym D-Wade’a.
Co dla Rockets mogła oznaczać tak dobra postawa w starciu z Thunder ? Oprócz tego, że Houston na dobre przypomniało sobie jak to jest być częścią wielkiej koszykówki, to zawodnicy mogli zapisać się w historii jako jedyny zespół, który ze stanu 0-3 zmienił losy serii i wygrał 4-3. Do tego sztuki tej dokonać na ubiegłorocznych finalistach. Ta historia byłaby jednak zbyt piękna i zapewne za rok nikt nie będzie pamiętał, że gdyby Rockets poszli za ciosem w 3 kwarcie szóstego spotkania, to czekalibyśmy właśnie na Game 7 i fani Thunder pociliby się za strachu.
Ta seria dała jasny sygnał do reszty ligi, że warto być częścią Rockets, bo w zespole po T-Macu i Yao znowu wróciło życie. O co chodzi? Chociażby o sfrustrowanego Dwighta Howarda, który chyba jednak nie wytrzymał presji gry obok Koby’ego Bryanta i bycia liderem zespołu. W Houston na pewno oczekiwaliby od niego także wielkich rzeczy, ale zawsze w zapasie byłby James Harden. Swoją drogą duet Harden-Howard mógłby sporo namieszać na zachodzie. Pasowałby do gry Rockets, bo jeszcze bardziej zmuszałby rywali do zacieśniania pola gry i otwierałby tym samym wolne pozycje dla strzelców. Oprócz niego na rynku będzie kilku ciekawych zawodników (np. mający dość Atlanty-Josh Smith), a ewentualnie na Omera Asika chętni powinni się znaleźć.
Grizzlies mają ogromną szansę na finał konf. i prawdę mówiąc wolałbym ich tam widzieć zamiast Thunder.Brak Westbrooka otworzyła przed Grizzilies nowe możliwości a osłabiła znacząco Thunder. Seria będzie długa i wyczrpująca.